– To jest źle ułożone – powiedział Jordi. – Widać to po wzorze na kamieniach. Co się stanie, jeśli je przesuniemy?
– Ale księżniczka najwyraźniej tego pragnie – wtrąciła Sissi. – Powinniśmy spróbować.
Jordi już zdążył podnieść cztery kamienie. Od którego jednak zacząć i jak je ułożyć?
Prawdopodobnie każdy ma swoje miejsce, ale działać trzeba ostrożnie. Wszyscy tłoczyli się teraz wokół małego stolika czy ołtarza, nie wiadomo, jak to nazwać. Zgodnie wybrali na początek jeden z kamieni.
– Dobrze, to układamy właśnie ten – zdecydował Jordi i z uroczystą miną ułożył kamień.
W następnym momencie wszyscy krzyknęli ze zdumienia i strachu.
Mur się nie poruszył. Ludzie musieli jednak odskoczyć, bowiem ziemia pod nimi zaczęła się trząść i wibrować i z wielkim trzaskiem wyskoczyły w górę dwie ciężkie, żelazne płyty, z których jedna o mało nie powaliła Antonia. Płyty okazały się przykryciem jakiejś prostokątnej piwnicy czy czegoś takiego. Zaczęły teraz stamtąd wylatywać kaskady drogocennych przedmiotów. Leżały początkowo na metalowej płycie, która uniosła się z taką szybkością, że kosztowności niemal fruwały i rozsypywały się wokół.
Jeden klejnot był jednak zbyt ciężki, by wzlecieć w powietrze. Okazało się, że jest to złoty ptak z Ofir. Najwspanialszy klejnot Asturii kiwał się na krawędzi płyty, wysoki, pięknie uformowany, fantastyczny ptak z długim, ostrym dziobem i skrzydłami wysadzanymi tysiącami drogich kamieni w najrozmaitszych kolorach.
Dwa „łańcuchy przewodniczącego” z czystego złota, wysadzane wielkimi szafirami, przeznaczone najwyraźniej dla młodej pary, upadły bardzo blisko krawędzi piwniczki. Emma biegała po grocie jak oszalała, z wywieszonym językiem zbierała klejnoty i złote monety, pozostali jednak stali oniemiali ze zdziwienia i patrzyli.
– Nie podchodźcie tu! – powiedziała ostrzegawczym tonem i wyciągnęła jedną rękę, drugą zaś starała się zgarnąć jak najwięcej skarbów. Pospiesznie ściągnęła z siebie bluzkę, by, mieć gdzie chować zdobycz, została tylko w samym biustonoszu, – Mówiliście wielokrotnie, że skarb was nie interesuje. To jest moje! Wszystko jest moje!
– Emma, skończ z tymi głupstwami – powiedział Antonio zmęczony. – To wszystko należy do Hiszpanii. Nie mamy do tego najmniejszego prawa.
Nagle Emma podniosła się z rewolwerem w dłoni.
– Źle pilnujecie swojej broni. Bo naszą nam odebraliście. Wszystko leży teraz na zewnątrz. Jordi, będziesz łaskaw położyć jeszcze jeden kamień, po drugiej stronie muru musi się znajdować taki sam skarbiec.
– Nie – zaprotestował Jordi. – Teraz będziemy działać ostrożnie. I nie zamierzam słuchać twoich rozkazów. Już zbyt wiele szkód nam narobiłaś.
– Ja? To wy nam narobiliście szkód, zwłaszcza mnie. Przez cały czas gnaliście tylko naprzód, żeby jako pierwsi dotrzeć na miejsce. To my powinniśmy byli ‘ przyjść tu pierwsi.
– Mieliście szansę. Ty zwłaszcza miałaś wiele szans współpracy, Emma, ale z uporem wybierałaś stronę zła.
Emma zorientowała się, że rewolweru nikt się tu nie boi, być może oni wyjęli z niego naboje.
– Teraz zostaniecie tutaj, a ja wyjdę z częścią tego, co należy do mnie. Zabieram też królewskie łańcuchy, żebyście ich nie opieczętowali.
– A jak zamierzasz stąd wyjść?
– Mój niewolnik, którego wydostałam z Ciemności, wyniesie mnie. Chodź, Miguel. I weź tyle skarbów, ile tylko zdołasz. Tylko pamiętaj, że one należą do mnie! Zresztą tam u siebie, w ciemnej otchłani, i tak byś nie widział, jak się mienią drogie kamienie. No, chodź już!
Miguel nie ruszył się z miejsca. Jego twarz była całkowicie pozbawiona wyrazu.
I Emma nie miała czasu patrzeć, czy demon idzie za nią czy nie, taka była pewna swojej władzy nad mężi czyznami i taka podniecona. Pochyliła się, by podnieść z ziemi złote łańcuchy.
– Spójrz w górę! – zawołał ktoś z grupy.
Złoty ptak kiwnął się mocno, kiedy Emma oparła się o krawędź metalowej płyty. Złota figura gwałtownie pochyliła się wprzód. Emma, rzecz jasna, nie zrozumiała ostrzeżenia i spiczasty dziób ptaka dźgnął ją z całej siły w kark. Wpadła do otworu i skonała niemal natychmiast pośród wszystkich wspaniałych kosztowności.
Śmierć Emmy oznaczała przerwę w pracy. Królewskie dzieci i rycerze zniknęli na czas, kiedy żywi będą się zajmować zwłokami Emmy, odmawiać za nią modlitwy. To ostatnie wzięła na siebie Juana i czyniła to ze szczerym sercem, ale ze znacznej odległości, przekonana widocznie, że siły niebieskie usłyszą jej prośby i tak. Inni przygotowali prowizoryczne miejsce spoczynku.
Unni miała tego dość. Wciąż kręcimy się wokół zwłok, myślała, i nie była w stanie już w tym uczestniczyć. Siedziała w kącie, pusta w środku, śmiertelnie zmęczona i głodna. Wiedziała, że inni czują się tak samo źle, nie miała jednak siły się podnieść ani w ogóle poruszyć. Całkiem straciła wszelki zapał.
Unni słyszała, jak Antonio mówi, że po wszystkim będą musieli wezwać władze i ekipy ratunkowe, żeby zmarli znaleźli się w normalnych grobach, a skarb trafił we właściwe ręce. Widziała, że Sissi jest ranna, widocznie skaleczyła sobie rękę o ostrą krawędź kamienia, widziała, że Miguel opatruje ranę ukochanej. Widziała czułość w jego zachowaniu, głaskał ją po policzku, w twarzach obojga można było wyczytać miłość i żal, Unni musiała raz po raz ocierać oczy, bo wzrok jej się rozmazywał.
Ceremonie dobiegły końca. Jordi przyniósł ukochanej wody i mały kawałek czekolady. Inni też dostali czekoladę i wody do picia. Miguel oddał swoją porcję Sissi, a ona była taka głodna, że odmówiła tylko dwa razy, zanim przyjęła.
Widocznie demony nie potrzebują aż tyle jedzenia. Unni nie umiała sobie przypomnieć, ile Miguel jadał dotychczas.
W końcu byli gotowi do podjęcia dalszych działań. Ze względu na kończące się zapasy żywności nie mogli sobie pozwolić na sen, musieli zakończyć wszystko tej nocy.
Trudno było wrócić do wcześniejszego rytmu pracy. Niemal zapomnieli, w którym miejscu została ona przerwana.
Skarby zostawili na razie na boku. Ich wielkim zadaniem, przynajmniej teraz, było usunięcie muru Wamby, oddzielającego oba sarkofagi.
– Mission impossible – powiedział Morten, było to jedno z jego ulubionych powiedzonek. Chociaż tym razem to zadanie jest rzeczywiście niemożliwe, wszyscy się co do tego zgadzali.
Na szczęście mała dońa Elvira wskazała im dalszą drogę: cztery kamienie i kamienny blat. Położyli jeden kamień na miejscu i otworzyli komorę skarbca. Czy powinni zdobyć się na odwagę ruszenia kolejnego kamienia?
Będą musieli.
Wszyscy wstrzymali dech, kiedy Jordi trzymał kamień nad właściwym dlań miejscem. Przez chwilę wahał się, czy go położyć. Z półmroku znowu wyłonili się rycerze, tak samo spięci jak ludzie. A mała Elvira znowu stała w dawnej pozycji i wciąż miała tak samo przerażone oczy.
– No! – Jordi położył kamień.
Usłyszeli hałas. Pochodził z tamtej strony kurtyny, jak to Unni całkiem bez szacunku nazywała.
– Pójdę tam popatrzeć – zaproponowała.
Pobiegła przed siebie, mijając po drodze don Rodrigueza, który stał sam po swojej stronie.
– Hej, Roddy! – pozdrowiła go w biegu. Była teraz w lepszym nastroju. Wszystko się w końcu jakoś układało, więc czym się tu martwić?
Przystanęła.
– Oj!
Najczęściej używane przez Unni słowo.
Читать дальше