– Puść mnie, Ram!
Lemur zrozumiał wreszcie, że nie ma wyboru. Poprosił Indrę o fotografię, a kiedy już ją dostał, pokazał Joriemu.
Wyrywający się chłopak zdrętwiał. Jak sparaliżowany wpatrywał się w zdjęcie, na którym Ram dokładnie mu wskazał to, co powinien zobaczyć.
– Ach, nie! – jęknął. – Nie, to nie może być prawda!
– Ale jest. Czy teraz już możesz milczeć?
Jori pozieleniał na twarzy, schylił głowę, z trudem chwytając oddech, nie był w stanie myśleć jasno. Fotografia, którą trzymał w rękach, drżała.
Sol pociągnęła Griseldę za sobą na środek szerokiej ścieżki prowadzącej do muru. Nie była pewna, jakie powinno być jej następne posunięcie, wiedziała bowiem, że Griseldy nie da się zbyt długo oszukiwać. Oczywiście mogła z powrotem rozpłynąć się w powietrzu, to jednak byłoby jej klęską. Przez cały czas miała w uszach głos duchów Móriego:
„Teraz nasza kolej, oddaj nam pałeczkę, Sol”.
Ona jednak nie miała na razie na to ochoty.
Jaskari z wieżyczki obserwował zajście z wielkim zdziwieniem. Zobaczył, że Tsi siedzący na gałęzi woła do Sol, prosząc, by zostawiła biedne dziecko w spokoju. Jaskari w pełni się z nim zgadzał. Zeskoczył z Juggernauta, żeby zwrócić uwagę Marcowi i Ramowi, którzy zdawali się przyjmować wydarzenia z wielkim spokojem. Co w nich wszystkich wstąpiło? Czyżby zapomnieli, co nakazuje przyzwoitość?
– Co to za dowcipy? – spytał Joriego.
Niedobrze się stało, Ram powinien był schować fotografię, ale Jori wciąż trzymał ją w ręku i bez słowa, blady i wstrząśnięty, pokazał zdjęcie Jaskariemu.
Jasnowłosy kłębek mięśni popatrzył na nie zdziwiony.
– Co to ma znaczyć?
Urwał. Jego dłoń zgniotła brzeg zdjęcia, aż Jori musiał mu je odebrać, bo mogło wszak przydać się jeszcze jako dowód. Elena wciąż stała przy gąsienicy Juggernauta, nie pojmowała, dlaczego twarz Jaskariego nagle tak strasznie się zmienia. Przeraziła się. Co było na tym zdjęciu, w które wszyscy się wpatrywali, i dlaczego Sol tak brzydko drażni się z Evelyn?
Z gardła Jaskariego wyrwał się dziwny dźwięk, głęboki, jakby z samej głębi duszy, przeradzając się w szaleńczy wrzask. Chłopak wspiął się z powrotem do Juggernauta i zapuścił silnik, tak jak Madragowie z dumą przed chwilą go nauczyli. Wszyscy inni pozostali na ziemi, lecz Jaskari nie widział nikogo, miał tylko jeden cel.
– Nie, Jaskari, nie! – zawołał Marco. – Nie rób tego, musimy się dowiedzieć, gdzie…
Jaskari nie słuchał. Widział tylko tę, która zniszczyła kruche, piękne uczucie, łączące jego i Elenę. Czarownicę, która zbrukała go tak, że trudno mu będzie znaleźć radość w zbliżeniu z tą, którą kochał.
Dla takiej nikczemności nie ma miłosierdzia.
Gąsienice Juggernauta zaskrzypiały i nieubłaganie potoczyły się po trawie.
Griselda słyszała ogłuszający ryk straszliwego pojazdu, ale nie miała czasu na zajmowanie się głupimi nowoczesnymi maszynami, obróciła się w koło i rozejrzała za kobietą o żółtych oczach, ale ta gdzieś zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu. Griselda chętnie by się nauczyła takiej sztuki.
Gdzie ona jest? Gdzie się podziała? Muszę odzyskać swoją torebkę, to niemożliwe, żeby ją odnaleźli!
Ale skąd mogli wiedzieć, że moja tajemnica ukrywa się właśnie w sakiewce?
Griselda za późno zrozumiała, że sama się zdradziła.
Zielony leśny faun wołał z drzewa:
– Zatrzymaj się, Jaskari, nie widzisz, że jedziesz prosto na nią!
Na kogo znów jedzie?
Juggernaut się nie zatrzymał.
Wreszcie, kiedy ryk motoru stał się już trudny do zniesienia i wszyscy zebrani na łące podnieśli krzyk, Griselda odwróciła się i zobaczyła potworną maszynę wznoszącą się przed nią niczym wieża i sunącą w jej kierunku.
Zaniosła się krzykiem jak drapieżny ptak i rzuciła do ucieczki. Najpierw przed siebie oczywiście, ale to był błędny ruch. W bok…
Juggernaut był szeroki jak czteropasmowa jezdnia, z hukiem poruszał się do przodu w określonym celu, sterowany przez rozpalonego żądzą zemsty Jaskariego. Tsi-Tsungga musiał przeskoczyć na rosnące dalej w głębi lasu drzewo, inaczej strąciłaby go nadbudówka, a Griselda…
Zdążyła jeszcze wykrzyczeć przekleństwo na nich wszystkich i obietnicę, że wróci, a wtedy dręczyć ich będzie niczym w ogniu piekielnym.
Juggernaut bezlitośnie parł naprzód…
Panowała kompletna cisza, kiedy Jaskari na chwiejnych nogach opuszczał machinę, która stała się teraz narzędziem zbrodni, i osunął się w ramiona Eleny. Żaden ptak nie śpiewał, nie zadrżał nawet liść, nawet powietrze jakby wstrzymało oddech.
Wreszcie podniósł się hałas.
Jaskari nigdy w życiu nie usłyszał tylu wyrzutów.
Większość wypowiadali ludzie zgromadzeni wokół Juggernauta.
– Jak mogłeś przejechać niewinną dziewczynę?
– Jesteś lekarzem, powinieneś ratować życie, a nie je niszczyć!
– Jaskari, jesteś chory na umyśle, ona nie miała żadnych szans, widziałem to wszystko z drzewa! – krzyczał Tsi-Tsungga.
Duchy Móriego ukazały się jako żywe istoty.
– Pozbawiłeś nas radości zajęcia się nią.
Najgorsze były jednak słowa Marca:
– Ach, Jaskari, Jaskari, teraz nigdy już się nie dowiemy, gdzie ukryła swoją duszę! Ona wróci, i to tak prędko, jak tylko będzie mogła. Tu, do Królestwa Światła!
Elena nie odzywała się ani słowem, zdyszana, bo biegła przy Juggernaucie, próbując powstrzymać Jaskariego. Nie pojmowała, jak mógł dopuścić się czegoś tak potwornego, wyczuła jednak, że w objęcia padł jej śmiertelnie zraniony mężczyzna, który w każdej chwili może się załamać. Śmiertelnie zraniony na duszy.
Do dyskusji włączyła się Indra:
– Rozumiem Jaskariego, on to musiał zrobić. Rana, jaką Griselda zadała jemu i Elenie, straszliwie uraziła go w serce. Powodował nim trudny do zniesienia ból.
– Griselda? – podniósł się krzyk. – Czy Evelyn to Griselda?
– Tak – krótko odparł Ram. Puścił w koło fotografię, rozniosły się jęki przerażenia i zdumienia.
– Indra ma rację – powiedziała Sol, stojąca wśród nich wraz z innymi czarownicami z Ludzi Lodu. – Jaskari nie mógł postąpić inaczej. Ale i ja odniosłam pewien sukces.
– Wiemy, słyszeliśmy, jak wyła – odparł Dolg. – „Dawaj mi torebkę”. Brawo, Sol, wiemy przynajmniej, czego szukać.
Jori przykucnął, zasłaniając twarz rękami, przytłoczony wyrzutami sumienia.
– To ja ją tu zabrałem.
– I powinniśmy być ci za to wdzięczni, Jori – rzekł Marco z powagą. – Inaczej nie byłoby końca jej złym uczynkom, ale teraz trzeba otrząsnąć się z odrętwienia. Dolg, tobie i Madragom zostawimy uporządkowanie wszystkiego. Madragowie niech wycofają Juggernauta, a ty potraktuj szczątki Griseldy farangilem.
Jaskari pokręcił głową.
– Madragowie nie muszą niczego porządkować. To ja narobiłem bałaganu, zajmiemy się tym razem z Dolgiem.
– Ty nie jesteś w stanie nic teraz zrobić, Jaskari – rzekł Dolg zatroskany. – Usiądź gdzieś z boku i odpocznij. Uważamy, że wyświadczyłeś nam przysługę, prawda?
Wszyscy przytaknęli, nastrój nieco się poprawił i znów rozległ się ptasi śpiew. Dzień na powrót wydawał się jasny i piękny. Czarownica przestała istnieć.
Dolg podrapał się w głowę.
– Musiała się przede mną ukrywać, bo dopiero teraz zobaczyłem ją po raz pierwszy i od razu poznałem. Spotkałem ją pewnego dnia w parku, zachowywała się co najmniej dziwnie. A Nero, kochany stary Nero warczał na nią. Powinienem był zrozumieć, że coś z nią jest nie tak. Ale łatwo być mądrym po szkodzie.
Читать дальше