Pojedyncze domki wyglądały teraz na jeszcze bardziej opuszczone, każdy następny poryw wichru mógł zmieść je z powierzchni ziemi. W pobliżu leżały dwie małe chłopskie zagrody, a nieco dalej dwa inne domostwa, kryjące się pod osłoną pokrzywionych sosen. Jednego nie widziała prawie wcale, drugie na wpół przesłaniały drzewa.
Zastanawiała się, gdzie też mieszka mały Egon. Miała nadzieję, że w tych bliższych zabudowaniach i że nie ma do szkoły bardzo daleko. Ta zagroda wyglądała jednak zbyt dobrze czy raczej najmniej nędznie, a Egon nie sprawiał raczej wrażenia, że w domu się jako tako powodzi.
Zastanawiała się też, co skłoniło jego rodziców, że pozwolili mu chodzić do szkoły. Wszystko było niezrozumiałe, jeśli chodzi o Egona. Codziennie przychodził posiniaczony. Taki chudziutki i wynędzniały, jakby nigdy nie jadł.
A mimo to posyłali go do szkoły! Tutaj, gdzie i tak nikt nie kontrolował, czy dzieci się uczą, czy nie!
Musi koniecznie sprawdzić, czy chłopiec przynosi śniadania z domu. Czy w ogóle cokolwiek jada.
Widok tych smaganych wiatrem nadmorskich pustkowi pogłębił jeszcze uczucie samotności. Uczucie, które powracało zawsze na wspomnienie przeszłości.
Trudno było dalej stać na skale, Anna Maria stwierdziła, że policzki i uszy ma całkiem przemarznięte. Wiatr przenikał do szpiku kości. Zawróciła. Zaczęła schodzić w dół i nagle drgnęła. W górę, do niej, szło trzech mężczyzn.
Górnicy, to było widać na pierwszy rzut oka.
Anna Maria znajdowała się w fatalnym miejscu, całkowicie niewidocznym z domów we wsi.
Bardzo jej się nie podobała ta sytuacja.
Dwóch nieznajomych było młodych, trzeci znacznie starszy od kompanów i jakby trochę niedorozwinięty. Chichotał nerwowo przez cały czas.
Jeden z młodszych zwracał na siebie uwagę, bardzo przystojny, choć w jakiś, można powiedzieć, tandetny sposób. On był przywódcą, tamci podziwiali go szczerze i robili wszystko dokładnie tak jak on.
– A, witamy, witamy panienkę – powiedział przywódca takim głosem, że Anna Maria nie miała najmniejszych wątpliwości, iż widzieli ją już na skałach i podbiegli, żeby przeciąć jej drogę właśnie w tym niewidocznym z osiedla miejscu.
Uprzejmie odpowiedziała na pozdrowienie i zapytała przyjaźnie:
– Nie jesteście w kopalni?
– Nocna zmiana – odparł ten przystojny z nieprzyjemnym uśmieszkiem. – No, a jak też panienka może mieć na imię?
– Anna Maria Olsdotter. A wy jak się nazywacie?
Nie odpowiedział na to pytanie. Zachichotał tylko znowu, jakby obmyślał następne posunięcie.
W tym momencie ze wzgórza, które dzieliło ich od osiedla, rozległ się krzyk:
– Sixten!
Wszyscy trzej odwrócili się spłoszeni. Na wzgórzu stał Adrian Brandt i nigdy Anna Maria nie życzyła sobie bardziej jego obecności. Wszyscy ruszyli w jego stronę, Anna Maria bardzo szybko, tamci trzej z ociąganiem. Zdjęli czapki z głów i starali się wyminąć go z daleka.
Adrian Brandt nic im nie powiedział, popatrzył tylko groźnie i czekał, aż znikną mu z pola widzenia.
– Dziękuję – wyszeptała Anrta Maria zdyszana. – Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Oni byli… obrzydliwi.
– Na szczęście zobaczyłem cię z okna. I widziałem, że cię zaczepiają, zbiegłem więc na dół. Musisz być ostrożniejsza, kiedy wychodzisz sama.
Ruszyli w stronę górniczego osiedla.
– Ci mężczyźni tutaj żyją przeważnie bez kobiet – powiedział Adrian. – A na Sixtenie to już naprawdę nie można polegać: On…
– Tak? Co chciałeś powiedzieć?
– Ach, nic. To tylko gadanie Nilssona. Że Sixten odwiedza tutaj pewną damę.
– Żonę Seveda? Tak, Nilsson wygaduje na nią niestworzone rzeczy.
– Nie trzeba słuchać tego wstrętnego plotkarza – rzekł Adrian gniewnie. – Najgorsze jest to, że w jego gadaniu tkwi zawsze jakieś ziarno prawdy. A jak poza tym u ciebie?
– Dziękuję, dobrze. U Klary jest czysto i bardzo miło.
– Dlatego właśnie wybrałem jej dom. No, to tutaj się pożegnamy, żeby Nilsson nie zaczął także o nas plotkować. Zobaczymy się wieczorem. Bardzo się cieszę na to spotkanie.
– Ja także. I jeszcze raz dziękuję za pomoc.
Patrzyła chwilę w ślad za nim. Na jego prostą, elegancką sylwetkę. „Żeby Nilsson nie zaczął także o nas plotkować…”
Dziwna myśl, ale podniecająca. Nieoczekiwana.
Kiedy teraz szła przez osiedle, czuła się jak na wystawie. Czy Nilsson przygląda jej się z biura kopalni? A rodzina Adriana z okien domu na wzgórzu?
W domu kowala Gustawa panowała cisza. Raz tylko dał się słyszeć kaszel dziecka i znowu wszystko umilkło. W oknie Seveda jednak zobaczyła kobiecą twarz, kryjącą się za firanką. Twarz szybko zniknęła, ale Anna Maria zdążyła dojrzeć dość pospolitą blond piękność. Lalkowatą, ale miłą i pozbawioną złości. Prawdopodobnie dość łatwo było ją zdobyć mężczyźnie, raczej ofiara męskich chuci niż urodzona ladacznica.
Sixtenowi musiała się podobać.
Anna Maria miała wrażenie, że ze wszystkich okien śledzą ją czujne oczy. Zdążyła już spotkać większość kobiet z tych pięciu domostw. Kilku górników też już widziała.
Jednego tylko nie miała okazji spotkać: Zarządcy kopalni, sztygara, tego, którego nazywają Kal. I który taki był rozczarowany, że to ona przyjechała do ich szkoły, a nie „porządny” nauczyciel.
Ona zresztą także nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie z nim.
Przystanęła.
W przewianej wiatrem, wymarłej osadzie panowała jakaś osobliwa atmosfera.
Doznała trudnego do pokonania wrażenia, że jest to cisza przed burzą.
To właśnie w tym momencie w historii Ludzi Lodu wydarzyło się coś przerażającego.
W Grastensholm Heike obudził się w środku nocy i wystraszony usiadł na łóżku.
– Co to jest? – dyszał ciężko.
Vinga także się obudziła.
– Co się stało, Heike? Zły sen?
– Nie – syknął niecierpliwie. – Ciii! Słyszysz?
Nasłuchiwali oboje, w końcu Vinga szepnęła:
– Ja nic nie słyszę.
– Teraz już ucichło – odparł, wciąż śmiertelnie blady ze strachu.
– Ale co to było?
Heike szukał odpowiedniego słowa.
– Niebezpieczeństwo – rzekł w końcu półgłosem. – Jakieś straszne, trudne do nazwania niebezpieczeństwo.
Vingę przeniknął dreszcz.
– To mi coś przypomina.
– Co takiego?
– Nie pamiętasz, ca ci czytałam w księgach Ludzi Lodu? O Tengelu i Silje, którzy obudzili się, bo ktoś wzywał…
– Teraz nikt nie wołał.
– Nie, ale sytuacja jest bardzo podobna. I wtedy to Sol wzywała Tengela na pomoc. Bo miała widzenie i ukazał jej się Tengel Zły, nie pamiętasz?
Heike chwycił Vingę za ramię tak mocno, że aż zabolało.
– Pamiętam! Mój Boże, co to jest? To niebezpieczeństwo, które wyczuwałem… To ma jakiś związek z Tengelem Złym?
– Co ty mówisz? To niemożliwe, niemożliwe!
Heike oddychał ciężko, wciąż nasłuchiwał, wyczekując czegoś, co pozwoli mu zrozumieć.
– Nic nie słyszę, ale, Vingo, coś musiało się stać. Coś, co naruszyło sen Tengela Złego.
Wstał i podszedł do stołu, gdzie leżała paczka do Szwecji, gotowa do wysłania. Heike podniósł ją i w zamyśleniu ważył w rękach.
– Wiesz, miałem zamiar posłać te lekarstwa Annie Marii. Prosiła, żebym pomógł chorym dzieciom. Myślę jednak, że powinienem jechać sam…
– Teraz? W zimie?
– Czy Eskil jest w domu?
– Oczywiście, śpi spokojnie w swoim pokoju.
Читать дальше