- Jest szansa, że ona już tu nie wróci? - odważyła się zapytać Magda.
- Minimalna. Co ostatnio przerabialiście? - Odruchowo sięgnął po leżącą na mojej ławce książkę, obejrzał ją z niejakim zdumieniem, a potem odłożył.
- Potop szwedzki - wyjaśniłem. - Doszliśmy do wyparcia najeźdźców z Polski.
- Znakomicie. A zatem, jak się zapewne domyślacie, po ustąpieniu najazdu kraj był kompletnie spustoszony. W wyniku działań wojennych, głodu i przywleczonych chorób zmarła lub uciekła, porzucając wsie, jedna trzecia mieszkańców. Jan Kazimierz tymczasem na wyposażenie armii zaciągnął gigantyczne pożyczki...
Referował sytuację znakomicie, płynnie, jakby czytał z książki.
Oto prawdziwy nauczyciel, pomyślałem z żalem. Nie to, co tamta...
Spostrzegłem, że coś wysunęło się z książki Tomka. Zakładka albo pocztówka. Spróbowałem dopchnąć palcem, jednak nie wchodziła. Nie chciałem grzebać w jego rzeczach, ale nie miałem wyjścia. Otworzyłem. To była fotografia. Przedstawiała piękny miecz, chyba średniowieczny. Włożyłem obrazek głębiej i zamknąłem tomiszcze.
*
Komisja dyscyplinarna ulokowała się w pokoju pedagoga szkolnego. Zaczęli od przesłuchań uczniów z klasy, w której Grucha była wychowawczynią. Potem przyszła kolej na nas... Na mnie. Zapukałem i wszedłem do środka. Facet w garniturze był chyba z kuratorium, drugi, w mundurze, reprezentował organa ścigania, jako trzeci siedział nasz dyrektor. Na jego widok zrozumiałem, że całe to przesłuchanie będzie farsą, podobną do obrad tych od afery Rywina. Mimo to byłem gotów.
- Sławomir Ciachorowski - rzucił dyro do faceta z kuratorium. Ten kiwnął głową i odhaczył moje nazwisko na liście.
- Opisz własnymi słowami, co się wydarzyło.
- No więc pani Gruszczyńska wyrwała Tomka do odpowiedzi - powiedziałem, starannie dobierając słowa. - Odpowiadał znakomicie, aż doszedł do...
- Nie mógł odpowiadać znakomicie - przerwał mi dyro. - Neborak był kompletnym tumanem historycznym. W ciągu miesiąca nauki zgromadził osiem jedynek... - wyjaśnił pozostałym.
- Rozumiem. - Facet w garniturze skinął potakująco. - A zatem odpowiadał słabo i otrzymał kolejną ocenę niedostateczną? - zwrócił się do mnie.
- To nieprawda - zaprzeczyłem. - On bardzo lubił historię...
- Dostał pałę i co dalej? - zapytał policjant.
- Próbował przedstawić dowody na poparcie swojej tezy i dostał drugą. To go załamało.
- Jak często wcześniej zdradzał objawy zaburzeń psychicznych? - indagował mundurowy.
- Zaburzeń? - zdumiałem się. - To był najzdrowszy chłopak pod słońcem! Ona go zaszczuła!
- Był pod opieką szkolnego psychologa - wtrącił dyrektor. - Chcieliśmy go nawet wysłać do specjalniaka...
- Dobra, nie mamy czasu na drobiazgi - przerwał urzędnik. - Dostał drugą jedynkę i co?
- Otworzył drzwi i wyszedł.
- Wyszedł czy wybiegł?
Zamyśliłem się na chwilę.
- Wyszedł. Był kompletnie załamany. To ona go wykończyła! - wybuchnąłem. - Przez miesiąc traktowała go jak szmatę! To psychopatka.
- Ciachorowski, licz się ze słowami - warknął dyro.
- Chyba nie lubisz swojej nauczycielki, co? - uśmiechnął się bubek z kuratorium. - Swoją drogą, z ciebie też niezły ancymon, sześć jedynek...
Zaczerwieniłem się.
- Na mnie też się uwzięła.
Dyrektor westchnął i teatralnie uniósł oczy ku sufitowi, a ja zrozumiałem, że moja szczerość w najbliższym czasie drogo będzie mnie kosztować. Wychodząc ze szkoły, wiedziałem już, że nic z tego nie będzie, że wyciszą całą sprawę. Szkolny psycholog pewnie wyprodukował całą dokumentację dowodzącą, że nasz kumpel był niezrównoważony psychicznie... To, co powiedziałem, nie ma większej wartości - opinia ucznia z takimi ocenami jest dla nich bez znaczenia.
*
Mieszkali w niedużym domku koło piekarni na skraju osiedla. Zadzwoniłem do furtki. Zamek szczęknął i otworzył mi dobrze zbudowany mężczyzna. W ręce krzepko dzierżył potężnych rozmiarów topór.
- Dzień dobry - wykrztusiłem stremowany.
- Przepraszam, właśnie rąbałem drewka. - Jakby się zawstydził. Odstawił narzędzie mordu na ziemię. - Byłeś kolegą Tomka ze szkoły?
- Sławek - przedstawiłem się. - Przyniosłem jego torbę i książkę...
- Aha, tak. - Uśmiechnął się smutno. - Dziękuję bardzo. Może wejdziesz na chwilę?
Po plecach przebiegł mi dreszcz.
- Nie, dziękuję, muszę już lecieć - bąknąłem. - Mam takie pytanie: mogę przeczytać? Oddam za kilka dni.
- Zaciekawiło cię rzemiosło katowskie?
- To chyba były fajne czasy - odparłem. - Sprawiedliwość powinna być twarda.
- Masz rację. - W jego oczach zalśniło coś ponuro. - Są ludzie, którzy nie powinni chodzić po ziemi...
Uśmiechnął się jeszcze raz na pożegnanie i wprawnym ruchem ręki złapał stylisko swojej „siekierki". Ukłoniłem się i zwiałem.
*
Grucha wróciła w poniedziałek, dwa dni po pogrzebie Tomka. Weszła do klasy i popatrzyła na nas z czarującym uśmiechem psychopatki. Skuliłem się odruchowo. W dodatku cholernie chciało mi się sikać - nie zdążyłem na przerwie, sądząc, że jakoś wytrzymam godzinę.
- Ciachorowski, robaczku - syknęła jadowicie - słyszałam, że byłeś bardzo elokwentny, odpowiadając na pytania komisji dyscyplinarnej. Zobaczymy, czy z twojej elokwencji cokolwiek zostało.
- Do odpowiedzi? - jęknąłem.
- A coś ty myślał? Że będziesz mnie, gnoju, bezkarnie oczerniał? - Zaczerwieniła się ze złości. - Już ci mówiłam, gdzie jest miejsce takich tumanów jak ty... Siadaj, pała.
*
Wahałem się trzy dni. Wreszcie nie wytrzymałem. Dochodziła szósta wieczorem, nad miastem zapadał ciepły jesienny zmierzch. Zapukałem do drzwi Neboraków. Znów otworzył mi ojciec Tomka. Tym razem nie trzymał w ręce topora, ale przez ramię miał przerzucony zwój grubego konopnego sznura.
- Ach, to ty - przywitał mnie. - Wpadłeś oddać książkę? Jak ci się podobała?
- To też. - Kiwnąłem głową. - Ale mam sprawę...
- Czym jeszcze mogę służyć?
Poczułem, że wie. Wyjąłem zdjęcia, które znalazłem wetknięte między kartki. Tomek, kilku chłopaków, jakaś dziewczyna, paru dorosłych. Wszyscy poprzebierani w piękne średniowieczne stroje katowskie, wokoło narzędzia tortur, przerażeni dresiarze powkręcani w żelaza...
- To z naszego zjazdu rodzinnego - wyjaśnił. - Wejdź, proszę.
Usiedliśmy w saloniku. Stoliczek o szklanym blacie, na ścianie topory i miecze...
- Obejrzyj sobie - zachęcił.
Zdjąłem ten najładniejszy. Na ostrzu gotyckie literki układały się w napis Me Fecit Solingen.
- To pamiątka rodzinna - powiedział. - Przechodzi z pokolenia na pokolenie od co najmniej pięciuset lat.
- Proszę mnie przyjąć do cechu - wypaliłem. - Bo chyba nadal stanowicie cech?
Westchnął.
- To paskudne zajęcie, brudne, krwawe i co więcej, chwilowo nielegalne...
- Całe życie marzyłem o tym, że ktoś przyjdzie i zaprowadzi porządek. Ukarze winnych, poucina głowy wrednym nauczycielom. A teraz widzę, że się nie myliłem, że jest organizacja, siła, która może tego dokonać. Chcę wymierzać sprawiedliwość razem z wami.
- To nie jest łatwy zawód - powiedział. - Mamy swoją akademię, szkołę katów zakamuflowaną jako liceum z internatem. Tomek miał opory... Jeśli pomożesz mi w jednej sprawie, możemy się zastanowić.
Domyśliłem się, co mam zrobić, i moja twarz rozciągnęła się w uśmiechu.
- Dobra, omówimy sobie parę szczegółów z dziedziny psychologii... - zaczął.
Читать дальше