– Nie, nic, tylko kolejna skrzynia ze skarbami! – zawołała do przyjaciół. – Ech, zaczynam już być tym zblazowana. Ale poważnie mówiąc, to przyjdźcie i zobaczcie, bo warto! Jest tu więcej poszukiwanych kosztowności.
Przyszli wszyscy z wyjątkiem doñi Elviry.
– To jest dar Kantabrii – stwierdził don Garcia wzruszony. – Jak dobrze widzieć go znowu!
Poprosił Antonia o podniesienie wielkiego i ciężkiego, symbolicznego klucza. Czyste złoto. Klucz do miasta Santillama del Mar.
– Wspaniały – szepnęła Unni i zwykle dość surowy don Garcia rozjaśnił się.
– Teraz brakuje tylko daru Nawarry – powiedział don Ramiro. – I Vasconii. Ale ich tutaj nie ma.
– No właśnie, gdzie jest dar Nawarry? – spytała Sissi.
– Nikt tego nie wie. – W głosie don Ramira było wzruszenie. – Wy też nie wiecie? Czy późniejsza historia nie zna opowieści o ślubnej sukni księżniczki Ermesindy? Otóż miała ona wyjść za mąż za pewnego francuskiego księcia i jej ojciec, jeden z naszych następców tronu – nie chciałbym wspominać jego imienia, bo to nieprzyjemna sprawa – no więc chciał on zrobić wielkie wrażenie na wszystkich dostojnych gościach, którzy przybyli na wesele do rodzinnego miasta księżniczki. Zamówił suknię ślubną, która miała rzucić na kolana wszystkich, wzbudzić w nich zdumienie i podziw, a także zazdrość – uśmiechał się don Ramiro cierpko. – Suknia miała być uszyta z grubego surowego jedwabiu i wysadzana klejnotami tak, by nie można było jej dotknąć, nie trafiając na perły, złoto lub drogie kamienie. W konsekwencji jednak suknia okazała się taka ciężka, że księżniczka nie mogła się w niej wyprostować, kiedy ją na siebie włożyła. Nogi nie chciały jej nieść. W popłochu więc odszukano ślubną suknię jej matki, a to wysadzane skarbami dziwactwo schowano jako kosztowność do skarbca. Przeleżała tam wiele lat, aż do czasu, gdy Nawarra złożyła ją w darze na rzecz przygotowywanego powstania.
– W takim razie musi być tu gdzieś w grocie – powiedziała Sissi. – I to my mamy jej szukać, a nie wy, o ile dobrze zrozumiałam.
– Oczywiście, że możemy poszukać sukni – zgodził się Jordi. – I daru Vasconii też. Wracajmy zatem do kamiennej zagadki.
Minęli dwoje młodych, którzy prawdopodobnie nie mogli się ani ruszyć z miejsca, ani rozmawiać. Tylko w ich Oczach było życie. Dona Elvira wciąż miała taki przerażony wzrok.
Zrobimy wszystko, co możliwe, zapewniała ją Unni w myślach. O, żebym ja tak mogła się znaleźć w domu, rozwiązywać w łóżku krzyżówki, oglądać z Jordim telewizję. Żyć normalnym życiem.
Kochali się potajemnie w tamtym starym kościele. Na ogól jednak niewiele się zdarzało takich prywatnych chwil. Unni strasznie tęskniła za spokojem, za domem.
Nie, tak nie można. Co się stało z twoim pragnieniem przygód, Unni?
Niestety, są granice tego, co możemy od życia przyjąć.
Z drżeniem rozejrzała się dookoła. Katów nie było już na świecie, a mimo to odczuwała bardzo nieprzyjemny lęk. Musiało być tutaj coś, czego absolutnie być nie powinno. Pod pięknymi sklepieniami czaiło się jakieś zło, jakiś wielki, rozproszony lęk, czyjś ciężki oddech wróżący grozę i śmierć.
Jeszcze nie dotarli do najstraszniejszego zagrożenia.
Unni rzuciła niespokojne spojrzenie w stronę Miguela. Chodź, Jordi, uciekajmy stąd, pomyślała, choć wiedziała, że akurat tego zrobić nie mogą. Jeśli chcą uratować ostatnich potomków rycerzy, to muszą tutaj zostać i pracować dalej.
A potem Tabris będzie mógł nas wszystkich zabić? Jaki sens i jaki pożytek ma wyniknąć z tego akurat zadania? W porządku, dzieci królewskie i rycerze nie będą musieli przez całą wieczność pozostać upiorami. Ale czy dlatego trzeba złożyć ofiarę tak wielu młodych ludzi?
Nie, teraz znowu jej myśli krążą wokół najbardziej niezrozumiałej części ich zadania. Nie wolno tego robić.
Zebrała w sobie całą odwagę i nadzieję, wolno powlokła się za przyjaciółmi.
Trzeci kamień został położony na miejsce.
Mur Wamby jednak nadal ani drgnął.
Natomiast gdzieś daleko, bliżej wejścia do groty, zadudniło. Coś jakby się przedzierało, wybijało jeden kamień za drugim ze zgrzytem, od którego słuchających przenikał dreszcz, działało im to na nerwy, wywoływało ból zębów.
– Rany boskie, co to znowu? – zawołała Sissi.
– To arka! – wykrzyknął Antonio. – Czyżby się przesuwała?
– Nie, to wieko się rozsuwa – raportował Miguel, który dobiegł pierwszy na miejsce.
– Ale przecież tam nie było żadnego wieka.
– Nie było widocznego wieka.
– Znowu Urraca – mruknął Antonio. – Chyba za wiele tutaj tych czarów.
– Więcej niż przypuszczasz – rzekł jego przodek, don Ramiro, bardzo cicho. Antonio skulił się. Unni nie była jedyną osobą, która najbardziej ze wszystkiego pragnęła wydostać się z tego miejsca. Właściwie każde z nich miało jakieś swoje ponure przeczucia.
– Chodźcie, chłopcy – powiedział Jordi. – Podniesiemy wieko, to szybciej pójdzie.
Pomagali wszyscy mężczyźni. Wieko z wapienia z lekko zwietrzałą górną powierzchnią było ciężkie, zdołali jednak położyć je ziemi tuż koło arki i nie zmiażdżyć sobie palców ani u nóg, ani u rąk.
Unni nie chciała patrzeć na wieko. Leżała na nim, kiedy obrzydliwi kaci inkwizycji wyjmowali swoje narzędzia tortur… lepiej zajrzeć do wnętrza arki, czy też ołtarza, nikt nie wiedział do końca, z czym mają do czynienia.
Jeszcze jeden skarb. Nie taki wielki jak poprzedni, imponujące jednak, co ci ludzie potrafili zebrać. Tu znajdowały się królewskie korony Yasconii wysadzane szafirami, te, które miały być włożone na głowy młodej pary. Wszyscy patrzyli pełni podziwu, don Sebastian cieszył się.
– W takim razie pozostaje nam tylko;dar Nawarry, czyli wymyślna suknia ślubna – powiedział Morten. Wbiegł pospiesznie w głąb groty. – Tu w środku musi być jeszcze jeden skarbiec – zapewniał.
– Nie! Zaczekaj! – wołali jedno przez drugie, ale zaraz potem usłyszeli głos Mortena:
– Owszem, chodźcie i zobaczcie sami!
Musiał wysłuchać wielu gniewnych wymówek i od rycerzy, i od reszty grupy. Czy chce skończyć w jakiejś pułapce, jak hrabia? Mimo wszystko podeszli do najdalszego kąta groty.
To mi się nie podoba, pomyślała Unni. To stąd ciągnie takie okropne zimno. I jak tu ciemno!
Niektórzy byli na tyle przewidujący, by wziąć ze sobą pochodnie, i ci widzieli teraz lepiej. Rycerze szli milczący najwyraźniej niechętnie patrzyli na to, co młodzi robili. Morten natomiast wykazywał wielkie ożywienie. Prób wał szukać czegoś w rodzaju pokrywy, ale bez rezultatu;
– A to co znowu? – spytała Juana.
– Chyba jakaś skrzynia – odparł Jordi bez emocji. Tym razem jednak nie była to skrzynia ze skarbem, najwyraźniej natrafili na. trumnę. Z wapienia. Bardzo zwietrzałego.
Nagle z pokrywy trumny potoczyły się strumieniem tysiące wielkich i mniejszych szlachetnych kamieni oraz pereł. Sypały się niczym groch na podłogę.
– Dobry Boże! – jęknął Morten, który uruchomił tę lawinę.
– Moim zdaniem tutaj macie swój dar, don Ramiro – powiedziała Unni z przekąsem. – Owa wspaniała suknia ślubna musiała zostać użyta jako piękna narzuta na trumnę.
– No a jedwab, rzecz jasna, zbutwiał przez tyle czasu – wtrąciła Sissi.
– Ale kogo tu pochowano? – zastanawiał się Morten.
– Myślę, że Tommy, który został na zewnątrz, mógłby nam odpowiedzieć na to pytanie – rzekł Jordi – Nie czujecie, jak tu wieje? Przeciąg idzie właśnie z tej trumny w najdalszym kącie groty. Pamiętacie, co zdaniem Tommy’ego mówił do niego wielki kamień? Ja jestem brama. Oddaj mi spokój!
Читать дальше