Ten brak zainteresowania z jego strony ranił ją boleśnie.
Prawda tymczasem była dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, Kiro, jako Strażnik, miał po katastrofie mnóstwo pracy przy murze, a po drugie, brakowało mu pewności siebie. Był nieprzytomnie zakochany w fascynującej Sol, ale czy mógł liczyć na wzajemność? Sol jest, najłagodniej mówiąc, osobą kontrowersyjną. Jest człowiekiem, duchem i wiedźmą, a poza tym jest bardzo niestała, może w każdej chwili zmienić poglądy. Lemuryjczyk natomiast nie zmienia kobiet. Uczucia Lemuryjczyków są najczęściej trwałe.
Wahał się długo, aż wreszcie tego wyjątkowego dnia do niej zadzwonił.
Ciche westchnienie ulgi ze strony Sol powiedziało mu wszystko.
Pytał, zdenerwowany bardziej niż kiedykolwiek w życiu, czy nie mogłaby mu pomóc w wypełnieniu zadania, które właśnie otrzymał. Chodzi o smoka…
Sol zareagowała natychmiast, pojawiła się niczym wystrzał, nie liczył na to. Zapomniał o jej nadprzyrodzonych zdolnościach i chodził po mieszkaniu w samej bieliźnie, kiedy Sol zadzwoniła do drzwi. I tak całe szczęście, że po prostu nie wpadła do mieszkania przez okno, pomyślał, otulając się swoim płaszczem Strażnika.
– Och, jakie masz śliczne stopy! – zawołała Sol z zachwytem. – Powinieneś nieustannie nosić sandały, nie ukrywać nóg w butach.
– W Ciemności nie ma się zbyt wielkiego wyboru – uśmiechnął się na ten dziwny komplement, który go onieśmielał. – Wejdź, zaraz będę gotowy.
Sol rozglądała się po jego spartańsko urządzonym mieszkaniu.
– Powinieneś mieszkać lepiej – oznajmiła. – Czy wy musicie mieszkać tak ascetycznie jak mnisi?
– Od jakiegoś czasu myślę, że mógłbym urządzić sobie dom na zboczach za Sagą – odpowiedział z łazienki, gdzie się ubierał. – Byłbym wtedy bliżej swoich przyjaciół. Chciałabyś tam ze mną zamieszkać?
Sam się przestraszył własnej śmiałości.
Czystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane, kiedy nagle Sol stanęła obok niego. Bez otwierania drzwi.
– Owszem, dziękuję – wyszeptała, a w jej oczach migotały wesołe ogniki.
Kiro był bardzo przejęty, ale nie potrafił zachować powagi, gdy robił jej wymówki z powodu takiego zachowania.
– Nie wolno człowieka tak zaskakiwać, przecież mogłem tu robić różne rzeczy – zakończył.
– Mam nadzieję, że nie będziesz robił różnych rzeczy – oznajmiła, otwierając teraz drzwi, żeby wyjść z łazienki. – Powinieneś trochę zostawić dla mnie.
Minęła dłuższa chwila, nim pojął, co Sol miała na myśli. Wtedy przeniknął go gwałtowny dreszcz, na jego policzkach pojawiły się rumieńce.
Chyba niełatwo będzie żyć pod jednym dachem z kimś tak nieobliczalnym i tak spontanicznym. Ale nudzić to się z nią nie można!
– Musimy już iść – mruknął, pośpiesznie kończąc toaletę. Gdyby bowiem dłużej zostali w mieszkaniu, to mógłby się zachować nie po rycersku wobec tej tak pociągającej młodej kobiety i sprowadzić ją na złe ścieżki. A to przecież nie wypada. Kiro był prawdziwym dżentelmenem, który okazywał damom szacunek. Może trochę za późno, ale mimo wszystko.
Mama Silasa patrzyła zatroskana na dzieci wchodzące do ogrodu. Z pewnością narobią szkód i będą się bić z jej synem.
Wszystko jednak wskazywało, że tak się nie stanie, więc wróciła do polerowania już i tak błyszczących okien, była bowiem strasznie dumna ze swojego mieszkania i chciała, żeby lśniło czystością. Żeby było ładniejsze niż mieszkania sąsiadów. Dawne przyzwyczajenia wyniesione z Małego Madrytu. A najbliższą sąsiadką… no tak, najbliższą sąsiadką jest jej własna szwagierka, mieszkająca w drugiej części domu otoczonego wspaniałym ogrodem. Szwagierka wciąż wyglądała przez okno, nieustannie śledziła swoją sąsiadkę. A tymczasem Silas bawi się w ogrodzie z obcymi dziećmi! Żeby tylko nie nabrudzili.
Jednak tego, co zobaczyła pół godziny później, kiedy dwie osoby przeszły drogą wijącą się w górę od centrum Sagi, tak, tego jej szwagierka nigdy by nie zaakceptowała. Zawołałaby z pewnością: „O, rany boskie, a co to znowu jest?” Na moment matka Silasa wypadła ze swojej nowej roli wytwornej damy z eleganckiej części miasta.
Zobaczyła tamtych dwoje na ostatnim zakręcie. To mężczyzna i kobieta. On Lemuryjczyk i Strażnik, poznawała po ubraniu. Kobieta była drobna, ciemnowłosa i, strach pomyśleć, trzymała swego towarzysza za rękę. Kobieta z rodu ludzkiego i Lemuryjczyk! Czy ona naprawdę nie ma odrobiny wstydu?
Właściwie jednak to nie ta para zwróciła jej uwagę. Nie, to jakiś ogromny, lekko kulejący stwór, który kroczył tuż za nimi. Chciała zawołać „uważajcie! „, ale akurat w tym momencie oni odwrócili się i przemawiali do tego monstrum. Był to smok, jak najbardziej żywy smok, ale, rzecz jasna, to na pewno mechaniczna zabawka.
Kto, u licha, mógłby stworzyć coś tak przerażającego i wmawiać jej biednemu Silasowi, żeby uwierzył, że to stworzenie żyje?
Smok wyglądał naprawdę strasznie. Naprawdę, naprawdę potwornie!
Oj, mijają właśnie wytworny dom, w którym mieszka księżna Theresa. Matka Silasa westchnęła. Rzeczywiście znalazła się w wykwintnym świecie! Księżna wstąpiła do niej przed kilkoma dniami by powitać nowych sąsiadów. Matka Lilji była kompletnie oszołomiona, przypomniała sobie z lekką pogardą. Ona sama bowiem… uff, co tu zaprzeczać, jej też to bardzo zaimponowało.
I oto teraz księżna wyszła do ogrodu! Przywitała się serdecznie z tymi dwojgiem, którzy prowadzili mechanicznego smoka. Dziwne, ale smok poruszał się bez niczyjej pomocy. Księżna uściskała młodą kobietę! A Strażnik kłaniał się z wielkim szacunkiem szlachetnej damie. Wyglądało na to, że wszyscy znają się bardzo dobrze. Uczucie zazdrości przeniknęło serce matki Silasa, ale natychmiast ustąpiło. Ona przecież także zna księżnę. No właśnie! Sprytne urządzenia te aparaciki mowy, dlaczego jej mąż, Peter, nikomu ich nie chciał dać? Teraz jednak otrzymała własne.
O rany, księżna wita się również ze smokiem! Czy ona nie widzi, że to sztuczna zabawka? Nikt się przecież nie wita z jakimiś cudactwami z wesołego miasteczka. Zresztą z żywym smokiem też nie…
Swoją drogą trzeba przyznać, że urządzenie wykonane jest znakomicie! Smok wygląda jak żywy, na dodatek teraz z gracją pochylił długą szyję, jakby chciał, żeby księżna podrapała go za uszami.
Goście pomachali księżnej i znowu ruszyli przed siebie. Oni idą tutaj! No, właściwie to się tego spodziewałam, ale dlaczego chcą sprawiać ból mojemu małemu chłopcu? Oszukiwać dziecko sztucznym smokiem, wmawiać mu, że jest prawdziwy, czy mały już się dość nie nacierpiał?
Nie, nie, nie, oni zamierzają wejść do ogrodu z tym monstrum, och, co się stanie z moimi grządkami? A Silas, nieszczęsne dziecko, biegnie im na spotkanie taki uradowany. Dzieci z sąsiedztwa za nim. Nie, muszę ich powstrzymać!
Wybiegła na dziedziniec akurat w momencie, kiedy Silas zarzucił smokowi ręce na szyję, a zwierzę lizało go po twarzy szorstkim jęzorem.
Widok był przerażający. Naprawdę znakomicie zrobiona zabawka!
– Silas, zostaw smoka! – zawołała.
– Dzień dobry, pani Anderson – przywitał się Strażnik. – Jestem Kiro, przyjaciel Gorama, a to Sol z Ludzi Lodu. Mój drogi smok chciałby się jeszcze raz przywitać z Silasem, mam nadzieję, że to pani nie przeszkadza.
Sol zamierzała właściwie przedstawić się jako Sol wiedźma, ale Kiro ją ubiegł i tak chyba było najlepiej.
Mama chłopca chciała ostro odpowiedzieć coś w rodzaju, że nie życzy sobie takich atrakcji w swoim ogródku, gdy przyszła jej do głowy zupełnie inna myśl. Dziwne, ale nie była to jej własna myśl. „Tak bardzo tęskniłem za Silasem! Czy mogę zostać tu przez chwilę? „. Kobietę przeniknął zimny dreszcz. Te słowa pochodziły od smoka! „I jestem trochę zmęczony. Od dawna mam skaleczoną stopę”.
Читать дальше