Miał teraz pełną kontrolę nad swoim zachowaniem. Tak mu się przynajmniej wydawało.
Ale długo to nie trwało. Leon w nim marniał i marniał. Nie był już w stanie prowadzić. Nagle przeraził się, że siedzi w jakimś dziwnym powozie, ze strachu wypuścił kierownicę z rąk i wpakował samochód do rowu. Pojazd został kompletnie zniszczony, ale on się tym nie przejmował, starał się z niego wydostać, wpadał w panikę, szarpał się i miotał, w końcu niezwykłym zbiegiem okoliczności udało mu się otworzyć drzwi.
I uciekł do lasu.
Wędrował teraz po okolicy górzystej, faktycznie była to północna Hiszpania, ale chociaż nie zdawał sobie dokładnie sprawy, gdzie jest, właściwie wybierał drogę. Węch go nie zawodził na tych pełnych wzniesień pustkowiach.
Szedł niemal bez przerwy. I kiedy dotarł do rzeki, która płynęła w głębokiej rozpadlinie, rozpoznał to miejsce. Był na właściwym tropie. Wkrótce Wamba dotrze do domu.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY
Przeżywali chyba swój najlepszy czas. Stali się zgraną grupą, wszyscy przeciwnicy siedzieli w więzieniu. Brakowało tylko Flavii i Elia, wtedy byliby w komplecie. Ale Flavia nie czułaby się teraz z nimi zbyt dobrze, bo chociaż Pedro i Gudrun rzadko kiedy okazywali sobie uczucie, to było dla wszystkich oczywiste, że ci dwoje żyją wyłącznie dla siebie. Twarze mieli rozjaśnione, oczy promienne, żadne nigdy nie wyglądało lepiej.
– Nic nie czyni człowieka takim pięknym jak odwzajemniona miłość – zauważyła Vesla wzruszona, ale Unni musiała, naturalnie, zburzyć jej romantyczny nastrój.
– Nic nie czyni kobiety piękniejszą niż cztery wypite przez mężczyznę drinki.
Morten natomiast krzywił się i oburzał.
– Przecież ty jesteś moją babką! – warknął kiedyś na Gudrun. – Zachowujesz się śmiesznie, nie możesz się obnosić z tym swoim zakochaniem jak jakaś nastolatka!
– Morten! – upomniał go Antonio. – Nie pozwalaj sobie!
– Ale to wbrew naturze, oni są za starzy! Antonio wpadł w złość.
– Czy ty nigdy nie dorośniesz, Morten? Nawet stulatkowie mogą się zakochać. Miłość nie ma nic wspólnego z wiekiem, przekonasz się o tym, kiedy sam będziesz miał siedemdziesiątkę.
– Ja nie dożyję siedemdziesiątki – burknął Morten ze złością. – Czyżbyś zapomniał, że zostało mi już ledwie pół roku?
– Będziesz miał siedemdziesiąt i więcej – zapewnił Antonio. – I nie rozmawiajmy już o tym.
Ale Morten przyjął jego uwagi. Poprosił babcię o wybaczenie i życzył jej szczęścia, choć nie wyzbył się całkiem krzywego uśmieszku.
Utrzymywali cały czas kontakt z Flavią. Elio i jego rodzina mieli się dobrze. Traktowali swój pobyt we Włoszech jako długie wakacje, nie wiadomo tylko jak długie. Także ich los był uzależniony od rozwiązania zagadki, od tego, by Leon & Co. przestali ich ścigać.
Jordi odzyskał zdrowie, ale, niestety, ten jego lodowaty pancerz pozostał. Akurat o to Unni miała pretensje do rycerzy. Czy nie mogliby być bardziej wspaniałomyślni?
Któregoś dnia przyszła pocztą duża koperta. Do Unni. Oczy dziewczyny zrobiły się wielkie, pojawił się w nich lęk, chwyciła przesyłkę i pobiegła na poddasze, do pokoju, który dzieliła teraz z Jordim tak, by Vesla i Antonio mogli mieszkać razem.
Jordi poszedł za nią i znalazł ją siedzącą na łóżku. Jego łóżko stało możliwie jak najdalej, w drugim kącie wielkiego pokoju.
– Co się dzieje, kochanie? – spytał, siadając z daleka. Unni sprawiała wrażenie głęboko rozczarowanej, w oczach miała łzy.
– Wysłałam rękopis do pewnego wydawnictwa i mi go zwrócili. – Podała mu załączoną do przesyłki kartkę. Znajdowała się na niej standardowa odpowiedź, jaką w ciągu dziejów otrzymały dziesiątki tysięcy pełnych nadziei kandydatów na pisarzy:
„Wydawnictwo dziękuje za możliwość zapoznania się z Pani rękopisem. Niestety, nie możemy go włączyć do naszych planów edytorskich”.
Jordi spojrzał znad kartki.
– A więc to tym się zajmowałaś przez całą drogę? A potem, już tutaj, przepisywałaś na czysto na maszynie, prawda?
Przytakiwała zgnębiona.
– O czym to jest?
– Ech, głupia jestem – westchnęła. – Spisywałam to, o czym rozmawialiśmy. Wiesz, o tym, jak należy odczytywać historię.
Zebrałam wszystkie zjawiska współczesne, jakie przyszły mi do głowy, i śledziłam, jak się one przedstawiały w przeszłości czy też co sprawiło, że w ogóle powstały. Na przykład, dlaczego współcześnie wszystko jest takie drogie? Albo dlaczego powstały przedszkola dla dzieci? Dlaczego dzieci więcej wiedzą o komputerach niż pięćdziesięciolatkowie? Zadawałam masę takich: „dlaczego” i wydawało mi się, że potrafię sprawy wyjaśnić, cofając się aż do siedemnastego wieku.
– Dużo tego masz? Ile stron maszynopisu?
– Dwadzieścia dwie.
– Ależ Unni, to przecież za mało na książkę! Nikt nie wyda takiego krótkiego maszynopisu. Standardowa objętość zawiera się gdzieś między dwieście pięćdziesiąt a pięćset stron.
– Oj! – jęknęła speszona. – A ja myślałam, że napisałam strasznie dużo!
Jordi wyciągnął rękę.
– Mógłbym przeczytać? Zobaczymy, jak to można zakwalifikować.
Bo powieść to też nie jest, jak rozumiem.
Unni wahała się przez chwilę, po czym podała mu kopertę.
– Ale nie wolno ci się śmiać. Roześmiała się sama. Skrępowana.
– Zresztą możesz. Bo i tak bardzo chcę wiedzieć, co o tym myślisz.
Jordi pogrążył się w lekturze, a Unni chodziła po ogrodzie i obgryzała paznokcie.
Kiedy się znowu spotkali, Jordi miał przed sobą niełatwe zadanie.
Tekst Unni był strasznie naiwny, brakowało mu struktury, nie poddawał się na dobrą sprawę żadnym klasyfikacjom.
O naiwności nie wspomniał, ale roztrząsali całą sprawę bardzo długo. W końcu ustalili, że Jordi pomoże jej w pracy nad tekstem, nada mu czytelną kompozycję, a potem wyślą rzecz do jakiegoś alternatywnego magazynu. Na artykuł gazetowy tekst był za długi, zresztą gazety raczej się nie interesują takimi tematami. Istnieją jednak wydawnictwa popularne, które mają kłopoty z zapełnianiem swoich łamów. Obiecał się zorientować.
Unni dziękowała mu szczerze. Siedzieli przy grządce tulipanów na ogrodowych krzesełkach.
– Wiesz, ja pisałam nie tylko ze względu na siebie. Bardzo chciałam jakoś wesprzeć ekonomicznie nasze przedsięwzięcie. Tak strasznie dużo podróżujemy.
– A będziemy jeszcze więcej. Ale niestety, nawet gdybyś wydała grubą książkę, to i tak byś się nie wzbogaciła. Pisarze przeważnie żyją dosyć skromnie. Tylko autorzy bestsellerów mogą się utrzymać z działalności literackiej.
– Nie wiedziałam – westchnęła Unni rozczarowana. Zaraz się jednak rozpogodziła. – Ale i tak miałam z tego mnóstwo radości.
Bardzo przyjemnie jest pisać.
– Ach, to więcej niż połowa satysfakcji, móc pisać.
– Tak, teraz o tym wiem. Jordi spoważniał.
– Tak bardzo cię kocham, Unni.
– Ja też. To znaczy, chciałam powiedzieć, że ja też kocham ciebie. Amerykanie mają lepiej, oni mówią po prostu „me too” i nikt nie ma wątpliwości. A poza tym zdobyłam imbir.
– To wspaniale! Natomiast Gudrun znalazła szałwię i tymianek.
– Vesla przetrząsa wszystkie kwiaciarnie w poszukiwaniu mirtu, ale bezskutecznie. Widocznie to nie sezon – opowiadała Unni.
– Mam nadzieję, że w końcu znajdzie. Bo Pedro zdobył świeże oliwki, kupił ich tyle, że można by sporządzić całe wiadro czarodziejskiego wywaru.
Читать дальше