Nie, do pałacu nie wejdzie.
Ale Jori?
Znała to imię. Indra krzyknęła tak, zanim straciła przytomność wtedy na ulicy, Jori to ten młody chłopak, z którym Indra rozmawiała tuż przedtem, obrzucił wtedy ją, Griseldę, lubieżnym wzrokiem.
Łatwa zdobycz, musi z nim tylko porozmawiać. Może opuści pałac, wyruszając na poszukiwanie chętnych do udziału w wyprawie? Griselda będzie czekać gotowa.
Ale… Zdrętwiała. O czym oni teraz rozmawiają?
Mówiła dziewczyna:
– Wygląda na to, że Thomas i Oriana się odnaleźli, są nierozłączni, a jej udało się odegnać nieco jego melancholię, rozmawiają i śmieją się razem. Oriana zdołała chyba przepędzić przynajmniej część paskudnych wspomnień o czarownicy.
Griselda mało nie pękła z wściekłości.
– Doskonale – ucieszył się Jaskari – Co prawda Oriana jest od niego sporo starsza, ale tutaj się to szybko wyrównuje. Już wygląda znacznie młodziej, niż kiedy przybyła.
– On za to pojawił się w Królestwie Światła w siedemnastym wieku – przypomniała Elena ze śmiechem. – Więc jeśli już mówimy, kto tu jest starszy…
– Masz rację, masz całkowitą rację. Pojęcia czasu stoją tu na głowie, okropnie można się w tym zaplątać.
Jaskari przyglądał się Elenie, która elegancko ocierała kąciki ust serwetką po pysznym deserze. Myślał o tym, jak nieładnie potraktował ją i jej szczere zauroczenie jego osobą. Gdyby Indra nie włączyła się w sprawę, wciąż podejrzewałby Elenę o wielką niestałość i nie chciał jej zaufać. Z dreszczem niezadowolenia z samego siebie przypominał sobie, jak rozważał, czy nie poprosić jednego z przyjaciół o okazanie jej zainteresowania, żeby sprawdzić, czy nie zadurzy się i w nim. Jakież to niskie i egoistyczne z jego strony! Gdyby Indra się o tym dowiedziała, nie chciałaby więcej z nim rozmawiać.
Oczywiście intryga nigdy nie doszła do skutku, lecz już sam ten pomysł zmuszał go do zastanawiania się, czy nie jest zazdrosny ponad dopuszczalne granice. Wstydził się teraz jak skarcony pies. Elena jest przecież taka śliczna, taka kochana, taka naiwna, a on chciał…
Nagle poczuł, że powieki same mu opadają i mało brakowało, a zleciałby z krzesła. Potrząsnął głową, żeby się obudzić, i powiedział wesoło:
– Jeśli skończyliśmy już jeść, to muszę powiedzieć, że zamierzałem spytać, czy miałabyś ochotę wpaść do mnie na filiżankę kawy, mieszkam przecież niedaleko, właściwie mój dom stąd widać. To ten, przed którym stoją czerwone ławki.
– Dobrze wiem, gdzie mieszkasz – odparła Elena urażona. Jakże mogłaby tego nie wiedzieć? – Ale, Jaskari, ty się ledwie trzymasz na nogach, chyba powinniśmy przełożyć tę kawę na inny dzień.
Jaskari dostrzegał słuszność w jej słowach, nie miał jednak ochoty jej wypuszczać, kiedy już ją miał. Ujął ręce dziewczyny ponad stołem i pocałował je.
Ale są dla siebie słodcy, pomyślała Griselda wściekła. Jej bystre oczy badawczo przyglądały się Elenie, wbijała sobie w pamięć każdy szczegół jej twarzy, każdy ruch, mimikę, sposób mówienia, ubranie, wszystko.
Fuj, ten głupek wyjął kwiat z wazonu i wsunął go we włosy dziewczyny. Oboje zakochani roześmiali się. Są śmieszni, czy sami tego nie czują?
Para idiotów.
Do diabła, co on wygaduje?
– Eleno, wiesz, co do ciebie czuję…
– Nie, już teraz nie wiem – odparła nieśmiało.
– Nic się nie zmieniło. O niczym bardziej nie marzę niż o zaproszeniu cię do siebie, posprzątałem nawet i pozmywałem, a brudne ubranie wepchnąłem jak najgłębiej do szafy. Przygotowałem się na to spotkanie, ale…
– Ale jest coś, czego pragniesz jeszcze bardziej – uśmiechnęła się Elena wyrozumiale. – Chcesz położyć się spać.
– To prawda – przyznał Jaskari ze wstydem, lecz nie bez ulgi. – Nie spałem od ponad dwóch dni. Ale spotkajmy się znów jak najprędzej, najchętniej już jutro, choć to chyba niemożliwe…
Wyszli z rozświetlonej restauracji i Griselda niczego więcej już nie słyszała. Widziała natomiast, jak zatrzymują się przed lokalem, jak chłopak przyciąga dziewczynę do siebie i patrzy jej głęboko w oczy. Puścił ją prędko i odszedł.
To ja, pomyślała Griselda, to ja powinnam być na jej miejscu!
Prędko opuściła restaurację i pobiegła do swojego pokoju. Przed wejściem do restauracji na jasnej podłodze leżał kwiat hibiskusa, Griselda złapała go chciwie, na pewno wypadł z włosów Eleny. Doskonale, lepiej już być nie mogło.
Idąc po schodach do pokoju – Griselda nie lubiła wind, tych podstępnych pułapek, z których może być trudno się wydostać – rozmyślała gorączkowo.
Zamierzała wykorzystać najtrudniejsze ze wszystkich swych magicznych umiejętności.
Będzie musiała wybrać się do domu, do swej tajemnej izdebki, nie miała przy sobie wszystkich składników niezbędnych do odprawienia rytuału.
Zadrżała na myśl o tym, co ją czeka. Jej plan wymagał od niej ogromnie dużo, lecz jeśli wszystko się uda, naprawdę zatriumfuje.
Griselda stała w izdebce, w której przechowywała swoje najbardziej tajemne wywary i środki
Była już prawie gotowa. Ręce miała czarne i lepkie, wysmarowane aż do łokci smołą i tłuszczem przestępcy, który umarł przez samopodpalenie. Gorzki wywar z jeszcze bardziej makabryczną zawartością stał przed nią na stoliku, przygotowany do wypicia. Miała już wszystkie niezbędne składniki poza jednym: świeżą krwią niemowlęcia. Poza tym znalazły się tam odchody niedźwiedzia, wino mszalne i rzeczy, o których nie powinno się wspominać.
Ale gdzie szukać niemowlęcia?
Znała pewną rodzinę, która zostawiała na noc swoje dziecko na werandzie, widziała, jak układają maleństwo w wózku. Mieszkali niedaleko, lecz Griselda musiała zachować ostrożność.
Dziesięć minut później już zakradała się na werandę, zgięta wpół przemknęła do wózka i podstawiła pod rączkę dziecka maleńką miseczkę. Czubkiem noża nacięła kciuk niemowlęcia, bardzo delikatnie, żeby nie zaczęło płakać. Nie wahałaby się przed poważniejszym skaleczeniem malca, gdyby się nie bała, że zostanie odkryta.
Dziecko pisnęło żałośnie, gdy z małego paluszka wyciskała kilka kropli krwi. Na czworakach, a właściwie na trojakach, bo w jednej ręce niosła miseczkę, podczołgała się do ściany werandy i przez nikogo nie zauważona zniknęła wśród roślinności między domami. Ani trochę nie przejęła się czarnymi śladami smoły, które zostawiła na bielutkim kocyku w wózeczku.
Teraz miała już wszystko.
W domu przed lustrem rozebrała się do naga i z zachwytem przyglądała się własnemu odbiciu. Do stu piorunów, czarująco wygląda jako piętnastolatka, emanuje wprost magnetyczną zmysłowością. Niewiele brakowało, a Griselda, wkładając we włosy kwiat Eleny, zakochałaby się sama w sobie.
Nie miała jednak na to czasu, odetchnęła głęboko i chwyciła duży kubek, w którym nareszcie znalazły się już wszystkie składniki niezbędne do sporządzenia czarodziejskiego wywaru. Trzymając go w obu rękach przed lustrem, zaczęła odmawiać magiczne zaklęcia, przepadłe już dawno we mgle minionych stuleci
Podniosła kubek wysoko i wypiła parujący wywar.
Dech zaparło jej w piersiach. Cóż za obrzydliwy smak! Warto jednak go poczuć. To smak zemsty, a jednocześnie rozkosznej miłosnej przygody.
Obserwowała się w lustrze, widziała, jak jej młodą twarz ściąga ból, potem straciła przytomność, lecz tylko na krótką chwilę.
Jaskari usiłował się wydobyć z głębokiej studni snu. Słyszał, że ktoś dzwoni do drzwi.
Читать дальше