Antonio nasłuchiwał. Kos rozpoczął swoją melancholijną serenadę.
– Owszem – odparł. – Wiosna nadeszła tu dużo wcześniej niż w głębi lądu. Zawsze uważałem, że kos śpiewa o wiele piękniej niż słowik. Słowik ma doprawdy czarujący głos, taki pełen treści i bardzo zróżnicowany, ale ja wolę kosa. Oba te ptaki jednak mają bardzo mocne głosy.
Unni mówiła, że Antonio lubi się mądrzyć. Rzeczywiście, coś w tym jest, ale Vesli się to podobało. Miał naprawdę wielką wiedzę, i to z wielu dziedzin, tyle rzeczy go interesowało.
– Jak się czujesz? – spytał. – Myślę o twoim wewnętrznym gniewie. Czy wciąż jest równie intensywny?
– Nie, w ciągu ostatnich trzech dni znacznie się zmniejszył. Ogromnie mi pomogła rozmowa z tobą. Od tamtej pory nie miałam też czasu się nad tym zastanawiać, ale on ciągle we mnie tkwi, Antonio. Nie tak łatwo się pozbyć gniewu tłumionego przez wiele lat.
– No tak, to oczywiste. Nad tym trzeba długo pracować. Często wymaga to bardzo wiele czasu.
– Wiem, wiem – odparła roztargniona.
Antonio objął ją ramieniem, by trochę ją ogrzać.
Tam, nad wodą, jest nieduża szopa na łodzie, pomyślała Vesla. Moglibyśmy tam zejść. Nie powinniśmy tak tu siedzieć na schodku, przecież w każdej chwili ktoś może się zjawić. Ale tam, za szopą…
Drgnęła przestraszona na dźwięk jego głosu.
– Tu, w tej chatce, jesteśmy bezpieczni.
– To prawda – odparła wyrwana ze swych mglistych marzeń. – Lecz gdyby Leon ze swoją bandą jakoś zdołał tutaj trafić, źle by z nami było. Schwytaliby nas w pułapkę.
– W jaki sposób mieliby trafić tu tą krętą drogą, którą jechaliśmy, ze wszystkimi tymi odchodzącymi od niej ścieżkami? Przecież do chatki prowadziły same boczne drogi. Chyba że pomogłyby im jakieś nadprzyrodzone siły.
Antonio powiedział to żartem, lecz zaraz umilkł. Oboje pomyśleli o tym samym. Mnisi.
Zdaniem Jordiego jednak mnichom obce były tego rodzaju sztuczki.
Ale co Jordi mógł o tym wiedzieć?
– W każdym razie – odezwał się Antonio wesołym tonem – w każdym razie masz mnie. Będę pilnował, żeby nic złego cię nie spotkało.
Przyciągnął ją mocniej do siebie w braterskim uścisku, ale Vesli sprawiło to ból.
Pragnę tego mężczyzny, pomyślała. Czuję, że zakochałam się w nim na zabój. Nieważne, że on ściska mnie tak, że aż kłuje mnie w boku.
Nie mogę jednak zejść nad jezioro w samych tylko skarpetkach. To niemożliwe. Zresztą on także nie ma butów na nogach.
Nie możemy też wemknąć się do chaty po buty, które się tam suszą. Narobilibyśmy strasznego hałasu.
Rozjaśnia się. Dnieje, cóż za piękne słowo. Mgła niemal całkiem już zniknęła znad jeziora, nie zauważyłam, czy uniosła się w górę, czy opadła, a to przecież bardzo ważne. Kiedy mgła opada, zapowiada się piękny dzień, a gdy unosi się do góry, może być pochmurno. Chyba tak to jest. Antonio z całą pewnością to wie, on wie wszystko, ale akurat w tej chwili nie mam ochoty na żaden wykład o mgle. Pragnę tylko jego, i to tak bardzo, że w całym ciele czuję dreszcze.
Ależ oczywiście, że mogę tam iść bez butów. Ziemia jest wprawdzie mokra, ale druga para skarpet na pewno już wyschła, cóż więc by szkodziło, jeślibym zmoczyła te? Czy zaproponować, żebyśmy poszli popatrzeć na jezioro? Sprawdzić, jaką temperaturę ma woda? Taką mam na to ochotę!
– Posłuchaj, Veslo…
– Tak?
Odwróciła się do niego. Znalazł się teraz tak blisko. Co zamierzał powiedzieć? Zgodziłaby się na wszystko.
Vesla patrzyła na Antonia z półuchylonymi wargami. Wprost płonęła z tęsknoty za nim.
Nagle Antonio zmarszczył czoło i odrobinę się odsunął.
– Ty palisz? Nie wiedziałem.
Och, do diabła! Vesla odwróciła głowę.
– Bardzo rzadko, właściwie rzucam – skłamała.
W głosie Antonia znów pojawiło się ciepło.
– Mogę ci dać bardzo dobry środek. To zupełnie nowa rzecz dla tych, którzy chcą rzucić palenie.
Czy ona tego chciała? Papierosy często stanowiły dobrą pociechę, sprawiały też przyjemność.
– Dziękuję – powiedziała. – To by mi bardzo pomogło. Na ogół nie… ale wczorajszy dzień był taki wstrząsający.
– Rzeczywiście, to prawda.
– Musiałam więc spróbować uspokoić nerwy. Wiem, wiem, to był krok w tył. Trochę mnie też boli w piersiach…
Czy ona naprawdę musi tu siedzieć i przemawiać w swojej obronie? Słowa jednak płynęły z jej ust same, nie mogła ich powstrzymać.
– To w wielkim stopniu zrozumiałe – stwierdził Antonio. – Nie oskarżam cię wcale o to, że palisz. Zważywszy jednak na tę alergię Unni …
– Właśnie dlatego wymknęłam się na dwór.
– Oczywiście. Ale od siedzenia tutaj zaczyna się robić chłodno. Wracamy do środka?
Antonio już wstał, Vesla też się podniosła. Prędko jeszcze spytała:
– Co chciałeś przed chwilą powiedzieć?
Antonio popatrzył na nią pytająco.
– Zacząłeś mówić: „Vesla”…
– Tak? Już nie pamiętam.
Do diabła, po raz kolejny! Vesla postanowiła naprawdę skończyć z paleniem. To się robiło zbyt uciążliwe w obecności wszystkich tych świętoszków (Nie, to niesprawiedliwe tak o nich mówić.) A teraz znów ten papieros wszystko jej popsuł.
Weszła za Antoniem do chaty. Przestań być dla mnie taki koleżeński, prosiła w myślach. Spróbuj dostrzec we mnie kobietę!
Ostatni raz rzuciła okiem na jeziorko. Teraz wiedziała już, że pomysł z zejściem na brzeg był idiotyczny.
Co ona sobie wyobrażała? Że będą się kochać za szopą na łodzie? Po tych kilku dniach znajomości? Przecież wtedy straciłby dla niej cały szacunek.
Do diabła, do diabła, do diabła!
Właściwie gotowi już byli do wyjazdu, lecz starali się odwlec ten moment najdalej, jak tylko się da. Zjedli nadzwyczaj skromne śniadanie i próbowali układać jakieś plany, lecz bez większych rezultatów. Gudrun wciąż nie mogła wrócić do siebie do domu, to było zbyt niebezpieczne, a dom żadnej z pozostałych osób również nie gwarantował bezpieczeństwa.
Nie chcieli się też rozstawać.
– Ach, wiecie, o czym zapomnieliśmy? – wykrzyknęła nagle Unni.
Popatrzyli na nią zdziwieni.
– O zapiskach Anne Hansen!
Wszyscy z wdzięcznością przyjęli odłożenie wyjazdu. Antonio wyciągnął zapomniany pamiętnik. Część z nich usiadła na łóżku, pozostali zsunęli krzesła, tworząc dzięki temu niewielki intymny krąg.
Zaszczyt czytania przypadł Jordiemu. Był zresztą tym z braci, który lepiej opanował hiszpański.
Usłyszeli krótką, lecz bardzo tragiczną historię, którą częściowo znali już z ust Gudrun.
Anne Navarro Hansen urodziła się w roku 1908 w Hiszpanii. Jej ojciec, Jon Hansen, marynarz, rzadko bywał w domu. W roku 1913 zmarła jej matka, Ana, i pięcioletnia dziewczynka pozostała pod opieką hiszpańskich krewnych. To wszystko jak na razie już wiedzieli.
Anne nie była zbyt pilną pamiętnikarką. Musiała jednak być nieźle wykształcona, nie robiła bowiem błędów i miała bardzo staranny charakter pisma. Tak przynajmniej twierdził Jordi.
Musiała też mieć temperament, sporadyczne zapiski wyrażały prawdziwą eksplozję uczuć. Na przykład taki jak ten:
„Tak mnie denerwuje Marieta! Chce być niby moją najlepszą przyjaciółką, tymczasem dzisiaj szeptała coś do tej nowej dziewczynki w klasie i zerkała na mnie, chichocząc. Dostanie za swoje!”
Pierwsze strony opowiadały o takich właśnie sprawach. Drobne dziewczęce intrygi, konflikty z najbliższą przyjaciółką, zazdrość i smutek. A potem szczęśliwe zbratanie.
Читать дальше