– Brawo, Unni! – pochwalił dziewczynę Antonio, w czasie gdy Jordi tłumaczył to rycerzom. – A teraz ja chciałbym coś dodać. To wszystko są stare hiszpańskie królestwa, obszary wokół Zatoki Biskajskiej. Zaraz narysuję wam to schematycznie. Przynajmniej tak, jak wyglądają dzisiaj. Asturia (dawniej Asturias) była w owych czasach o wiele większa.
Znalazł pustą kartkę w swoim kalendarzu i zaczął szkicować.
– Czy to są królowie? – szepnęła Vesla.
– Nie, rycerze. Niektórzy z nich mają jednak zapewne królewskich przodków. A jaki tytuł ma don Federico z Galicii, boję się nawet zgadywać. Mógł być nawet pretendentem do tronu, ale o tym porozmawiamy później.
– No tak, bo te królestwa nie istniały już chyba nawet w piętnastym wieku? – pytała Gudrun.
– Przynajmniej niektóre z nich. Oto mój szkic.
Na razie przelotnie spojrzeli na mapkę. Jordi zakończył już rozmowę z rycerzami i teraz wszyscy przysłuchiwali się jego tłumaczeniom.
– Proszą o wybaczenie wszelkich cierpień, jakie ściągnęli na swych potomnych.
– Przecież wiemy, że to nie była ich wina – pocieszyła Unni. – To czarnoksiężnik Wamba i mnisi odpowiedzialni są za tę tragedię, która, jak się wydaje, nigdy nie będzie miała końca.
– Uczynimy wszystko, by wreszcie położyć jej kres.
Jordi sprawiał wrażenie, jakby chciał coś jeszcze dodać, lecz uznał, iż najlepiej będzie jednak milczeć. I tylko przetłumaczył rycerzom to, co mówili jego przyjaciele.
On jest taki przystojny, taki spokojny i opanowany, nawet podczas tej niezwykłej sceny, stwierdziła Unni. Z każdym dniem, jaki dane im było spędzić razem, darzyła Jordiego coraz większą sympatią. Miała wrażenie, że miłość wypełnia jej serce, jednocześnie zaś piersi rozsadzał smutek i żal, bo jakże inaczej mogło się dziać w tej niezwykle trudnej, beznadziejnej wręcz sytuacji.
Jordi znów zwrócił się do przyjaciół:
– Rycerze dziękują za waszą wolę współdziałania. Szczególnie wdzięczni są dwóm osobom stojącym z boku, Vesli i Gudrun, za to, iż nie brak im odwagi, by się zaangażować w tę sprawę.
Vesla poczuła, jak krew uderza jej do głowy. Wiedziała, że teraz, usłyszawszy takie słowa, już całkiem przepadła. Gotowa była uczynić dla nich wszystko, dla nich, a przede wszystkim dla Antonia.
– Zaraz, zaraz, czy rycerze się wycofują? – wykrzyknęła nagle Unni.
– Tak mi się wydaje – odpowiedział Jordi.
– Ale ja mam jeszcze kilka pytań!
– Słucham.
– Po pierwsze: gdzie się podziewali rycerze tej zimy, kiedy wyglądało na to, że zapadli się pod ziemię?
Niezbyt trafne wyrażenie, przecież właśnie tam, w ziemi, było ich miejsce.
Jordi przekazał pytanie, chociaż zdawało się, że sam byłby w stanie na nie odpowiedzieć.
Przez chwilę musieli czekać w milczeniu.
Wreszcie Jordi rzekł:
– Przebywali w Hiszpanii, gdzie, jak sądzili, są bardziej potrzebni, lecz tam, jak się okazało, nie było aż tak źle.
– A dlaczego mieli się przydać właśnie tam?
– Leon ma w Hiszpanii swoich pomocników, Pedro zaś przesłał rycerzom za moim pośrednictwem wiadomość o tym, że jego sprzymierzeńcy zanadto się zbliżyli do zapalnego punktu. Okazało się jednak, że znaleźli się w pobliżu jedynie za sprawą przypadku.
Mieli świadomość, że muszą się teraz spieszyć. Unni prawie zachłysnęła się słowami:
– Dlaczego dziadek Mortena umarł w takim przerażeniu? I kto wyrył znaki nad drzwiami pokoju zmarłych?
Jordi przekazał pytanie i wkrótce znów odwrócił się do Unni:
– Mnisi. Oni się pojawiają w momencie śmierci.
„A w jaki sposób tobie udało się od tego wywinąć?” – miała Unni na końcu języka, ale na to Jordi mógł przecież sam odpowiedzieć później.
– Ostatnie pytanie: Kilkakrotnie wspomniano o tym, że istnieje pewne miejsce… gdzie nikt nie chodzi.
Teraz jednak rycerze gwałtownie zawrócili i dosiedli koni. Wkrótce potem zniknęli we mgle.
Zapadła cisza.
– Chyba nie zadałaś zbyt mądrego pytania, Unni – powiedział Jordi cicho.
– Wiem, żałuję, że mi się wyrwało. Przepraszam. Ty też masz prawo czuć się dotknięty, ponieważ to ty zdradziłeś, że jeden z rycerzy omal się nie wygadał. Ale oni sami o tym wspomnieli, prawda? Mówili o jakimś punkcie zapalnym. Tak czy owak, bardzo mi przykro, że do tego doszło. Myślisz, że się rozgniewali?
– Raczej postanowili być bardziej ostrożni. No, ale zabierajmy się stąd, zanim mgła całkiem nas nie obezwładni.
Skierowali się ku brzegowi. Podczas spotkania z rycerzami nerwy mieli tak napięte, że dopiero teraz zrozumieli, co naprawdę przeżyli.
Unni i Vesla szły razem szeroką, wykładaną kamieniami ścieżką. Z początku wędrowały w milczeniu, ale po dłuższej chwili Vesla odezwała się drżącym głosem:
– To bardzo dziwne. Na początku Jordi wydawał mi się brzydki i przerażający, teraz natomiast uważam go za bardzo pociągającego. Podoba mi się zwłaszcza ten jego łagodny uśmiech. Jest wtedy taki… Wygląd właściwie znaczy tak niewiele, to charakter człowieka przydaje mu piękna.
Witaj w klubie, pomyślała Unni z pewną goryczą. Pokiwała jednak tylko głową, przyznając Vesli rację.
– Wiesz co, Unni? Kilka razy miałam wrażenie, że serce mi stanie. To było takie nierzeczywiste, nie przypuszczałam, że takie rzeczy mogą się zdarzać. Czułam się trochę tak, jakby ta mgła zamykała nas w innym, tajemniczym i zaklętym świecie, który tak naprawdę nie istnieje.
– Wyrażasz dokładnie to, co i ja odczuwałam, Veslo!
– Dzięki Bogu, że był z nami Jordi. On ma w sobie prawdziwą siłę. A jego brat jest taki… taki…
– Wiem, wiem, Veslo – uśmiechnęła się Unni. – Życzę ci powodzenia!
Vesla uśmiechnęła się nieco zażenowana.
– Z początku sądziłam, że coś cię z nim łączy, a potem nie mogłam pojąć, że wybrałaś Jordiego. Teraz rozumiem to znacznie lepiej i cieszę się, że i mnie dałaś szansę.
– Antonio to rzeczywiście nadzwyczajny chłopak.
– O, tak, to prawda – westchnęła Vesla. – Tylko dzięki obecności Antonia i Jordiego w ogóle zdołałam przeżyć. Wiesz, teraz mam takie wrażenie, jak gdyby to spotkanie nigdy się nie odbyło.
– Może rzeczywiście najlepiej tak myśleć – powiedziała Unni.
Sama natomiast wiedziała, że nigdy o tym nie zapomni.
Unni siedziała skulona na ławeczce nad silnikiem. Niewidzącymi oczyma wpatrywała się we mgłę, myślami błądziła gdzieś daleko. Łzy płynęły jej z oczu, a ona tego nie zauważała.
Gudrun bardzo powoli i ostrożnie sterowała motorówką. Łódka posuwała się z najmniejszą możliwą prędkością. Od czasu do czasu Gudrun włączała syrenę przeciwmgielną, choć może raczej należałoby powiedzieć: ochrypły gwizdek.
Poczuwszy nagły chłód, Unni zorientowała się, że Jordi usiadł koło niej. Zrobiła mu miejsce, ławeczka bowiem nie była przeznaczona dla dwóch osób.
Jordi patrzył na nią z boku.
– Nie było aż tak źle, droga Unni. Rycerze, zdaje się, bardzo cię lubią. Na pewno ci wybaczą.
– Ale czy wybaczą tobie? Muszą chyba zrozumieć, że wspomniałeś o tym tajemniczym miejscu.
– Jakoś się to ułoży. Popełniałem już gorsze błędy i popadałem w niełaskę, ale to prędko mija.
Unni pociągnęła nosem.
– Przykro mi nie tylko z powodu mojej gafy. Tyle smutnych rzeczy się wydarzyło. Z tobą, z nami wszystkimi. A ta kwestia adopcji i tego, że pochodzę z Chile, naprawdę zbiła mnie z nóg, Jordi. Przestałam być sobą.
Читать дальше