Właśnie w tej chwili zorientowała się, że kobieta z ratusza ustawiła się tuż przy Ramie i poufale wsunęła mu rękę pod pachę.
Wstrętne babsko, zepsuła takie ładne zdjęcie, a przede wszystkim dobry humor Indry.
Trzej Madragowie z dumą zeszli ze swego umieszczonego wysoko punktu obserwacyjnego, gdzie królowali na zdjęciu. Misa nie brała udziału w ekspedycji, spodziewała się dziecka. Wszyscy w Królestwie Światła cieszyli się, że ten niezwykły gatunek nareszcie mógł się rozmnażać. Madragowie wymyślili już sposób na uniknięcie kazirodztwa. Misa spodziewała się teraz dziecka z pierwszym z nich, drugi miał ożenić się z jej córką, a następny Madrag miał czekać na kolejne pokolenie. W ten sposób mogli rozprzestrzenić geny najlepiej jak tylko się dało. Wszyscy potomkowie naturalnie odziedziczą geny Misy, to było nie do uniknięcia, tak jednak było choć trochę lepiej.
Griseldę do szaleństwa niemal przeraził aparat Indry.
Była pewna, że to jakaś tajemnicza broń strzelecka i po naciśnięciu guziczka wszyscy wylecą w powietrze. Kiedy błysnęła lampa, pisnęła i próbowała się wyrwać, lecz Jori przytrzymał ją ze śmiechem, pytając, czy nigdy wcześniej nie była fotografowana.
Rzeczywiście Griselda nigdy przedtem nie robiła sobie zdjęć. Wciąż wymawiała się swoją brzydotą, lecz kiedy nie wydarzyła się żadna katastrofa, wrócił jej spokój.
Gorączkowo snuła już dalsze plany. Najpierw Oriana, musi wreszcie pozbyć się tej żmii. Miało to nastąpić już w Ciemności, Griselda dokładnie wiedziała, jak zabrać się do dzieła. Cudownie!
Potem kolejno dwie następne, Indra i Berengaria, a na koniec długi, bolesny proces: Thomas Llewellyn.
Wspaniałe widoki na przyszłość.
Ram nie na żarty się rozgniewał postępkiem Lenore. Przytuliła się do niego akurat w chwili, kiedy Indra pstryknęła, nie zdążył więc odepchnąć jej ręki intymnie pełznącej mu pod ramię. Zaraz potem jednak odsunął się od niej i podszedł do Indry.
– Wiem, że nie wolno nam zbyt dużo ze sobą rozmawiać – zaczął przygnębiony. – Chcę się jednak usprawiedliwić. To nie była moja wina, od wielu lat nie okazywała mi ani trochę zainteresowania, to przyszło tak nagle. Przypuszczam, że dowiedziała się o nas, i dlatego to zrobiła.
Indra pokiwała głową.
– Myślałam, że ona jest dobrym człowiekiem.
– Bo w pewnym sensie tak jest, właściwie nie ma się do czego przyczepiać. Kiedy jednak ktoś widzi, że jego pozycja jest zagrożona…
– Rozumiem – powiedziała Indra. Była wszak kobietą i doskonale znała swoje siostry. – Ona cię nie chce, lecz nie życzy sobie, byś związał się z jakąkolwiek inną, to dość typowe.
– Podejrzewam, że kryje się za tym coś więcej. Mam wrażenie, że ona traktuje mnie jako rezerwę, lecz o tym może zapomnieć.
– Doskonale – uśmiechnęła się Indra szeroko, nie bez złośliwego zadowolenia.
Pełni zapału ludzie krążyli dookoła, wielu wdrapało się do Juggernauta. Madragowie z radością demonstrowali pojazd. Indra nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że ona i Ram znajdują się jakby w próżni, w świecie, który istnieje tylko i wyłącznie dla nich, jak gdyby jedynie dla nich pachniały kwiaty i śpiewały ptaki…
Nie wolno mi popadać w zbytni sentymentalizm, pomyślała trzeźwo. Nie wszystko przecież rysuje się w takich jasnych kolorach.
Ale tak właśnie jej się wydawało. Chwila, którą spędziła stojąc blisko rosłego Lemura, drugiej co do ważności osoby w Królestwie Światła, wydawała jej się momentem duchowej ekstazy, przesyconym trudną niemal do zniesienia słodyczą.
Oczywiście coś jednak musiało zepsuć nastrój.
Ram zmarszczył czoło.
– Co się stało, Indro? Wyglądasz, jakby coś cię dręczyło?
– To takie idiotyczne – zaśmiała się zawstydzona. – Muszę na stronę.
Co ona mówi? Nie powinna się przecież zwierzać z takich rzeczy!
On jednak przyjął to naturalnie.
– Biegnij do lasu! – uśmiechnął się spokojnie. – Będę uważał.
– Dziękuję.
Szybko poszło, uśmiechnął się, kiedy wyszła z lasu.
– Lepiej?
– Duża ulga – przyznała. – Czytałam niedawno, że jeśli chodzi się tak na wszelki wypadek, co często się zdarza kobietom, to ten przeklęty pęcherz przyzwyczaja się i reaguje na drobne ilości, kurczy się i człowiek wpada w błędne koło. Ale, ojej, nie powinnam z tobą o tym mówić, w dodatku tutaj, teraz.
– Cieszę się, że masz do mnie takie zaufanie – rzekł z powagą. – Uważam, że ten drobny epizod tylko umocnił naszą przyjaźń.
– Wiesz, mnie też się tak wydaje – uśmiechnęła się zażenowana. – Jesteś taki miły, taki potężny i ludzki zarazem. A może to nie jest komplement dla Lemura?
– Oczywiście, że jest. Najważniejsza jest intencja.
I znów otaczający ich świat rozśpiewał się wysokim drżącym tonem. Znów ukazały się barwy i zapachy, których nikt oprócz nich nie widział ani nie wyczuwał. Indrę ogarnęło pragnienie, by móc należeć do Rama, a z jego fascynującej twarzy mogła wyczytać, że i on odczuwa podobnie.
– Och, Indro, Indro – rzekł cicho ze smutkiem.
– Dlaczego nie jestem dla ciebie dość dobra, Ramie? – szepnęła.
– Nie wiem – odszepnął. – Nie wiem, dlaczego Talornin sprzeciwia się naszemu związkowi. Pytałem o to, ale nie dał mi odpowiedzi.
Nie mówili już nic więcej, patrzyli tylko na siebie, tęskniąc za sobą nawzajem, jak gdyby znajdowali się każde na oddzielnym globie, zawieszonym gdzieś w bezkresnej przestrzeni kosmicznej.
– Muszę w końcu wyruszyć z Gondagilem, spotkamy się niedługo w Ciemności – rzekł wreszcie Ram.
– Zaczekaj – poprosiła. – Już wywołuję zdjęcie. Przekonasz się, ile głów udało mi się obciąć tym razem.
To jedno zdanie wystarczyło, by oboje powrócili do rzeczywistości. Aparat fotograficzny Indry był bardzo nowoczesny, nie ot, takie sobie pudełko, które wypluwa odbitkę wątpliwej jakości na złym papierze. Indra otworzyła aparat i wyjęła z niego zdjęcie o doskonałej ostrości i nasyconych barwach. Przyglądali się mu razem, ich głowy może za bardzo zbliżyły się do siebie, ale nie patrzył na nich nikt oprócz Marca, który zaciekawiony już zmierzał w ich stronę.
– Całkiem nieźle jak na mnie – sapnęła Indra zadowolona. – Ale zobacz, jak ta pani z ratusza się do ciebie przytula, Ram. Mam ochotę…
Poczuła, że Ram gwałtownie drgnął.
– Marco, podejdź tutaj – rzekł głucho.
– Co…? – zaczęła Indra.
Wtedy i ona zobaczyła. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, ziemia zachwiała jej się pod nogami, poczuła, że ogarniają ją mdłości.
Na zdjęciu nie było młodziutkiej Evelyn, Jori trzymał za rękę budzącą grozę prastarą mumię.
– Widzieliście coś… – zaczęła Indra, niemal sparaliżowana niesamowitym widokiem odpadającego od kości ciała i gnijących łachmanów.
– Nie rozglądajcie się za nią – ostrzegł Marco. – Nie pozwólcie, by coś wyczuła.
– A więc aparatowi fotograficznemu udało się to, co nam się nie powiodło – rzekł Ram powoli, równie wstrząśnięty jak oni.
– Ona nie chciała się fotografować – szepnęła Indra.
– Z innych powodów – odparł Marco. – Bała się, jak przypuszczam, że aparat na przykład wystrzeli.
Indra nie mogła powstrzymać się od zduszonego śmiechu. Zaraz jednak spoważniała. Nie miała siły dłużej patrzeć na zdjęcie, było ohydne.
– Co teraz zrobimy?
– Zachowamy tajemnicę – nakazał Marco.
Читать дальше