– Oszustwo – stwierdziła Miranda, a Misa się z nią zgadzała.
Lilja wyczuwała ciepło i radość, wspólnotę i wzajemną troskę o siebie tych dziwnych indywiduów tak różnego rodzaju. Domyślała się, że do tej grupy należy jeszcze wielu innych, których dotychczas nie spotkała. Do grupy, którą w Królestwie Światła wszyscy cenią bardzo wysoko. Jej członkowie są trochę szaleni, niepoprawni, ale też niewiarygodnie uzdolnieni i obdarzeni wspaniałymi charakterami.
Jeszcze raz odmówiła swoją cichą modlitwę o to, by nic nie znaczącej Lilji dane było wejść do tej grupy.
Chciałaby też wprowadzić do niej samotnego Silasa.
Żeby i on mógł się ogrzać w ich cieple.
SILAS I SMOK
Młodsze rodzeństwo Silasa biegało po nowym domu i po ogrodzie, w którym pozwalano im przebywać. Silas jednak siedział spokojnie w swoim nie do końca umeblowanym pokoju i nie był w stanie nic zrobić.
Weszła matka.
– Co z tobą, Silas? Dostaliśmy oto fantastyczny dom, masz własny pokój i mnóstwo miejsca do zabawy.
Nikt cię też nie prześladuje za wszystko, co się komuś nie udało. Ani młodsze rodzeństwo ci nie dokucza, ani ojczym nie karze za byle co, co tylko można zrzucić na małego, udręczonego chłopca. Tego jednak głośno nie powiedziała. Rozglądała się zadowolona po swoim nowym domu.
– Nigdy się stąd nie wyprowadzimy!
Silas mruknął coś niezrozumiale pod nosem.
– Co mówisz? Wysławiaj się jak należy, chłopcze!
– Wciąż nie mogę przestać myśleć o moim przyjacielu. Jest taki samotny!
– Znowu zmyślasz te swoje opowieści o smoku. Powiedziałam ci, że nie ma żadnych smoków. Nie było ich w Małym Madrycie, to nie ma też w żadnym innym miejscu, koniec, kropka!
– Ale on jest taki sympatyczny.
– Smok! Sympatyczny? – zapytała matka z przekąsem. – Jak ty właściwie rozumiesz bajki? Nie, teraz to już naprawdę dość!
Zadzwoniła pod numer, który zostawił jej Goram. Strażnik odpowiedział natychmiast.
Matka była bardzo zdenerwowana.
– Dlaczego wmawiacie mojemu synowi, że istnieją jakieś żyjące smoki? Siedzi tu i popłakuje, że jego smok jest taki sympatyczny i taki samotny, nie mogę w żaden sposób przemówić mu do rozsądku. A poza tym czy wiecie już coś o moim mężu?
– Jeszcze nie został odnaleziony.
To znakomicie, chciała powiedzieć, ale na szczęście w porę się opamiętała. Zresztą sytuacja wcale nie była znakomita. Wprost przeciwnie, była niebezpieczna, wszystko to działało jej na nerwy!
Goram mówił dalej:
– A jeśli chodzi o smoka, to przyślę do was jednego z moich przyjaciół, Strażnika imieniem Kiro. On potrafi porozmawiać z twoim synem na temat smoka.
– Przysyłajcie sobie, kogo chcecie, byleby tylko wybił te głupstwa z głowy mojemu Silasowi. Biedny chłopiec, jak można wmawiać mu takie głupoty!
Goram udawał, że tego nie słyszy.
– I pozdrów swoją szwagierkę, powiedz, że Lilja ma się dobrze, jest pilnie strzeżona. Nie wróci, dopóki nie schwytamy twojego męża. Gdyby była w domu, mogłoby się to dla niej źle skończyć.
Matka Silasa też tak myślała, ale nie chciała wypowiadać głośno swoich obaw.
Właściwie była to sympatyczna i dość łatwowierna kobieta, ale aresztowanie męża, a później jego ucieczka, bardzo zszarpały jej nerwy. W tej sytuacji nieustanne zamartwianie się Silasa o jakiegoś fantastycznego smoka denerwowało ją ponad wszelką miarę.
– Nie siedź tu nieustannie – burknęła zirytowana do syna. – Wyjdź do ogrodu, wolno ci to zrobić.
– Dlaczego zostaliśmy tutaj uwięzieni?
– Dlatego, że twoja głupia kuzynka Lilja, wypaplała…
W porę się powstrzymała.
– Nie jesteśmy więźniami, Silas. Strażnicy są tutaj po to, żeby nas ochraniać.
Potem bardzo szybko, żeby nie zdążył zapytać „przed kim? „, wypchnęła go do ogrodu.
Oczywiście na dworze było bardzo pięknie. Silas jednak nie dostrzegał ani mieniących się kolorami grządek z kwiatami ani złotokapu, zwisającego kaskadami nad ogrodzeniem. Myślał nieustannie o swoim nieszczęśliwym przyjacielu smoku. Oni dwaj, tacy samotni, odnaleźli się nawzajem a teraz nie mogą ze sobą być!
Po drugiej stronie białego płotu zauważył jakiś ruch. Silas drgnął i zaczął przyglądać się uważniej.
Stało tam dwóch chłopców i dziewczynka. Jeden z chłopców mógł być w jego wieku, drugi trochę starszy.
– Cześć – przywitali się wszyscy troje.
Uszy Silasa zrobiły się czerwone, wiedział bowiem, że wszyscy wyśmiewają się najpierw z jego uszu.
Zaraz znowu się zacznie, pomyślał zgnębiony, z bijącym sercem. Najpierw zamierzał uciec, ale przecież prędzej czy później i tak musi do tego dojść. Nie będzie uciekał, w tym nowym miejscu już nie.
– Cześć – odparł niepewnie.
– Chodź porozmawiać z nami – powiedział większy z chłopców.
Silas czuł wszystkie piegi na twarzy, swoje wielkie uszy i wychudłe ciało. Wiedział bardzo dobrze, że nie jest urodziwy, słyszał to setki razy. Że jest niezdarny i beznadziejny, i…
– Jesteś tutaj nowy, jak masz na imię? – zapytała dziewczynka.
– Silas.
Nie przyszło mu nawet do głowy, że i on mógłby zapytać o ich imiona. Był absolutnie skupiony na własnej osobie, na fatalnym wrażeniu, jakie musiał robić, nie było w jego głowie miejsca na inne myśli.
Oni jednak przedstawili się sami. Młodszy chłopczyk był Murzynem. Silas nigdy przedtem nie widział Murzyna, ale jego ojczym z nienawiścią wypowiadał się, że w Królestwie Światła mieszkają nawet czarni, chociaż Bogu dzięki do Małego Madrytu jeszcze ich nie wprowadzają.
Dzieci wyciągały do niego ręce na powitanie, więc podszedł do nich z wahaniem. Nikt nie powiedział ani słowa na temat jego uszu, goście zapytali tylko, czy może wyjść, żeby się z nimi pobawić.
Wtedy pojawił się jeden ze Strażników. Silas wyjaśnił dzieciom, że nie może wychodzić na ulicę.
– W takim razie my przyjdziemy do ciebie – oznajmiły.
Patrzył przestraszony na wartownika. Ten jednak skinął głową i dzieci pobiegły do bramy, którą Silas otworzył z sercem w gardle ze strachu.
Był wdzięczny, że ma aparaciki mowy, dzięki czemu on, niedosłyszący, mógł słyszeć, co do niego mówią, i rozumieć ich język.
Powoli Silas uspokajał się, serce znowu znalazło się na właściwym miejscu. Dzieci pytały o tyle spraw, były w naturalny sposób zainteresowane tak, że Silas rozluźnił się i nawet sam pytał o ich życie. Opowiadali mu o wszystkim, co można robić w okolicy oraz w lesie elfów, obiecały, ze zabiorą go tam, gdy tylko będzie mógł wychodzić.
Dzieci mówiły różnymi językami, jednak dzięki aparacikom mowy rozumieli się bardzo dobrze.
W pewnym momencie najstarszy chłopiec zapytał:
– Nie było ci smutno wyjeżdżać i zostawiać przyjaciół?
Silas natychmiast zwiesił głowę.
– Nie mam przyjaciół – odparł spokojnie.
Dzieci patrzyły na niego zaskoczone, z niedowierzaniem, wtrącił więc pospiesznie:
– Chociaż nie, mam przyjaciela, to jest smok.
– Smok? – wykrzykiwały dzieci zdumione. – Prawdziwy smok?
Nie wyśmiewały się z niego, były szczerze zainteresowane. Więc Silas opowiedział im o smoku, a oczy promieniały mu ze szczęścia.
Sol nie widziała Kiro od chwili, kiedy po powrocie do Królestwa Światła rozstali się przy stacji kwarantanny.
Dlaczego on jej jeszcze nie odwiedził? Dlaczego w jakiś inny sposób nie nawiązał kontaktu? Mógł przynajmniej się o nią dowiadywać.
Читать дальше