Unni wpadła w złość. Mała, dzielna Juana stała w objęciach Mortena, tego Mortena, który wytrzymał przez cały czas, choć wszyscy wiedzieli, że nie należy do najsilniejszych. Oboje spoglądali teraz z dziecinnym lękiem i rozpaczą na Tabrisa. Jordi, który dla wszystkich chciał dobrze, trzymał Unni za rękę, by dodać jej siły i odwagi. Antonio, ofiarny i honorowy Antonio, stał sam. Podobnie jak Sissi, porażona i przygnieciona nieszczęściem.
Unni była coraz bardziej wściekła. A zawsze w takich sytuacjach zaczynały jej z oczu płynąć łzy. Teraz też. Zdradzieckie łzy, ale Unrii należała do istot, których uroda rozkwita w gniewie.
– No teraz nareszcie zrobimy koniec z tymi wszystkimi strachami i tajemnicami! – wykrzyknęła, zwracając się do rycerzy. – Ta zabawa w ciuciubabkę przestała być śmieszna. Nieustannie stawiacie nam do rozwiązania coraz trudniejsze zagadki, a my próbujemy je rozwiązywać najlepiej jak potrafimy. Ja wiem, że wam nie wolno nic powiedzieć, że my sami musimy wszystko wyjaśnić, bo w przeciwnym razie to będzie nieważne, ale przecież nie może tak być, że przez cały czas, kiedy uważamy, że coś zrozumieliśmy, wyrastają przed nami nowe trudności!
Don Federico uniósł w górę swoją pokrytą żyłami, starczą dłoń, by powstrzymać ten potok słów, który dziewczyna wyrzucała z siebie na pół z płaczem.
– Rozumiem waszą frustrację, ale ty się mylisz, dzielna panienko. To nie jest nic nowego, to jest samo jądro. I ponieważ dotarliście tak daleko, to sądzę, że macie prawo dowiedzieć się, co się wówczas wydarzyło. Mam rację, Urraca?
– Masz – odparła piękna pani z praczasu. – Naprawdę sobie na to zasłużyli.
– Wykonali nieprawdopodobną pracę – zgodził się don Galindo. – Żaden z nas się nie spodziewał, że dojdą tak daleko.
– Ale jeszcze nie skończyli – zastrzegł don Garcia, jak zawsze sceptyczny. – Mur Wamby wciąż stoi i nasi ukochani są rozdzieleni tak jak przedtem. Mimo wszystko pozostaje do wykonania niepospolicie trudne zadanie.
– Wiem o tym – przyznał don Federico, a jego ochrypły glos prawie nie wywołał żadnego echa w kamiennej grocie. – Teraz jednak powinni poznać historię Agili. Nie można jej nazwać baśnią ani legendą, bo nikt prócz nas jej nie zna. A legenda czy baśń to przecież coś, co ludzie przekazują sobie z ust do ust. Tymczasem ta historia przez ludzi została zapomniana dawno temu.
– Nikt prócz; tutaj zebranych nigdy jej nie słyszał – uściślił don Sebastian.
I don Federico zaczął opowiadać swoim niepewnym, starczym głosem. Zanim jednak skończył, w innym miejscu przydarzyło się, że…
Na dole w otchłani mistrz szalał do tego stopnia, że wszyscy zmykali lub starali się znaleźć jakąś kryjówkę.
– Wiedziałem, wiedziałem o tym! – ryczał. – To tam zmierzali. Tam, gdzie nikt nie chodzi, świętoszkowaci rycerze zaprowadzili swoich idiotycznych potomków. A nasz tępy Tabris im na to pozwolił!
Najbliższy mistrzowi marszałek dworu demonów starał się udobruchać władcę, bo z szefem, który wpadł w furię, naprawdę nie ma żartów:
– Wasza wysokość, Tabris jednak pojmał Urracę. No i cały czas im towarzyszy, na pewno dojdzie z nimi do celu.
Mistrz prychnął z taką siłą, że jeden z młodszych diabłów wpadł do kąta. Wielki mistrz nie lubił, by go korygowano.
– Zawsze tak jest z demonami z rodu Nuctemeron. Są zbyt słabi.
– Wybraliśmy właśnie Tabrisa dlatego, że z taką łatwością potrafi wejść w świat ludzi, przyjąć ich sposób myślenia – przypomniał marszałek dworu swemu panu. Powiedział „my”, chociaż to mistrz osobiście wskazał na Tabrisa, ale czy teraz warto o tym wspominać? Zwłaszcza gdy mistrz jest w takim humorze? – I to był bardzo rozsądny wybór. Tabris towarzyszył im przez całą drogę. Zarena, demon zemsty, która powinna być silniejsza, zakończyła działalność żałośnie szybko.
Twarz mistrza wykrzywił grymas.
– Zarena. To przecież tylko jedna z moich wielbicielek. Jest cholernie powabna* ale właściwie do niczego się nie nadaje. Skazałem ją na domowy areszt. Niech tam sobie posiedzi.
– Inne wysoko postawione demony chciałyby ją stamtąd zabrać.
– Niech się wynoszą do diabła!
Twarz marszałka dworu demonów wydłużyła się niechętnie.
Żeby tak bez szacunku nadużywać imienia pana i władcy! To nie przystoi mistrzowi Ciemności, państwa demonów.
Z drugiej jednak strony rozumiał swego pana. Zamek mistrza, do którego tylko niektórzy słudzy mieli prawo wstępu, znajdował się w niebezpieczeństwie.
Co więcej, w niebezpieczeństwie znalazła się też pozycja samego mistrza.
– Rozstawić straże! – wrzasnął mistrz ze źle skrywaną histerią w głosie. – Wezwać wszystkie demony wojny! Przygotować ciężką broń!
Takiego poruszenia nie było w państwie Ciemności od pięciuset lat. Demony najwyraźniej zostały przestraszone. Najwięcej powodów do obaw miał jednak sam mistrz. Jego przypominające szpony ręce zaczęły się trząść.
Don Federico rozpoczął swoją opowieść.
– Było kilka powodów, dla których wybraliśmy to właśnie miejsce. Trzech naszych ludzi pochodziło z tutejszych gór i to oni opowiadali nam o zapomnianej dolinie z kościołem. Wędrowali po górach i znaleźli dolinę przez czysty przypadek. Sami wiecie, jaka trudna jest droga tutaj, zwłaszcza po zejściu wielkiej lawiny kamiennej.
– Tak, tak, wiemy – potwierdzały pomruki z różnych stron.
– Oni powiedzieli nam także, jak należy z doliny dojść tutaj, by znaleźć zamkniętą pośród kamieni łączkę. Uznaliśmy, że miejsce nadaje się do ukrycia skarbów. Kiedy zaś nasi ukochani niedoszli władcy stracili życie w tak haniebny sposób, zdecydowaliśmy się również pochować ich tutaj, gdzie mogliby spoczywać w pokoju. Domyślacie się, że kiedy tu przybyliśmy, na łączce znajdował się tylko ciemny kamień Agili, wtedy jeszcze nie zapadł się tak bardzo w ziemię, więc imię króla było wyraźnie widoczne. Znaliśmy króla Agile. To nie jest postać z baśni, ale rzeczywisty władca. Był mądrym królem i dobrym człowiekiem. Ale, jak z pewnością wiecie, zwykle zło atakuje, a dobro musi ustępować. Król Agila uciekał ze swoimi ludźmi i tutaj umarł. To było jeszcze przed zejściem kamiennej lawiny i przypuszczalnie w tamtych czasach na łączkę wiodła wygodna przełęcz. Poddani wznieśli kamień na jego pamiątkę.
Tak więc nasi ukochani mieli spoczywać w zapomnianej dolinie, w towarzystwie człowieka reprezentującego dobro. Jak Unni wie, Urraca nam towarzyszyła i wspólnie wybraliśmy tę piękną grotę na miejsce pochówku.
Don Federico zamilkł i wziął głęboki oddech. Był stary i zmęczony, nie na wiele starczało mu sił. Ale mówić wciąż potrafił, to był zresztą jego przywilej – przywilej najstarszego i duchowego przywódcy.
– Dopiero na miejscu zorientowaliśmy się, że również Agila został pochowany we wnętrzu groty. Jego sarkofag nieco zagradzał drogę do miejsca, w którym zamierzaliśmy złożyć nasze dzieci, dlatego postanowiliśmy go trochę przesunąć.
Stary znowu milczał dłuższą chwilę. Tabris przez cały czas nad nimi górował, słuchał, czuwał…
W głębi znaleźliśmy tamten odległy kąt i wydało się nam, że można trumnę króla przesunąć pod samą ścianę, z największym szacunkiem, rzecz jasna, mieliśmy przecież do czynienia z władcą, i to dobrym. Tymczasem stwierdzono, że pod ścianą, w wybranym przez nas miejscu, wystaje stercząca skała i poleciliśmy naszym ludziom, by ją ścięli. Tym sposobem dotarliśmy do czegoś niepojętego.
Читать дальше