Nagle drgnął, bo rozległ się krzyk Emmy, która stała na pół ukryta za jakimś stalagmitem. Próbowała uciekać, ale Tabris ją powstrzymał. Musieli mieć ją pod nadzorem.
– Róbcie to! – krzyczała Emma do mnichów. – Dręczcie ich, zabijcie ich oboje! Nie zasługują na lepszy los! Jordi przypomniał sobie, że przecież kaci są narzędziami Emmy. Tabris też miał być. Tylko że nim nie tak łatwo jest sterować.
– Spieszcie się! – wrzeszczała Emma. – Nie stójcie tak, i nie gapcie się!
Ale mnisi wciąż byli jak sparaliżowani.
Oczom zebranych ukazał się wewnętrzny mur.
I wtedy mnisi zaczęli krzyczeć, bo na murze zobaczyli napis: Amor ilimitado solamente! Po chwili ukazała się także tarcza herbowa rycerzy ze znakiem, który wobec katów inkwizycji miał morderczą moc.
Dwóch mnichów próbowało uciekać, ale na próżno. Wszyscy czterej runęli na ziemię w konwulsyjnych skurczach i po chwili rozpłynęli się w powietrzu.
Ostatni czterej, z początkowych trzynastu, definitywnie przestali istnieć.
– Uff! – odetchnął Morten z ulgą.
– No jasne, inaczej nie mogło się to skończyć, skoro byli na tyle głupi, żeby zaczynać w trzynastu – próbowała żartować Unni, która, zataczając się, odchodziła od ołtarza, delikatnie podtrzymywana przez Jordiego. Obejmowali się nawzajem i starali się nie płakać z wielkiej ulgi.
– O, patrzcie! – zawołała Juana. – Tam, w prawdziwym murze, znajduje się ostatnie wgłębienie. Tuż pod tarczą.
Morten wyjął gryfa i podał go Unni, która przecież była potomkinią rodu z Vasconii. A gryf Vasconii oznaczał miłość. Amor.
Ona sama mogła się o tym przekonać.
Miguel mocno obejmował Sissi, która właściwie nie miała tu nic do roboty, ale on bał się ją wypuścić. Sissi wciąż trwała w napięciu i żądzy zemsty, więc nie można było przewidzieć, co jej przyjdzie do głowy.
Tommy dostał zastrzyk przeciwbólowy i leżał na trawie pod gwiazdami, które powoli, jakby nieśmiało, zaczynały rozpalać się na niebie.
W grocie wszyscy uważnie patrzyli, jak Unni kładzie gryfa na przeznaczone mu miejsce, uroczyście, podtrzymywana przez Jordiego.
Potem czekali.
Wolno i z łoskotem wewnętrzny mur z tarczą osuwał się pod ziemię. Wolno, bardzo wolno, a jednak z trzaskiem. Może to nic dziwnego. Mimo wszystko minęło ponad pięćset lat.
Kaci inkwizycji zniknęli na zawsze. Podobnie Wamba – Leon. Zarena została zamknięta w dole z nieczystościami.
Wszystkie mistyczne zagrożenia przestały istnieć.
Z wyjątkiem jednego.
Tabris, który zamierzał wymordować ich wszystkich. Że on jest w stanie to zrobić, nikt nie wątpił. W ostatnich godzinach jego oczy były dzikie, jak zaczarowane, miało się wrażenie, że jego nerwy znajdują się na skórze, a nie pod nią. Był niespokojny i czasami zły, a oni nie wiedzieli, co o tym sądzić.
Jako Miguel stał obok Sissi i patrzył ze zdumieniem na to, co ukazuje się spod muru.
Jak już zdążyli się dowiedzieć, duża grota w głębi była podzielona na dwoje, aż do osuwającego się muru. Dalej w głębi jednak widać było jakiś otwór. Był teraz pogrążony w ciemnościach.
– Jezu! – jęknęła Emma. – Jak oni zdołali to wszystko zbudować w tamtych czasach?
– Mury zapadające się w ziemię były specjalnością naszych przodków – odparła Unni krótko. – Spotkaliśmy ich już masę. Tylko że ten różni się wyraźnie od pozostałych, jest znacznie większy. Musiał z nimi być jakiś techniczny geniusz. Plus Urraca. Ona chyba maczała w tym więcej niż jeden palec.
– Ja powinnam była być z wami – powiedziała Emmą.
– W naszej grupie nie ma dla ciebie miejsca – uciął Antonio. – Nigdy nie byłaś jedną z nas. Czy możemy teraz popatrzeć bez niepotrzebnego gadania?
Coś się ukazało po obu stronach naciekowej ściany pośrodku. Zdumieni, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje, obserwowali, jak dwa identyczne przedmioty wyłaniają się wolniutko.
– Sarkofagi? – wykrzyknęła Sissi zaskoczona.
– Rozdzieleni nawet po śmierci – przypomniała Unni ze smutkiem. – To są królewskie dzieci.
– A, no tak – potwierdziła Juana. – Więc to tutaj spoczywają?
Unni skuliła się zdjęta dreszczem.
– Ale nie czują się tu dobrze.
– Oczywiście, że nie, są przecież rozdzieleni.
– Jest jeszcze jakaś inna przyczyna. Grotę przenika lodowaty wiatr. Jakby tam w środku znajdował się jakiś otwór.
– Może brama?
Umilkli. Nikt już nic więcej nie mówił, bo tymczasem mur zniknął całkiem.
Nagle wszyscy zaczęli z trudem łapać powietrze. Bo oto stanęli przed nimi następcy tronu, owe wybrane królewskie dzieci stały przy sarkofagach, każde po swojej stronie naciekowej ściany. Tak samo fantastycznie urodziwi, jak Unni zapamiętała ich ze swoich wizji. Mała Elvira z perłami wplecionymi we włosy, z wysoką kryzą zasłaniającą szyję i w ciasno zasznurowanym staniku. Książę Rodriguez w jedwabiach i aksamitach, w typowych dla swojego czasu bufiastych spodniach i bufiastych rękawach z rozcięciami, z kędzierzawymi, czarnymi włosami ostrzyżonymi na pazia.
Biła z obojga niezwykła słodycz, byli tacy młodzi, tacy strasznie bezradni i zarazem dostojni, że cala grupa mimo woli pozdrowiła ich z wielkim szacunkiem. Wszyscy z wyjątkiem Emmy.
– Co oni, do cholery, tutaj robią? To przecież upiory!
– Nie, to nie są upiory – poprawiła ją Unni. – To duchy, zabłąkane dusze, które nie znalazły spokoju.
– No ale przecież takie dusze to właśnie upiory. Nikt nie miał zamiaru jej tłumaczyć. Była zbyt gruboskórna, by pojąć takie niuanse.
Jordi uprzejmym gestem poprosił królewskie dzieci, by wyszły na środek, gdzie nie ma już ściany, i spotkały się. Oboje jednak z wielkim smutkiem potrząsnęli głowami.
– Oni nie mogą tego zrobić – oznajmił jakiś głos z tyłu i wszyscy odwrócili się jak na komendę.
– Rycerze! – wykrzyknął Jordi zdumiony. – I potraficie mówić!
Don Federico uśmiechnął się.
– Umiemy, owszem, i to dzięki wam.
Rycerze wyglądali na zadowolonych, ale uśmiechali się z jakimś smutkiem. Wciąż mieli na sobie swoje czarne peleryny, ale kaptury zdjęli z głów. Wyglądali chyba tak, jak musieli wyglądać w swoich najlepszych czasach.
– Ale ja nie rozumiem – jąkał Jordi. – Co myśmy takiego zrobili?
– Nie domyślacie się? A dlaczego waszym zdaniem rozpadł się mur Wamby i mogliście odsłonić ten wewnętrzny z zagłębieniem dla ostatniego gryfa?
– Myśleliśmy, że to jego śmierć…
Don Federico potrząsał swoją posiwiałą głową.
– Kunszt Wamby jest silniejszy niż on sam. Jego dzieła go przeżyły. To musiało być coś innego, czego ten zwykły mur nie wytrzymał.
– Co takiego?
– Amor ilimitado solamente. Tylko bezgraniczna miłość.
– Wciąż nie rozumiem.
Płomienie na paleniskach chwiały się niepewnie, ogień zaczynał dogasać. Uśmiech don Federica był niezwykle ciepły, gdy rycerz powiedział:
– Jaka miłość może być większa od waszej? Unni mogła uniknąć tortur i strasznej śmierci, wystarczyło, żeby powiedziała, gdzie jest Jordi. Ona jednak tego nie uczyniła. A ty, Jordi, wiedziałeś, że czeka cię śmierć, jeśli tu wrócisz. Mimo to przyszedłeś, bo twoja ukochana znalazła się w niebezpieczeństwie. Dlatego mur runął i nasz znak ukazał się w świetle dnia. Ten znak, który Wamba chciał ukryć. Bo przecież on współpracował z nędznymi sługami inkwizycji. Znak oraz słowa: Amor ilimitado solamente, zabiły ostatnich katów, dzięki czemu skończyła się również nasza udręka. Staliśmy się widzialni, zostaliśmy uzdrowieni, odzyskaliśmy zdolność mowy. Najserdeczniej wam za to dziękujemy.
Читать дальше