Miranda podeszła do Indry i położyła jej ręce na ramionach.
– Jestem z ciebie dumna, starsza siostro – powiedziała cicho.
– Dziękuję – speszyła się i wzruszyła Indra.
– I wiesz, z radością powitam szwagra, którego dla mnie wybrałaś.
– Gdyby tylko mogło się to ziścić – westchnęła Indra.
– Powodzenia, macie pełne wsparcie moje i Gondagila.
– Dobrze wiedzieć – ucieszyła się Indra, a po chwili spytała głośno: – I co teraz robimy? Chodzi mi o stronę praktyczną. Wracamy do domu i odwołujemy całą wyprawę?
Oczy wszystkich skierowały się na Marca i Rama, a w pewnym stopniu również na Joriego. To on wszak organizował całe przedsięwzięcie, lecz ostatnio jakby usunął się na bok.
Trzej mężczyźni pytająco popatrzyli na siebie, aż wreszcie Marco skinął głową.
Decyzję zaś obwieścił Ram:
– Nie, jedziemy. Wszystko jest załatwione, a upłynie zbyt dużo czasu, zanim zorganizujemy ekspedycję od nowa.
Marco dodał:
– Musimy wykorzystać czas, jaki mamy. Nie wiemy, czy i kiedy Griselda postanowi znów się pojawić. Nie wiemy przecież, jaką metodą się posługuje, żeby wrócić do życia. Ci, których nienawidzi i na których chce się zemścić – po dzisiejszym dniu jest ich na pewno zdecydowanie więcej – najbezpieczniejsi przed nią będą w Ciemności, ale naturalnie nie zaprzestaniemy poszukiwań jej sakiewki.
Ram już zaczął działać.
– Zaraz zadzwonię do Roka i Armasa, poproszę, żeby zaplombowali jej dom i przeszukali wszystkie miejsca, które odwiedzała. Im szybciej odnajdziemy tę tak zwaną torebkę, tym lepiej. Nie wiadomo przecież, w jaki sposób ona powraca.
– Ostatnim razem trwało to trzysta lat – przypomniał Thomas.
– To prawda, ale jej odrodzenie może nastąpić w każdej chwili. Nie możemy dać jej na to szansy.
Okazało się, że mniej więcej połowa uczestników ekspedycji pragnie się z niej wycofać. Na początku było ich czterdzieścioro pięcioro. Kiedy Ram policzył, ile osób woli powrócić do spokojnego życia, wraz ze Strażnikami, których chciał wysłać na poszukiwania „duszy” Griseldy, pozostało jedynie dwadzieścia siedem osób i duchów łącznie.
Zaczął rachować, tyle mogło wystarczyć. Silna, zdecydowana, choć mniejsza grupa lepsza jest od gromady niepewnych uczestników.
W Ciemność chcieli wyruszyć: Marco, Dolg i Móri. Ram, Indra, Miranda i Gondagil. Jori, Oriana, Thomas, Berengaria, Siska, Oko Nocy i Tsi-Tsungga. Jaskari i Elena. Trzej Strażnicy, jeden Madrag, jeden laborant, jeden weterynarz i Lenore. Sol, Nauczyciel, Nidhogg i Zwierzę.
Jaskari powinien właściwie zostać w domu razem z Eleną, lecz wtedy nie mieliby żadnego lekarza, Ram usiłował nakłonić do powrotu Lenore, ale ona nie chciała się zgodzić na taki pomysł. Ram zastanawiał się nawet, czy Talornin nie wysłał jej tu w roli szpiega, pilnującego, by między nim a Indrą do niczego nie doszło.
Marco uśmiechnął się do tych, którzy pozostali, lecz w jego uśmiechu wiele było smutku i zmęczenia.
– Zajmijmy się czymś pozytywnym i konstruktywnym, czymś, co podniesie nas na duchu po tej strasznej historii. Spieszmy na ratunek wyjątkowym, pięknym zwierzętom.
– Niech żyją zwierzęta! – mruknęła Indra, wyraźnie czyniąc aluzję do ludzkich charakterów.
– Tak – powiedział Ram. – Chodź, Gondagilu, najwyższy czas wyruszyć w drogę.
Odwrócił się w stronę Indry i nie zważając na to, że wszyscy włącznie z Lenore patrzą, pogładził ją po policzku.
– Zobaczymy się w Ciemności, Indro, już niedługo.
– Tak, zobaczymy się już niedługo – powtórzyła szeptem Indra.
Zaczęli się ruszać, ten konglomerat przeróżnych ras i gatunków, krzyżujących się uczuć, niemożliwych konstelacji i trójkątów.
Ale jeden kłopotliwy kąt w wielu trójkątach przestał już istnieć.
Griselda.
Czy na zawsze?
Ale co tam, wyruszali teraz w Ciemność, by walczyć z potworami i cieniami z Gór Czarnych.
Wszystko inne nieważne!
***