- Miałeś rację - powiedział. - To klewang. - Pokazał broń spoczywającą na stoliku.
Rękojeść wykonana została ze zdobionej brązem ludzkiej kości udowej. Ostrze, nieco poszczerbione, wykuto starannie z żelaza. Nawet z tej odległości widać było na nim rude plamy po niedokładnie wytartej krwi. Skórzewski poczuł chłód w żołądku. A zatem dopadli zagadkowego mordercę.
- To oznacza, że moje usługi są już niepotrzebne? - Zwiesił ponuro głowę.
- Wręcz przeciwnie - mruknął Krwawy Feliks. - Morderca został wyeliminowany, ale nie przybliżyło nas to do wyjaśnienia podstawowego problemu: po co to robił? Zastrzelili go, niestety, nic nam już nie powie, ale mamy ciebie, doktorze. - Wyszczerzył bezzębne dziąsła w straszliwej parodii uśmiechu.
- Co mam zrobić?
- Przeanalizować wyniki jego badań i wydedukować, o co w tym wszystkim chodziło. Tu są preparaty, które wykonał. Urżnięte głowy oraz mózgi zostaną dostarczone za parę minut. Możesz badać sobie spokojnie i wyciągać wnioski. Pośpiechu już nie ma. Zaczekam choćby i trzy dni.
Chwilę potem konwojenci przynieśli resztę zabezpieczonych dowodów. Skórzewski rozpoznał swój mikroskop, ale opanował się tytanicznym wysiłkiem. Nie zdradził, że zna tożsamość „łowcy".
Przez wiele godzin oglądał preparaty. Część wykonano bardzo niewprawnie, kolejne były coraz lepsze. Jaki szalony pomysł skłonił starego profesora orientalistyki do ucinania ludziom głów? Czego szukał w ich mózgach, wykorzystując najlepszą metodę i najlepszy dostępny mikroskop? Skoro barwił tkankę, prawdopodobnie chodziło mu o odnalezienie jakichś bakterii. Ale jakich? Przecież pod mikroskopem widać było zupełnie czyste plastry kory mózgowej.
*
Twarda prycza, zawszony koc, pod głową resztki wypchanej słomą poduszki... A miała być czysta pościel, pomyślał z przekąsem doktor. Zapadł w sen. Znowu był młodym lekarzem świeżo po studiach. Szedł przez zaułki Gamie Bryggen w Bergen w towarzystwie Armauera Hansena. Gdzieś w mroku krył się demon choroby - już go widzieli, plamę ciemniejszą od mroku. Odwrócił ku nim twarz, przeżarte trądem oblicze starego żebraka. I nagle Skórzewski był sam, szedł przez ciemny, skuty mrozem Petersburg. Potykał się na nierównym bruku. Spojrzał pod nogi. Nie, to nie były kocie łby, tylko głowy urżnięte bolszewikom. Wszystkie rozpiłowane. Pomiędzy nimi wmarznięte w nawierzchnię spoczywały strzępki ludzkich mózgów. Nagle doktor stanął na niedużym placyku. W centrum majaczyła czarna sylwetka w obszarpanym szynelu. Skórzewski ruszył w tamtą stronę, dobywając szabli. Stwór odwrócił się, pokazując wredną gębę zwolnionego z katorgi kryminalisty. Na rękawie nosił opaskę czerwonogwardzisty. Doktor złożył się do ciosu, ale spostrzegł, że trzyma tylko rękojeść broni. Demon uniósł rękę, długie palce ze szponiastymi paznokciami pociągnęły za supeł tasiemki, rozplątując ją. Szmatka załopotała na wietrze i postać rozsypała się w pył. Czerwona chmura rozwiała się momentalnie na wietrze... Coś cicho brzęknęło o bruk. Lekarz pochylił się i podniósł z kamieni szklaną płytkę z preparatem. Usłyszał jeszcze szyderczy śmiech i się obudził.
Leżał przez chwilę w nagłym olśnieniu, składając wszystkie elementy łamigłówki w jedną logiczną całość. Wiedział. Już wiedział...
*
- Socjalizm to epidemia!
- Epidemia?! - powtórzył Dzierżyński. - Co masz na myśli?
Siedzieli w gabinecie dowódcy WCzK, za oknem miękko prószył śnieg. Przyjemne zimowe przedpołudnie. W kominku dobrze napalono, obsługa przyniosła herbatę, bardzo dobrą, pewnie ze skonfiskowanych jakiemuś arystokracie zapasów. Lekarz chwilami prawie zapominał, że ich rozmowa to dialog skazańca z katem.
- Jeśli naniesiemy na mapę Europy wszystkie miejsca, gdzie w ciągu ostatnich kilku miesięcy wybuchły rewolucje lub powstania proletariatu, otrzymamy...
- Czekaj. - Dzierżyński powstrzymał lekarza gestem. Z szafy wyciągnął atlas. - Rysuj. - Podał wieczne pióro.
- Zaczyna się tu, w Petersburgu i w Moskwie. - Skórzewski zaznaczył dwa kółka. - Potem mamy Mołdawię, Węgry oraz dość odległy Ural. Następnie Berlin, Bawaria, Włochy...
- Coś jakby spirala?
- Raczej kręgi, jak od kamienia rzuconego w wodę. Uderza w taflę, wzbija falę i nieco kropli. Te padające wokoło tworzą fale wtórne...
- Rozumiem.
- Im dalej od centrum, tym rewolucje słabsze i szybciej tłumione - Skórzewski dokończył swój wywód.
Krwawy Feliks przespacerował się po gabinecie.
- Nie mają kontaktu z nami, brak im pieniędzy, kadr... Więc i szybciej władza upada.
- Wierzy pan w to? Wszyscy wiedzą, że Lenin wyekspediował miliony w złocie do Szwajcarii. Wszystkie grupy rewolucyjne otrzymały bardzo podobną pomoc. Wszędzie dotarli wasi emisariusze. Wszędzie byli i miejscowi marksiści, gotowi w każdej chwili chwycić za broń. Tylko że...
- Masy! - przerwał mu Dzierżyński. - Tu, w Petersburgu, przechwyciliśmy władzę, bo poparła nas ulica! Tam ludzie w mniejszym stopniu poszli za czerwonym sztandarem.
- Tak. Zwykły opór, konserwatyzm i zdrowy rozsądek społeczeństwa zdusił w zarodku wasze plany. I to właśnie podpowiedziało mi rozwiązanie tej zagadki. Jeśli dokładnie przeanalizujemy mapy, zauważymy, że wokół na przykład Berlina też doszło do kolejnych słabszych wystąpień. Jakby dodatkowe kręgi. Coraz słabsze.
- Dobra. Przejdźmy do konkretów.
- Identycznie przebiegała niedawna epidemia grypy. Rozchodzące się kręgi zachorowań. Wirus się zdegenerował, stracił zjadliwość.
- Zaraza... To niemożliwe!
- To jest epidemia. - Skórzewski popatrzył mu prosto w oczy. - Bakcyl rewolucji, czerwona gorączka.
- Co ty bredzisz?!
- Wasza ohydna idea jest nie do zaakceptowania przez normalnego, zdrowego człowieka. Przyswoić ją może jedynie osobnik zakażony. Człowiek, którego mózg pracuje inaczej niż u zdrowego.
- To musi być przypadkowa zbieżność.
- Nie. To już raz nastąpiło. Pamięta pan, jak to było podczas rewolucji francuskiej? Wybuchła w Paryżu, ale im dalej od miasta, tym oddziaływanie słabsze. - Otworzył atlas na mapie Francji i znowu zaczął rysować kółka. - Tam, gdzie dotarły grupy inicjatywne, wybuchły powstania, ale prowincja nowinki rewolucyjne przyjmowała z tym większym oporem, im dalej i im później dotarli na nią piewcy nowego porządku. Wreszcie była Wandea - zakreślił wskazany obszar - gdzie rewolucja w ogóle nie zdołała zapuścić korzeni, tam wprowadzono ją siłą i dopiero po rzezi tysięcy autochtonów...
- Jak to wyjaśnić?
- Rewolucja wybuchła jesienią po trzech kolejnych latach nieurodzaju. Ludzie w miastach byli niedożywieni. Wandea to okręg rolniczy, jedne z najżyźniejszych ziem Francji. Człowiek syty jest odporniejszy na wszelkie zakażenia. A może było jeszcze inaczej? Drobna odmienność fizjologii. Inne pochodzenie wystarczyło, by posiadali naturalną odporność. Zresztą sami wiecie, jak to wygląda tutaj. Wasze idee radośnie podchwycili Żydzi i Łotysze. Lenina chroni pewnie ze czterystu Chińczyków. Rosjanie okazali się odporniejsi, tysiące z nich uciekło walczyć w oddziałach białych. A Polaków w waszych władzach jest niewielu.
- A zatem istnieje bakcyl wywołujący rewolucję. A raczej sprzyjający rewolucji.
- Specyficznej rewolucji. Rewolucji, która daje możliwość rozładowania agresji. Która w zbiorowych gwałtach i upadku moralności daje możliwość zaspokojenia znacznie podwyższonego popędu seksualnego. Ludzi cierpiących na czerwoną gorączkę raczej nie namówicie do czynienia pokuty w klasztorach, choć kto wie czy nie poszliby na krucjatę przeciw niewiernym. Tak jak na Ukrainie. Macie tam niewielkie poparcie, ale ten kraj uległ zakażeniu, tylko że ktoś je wykorzystał, by rzucić hasło pogromów Żydów i bolszewików. Myślę, że ten bakcyl pojawia się na ziemi już po raz kolejny. Najazdy Scytów, Hunów, Wandalów, nagła i niewytłumaczalna eksplozja islamu, wojny religijne XVI i XVII wieku, Francja...
Читать дальше