Vesla wślizgnęła się cicho i usiadła z nimi przy kuchennym stole.
Unni powiedziała z przejęciem:
– Nie rozumiem tylko, co Flavia mogła mieć wspólnego z takim mężczyzną, jak mąż Sigrid. Oni… tak się od siebie różnili, prawda?
– Nie znałaś Knuta. On sprawiał bardzo dobre wrażenie, ale to jego szorstka powierzchowność przede wszystkim pociągała kobiety. Wyglądał zawsze tak, jakby nienawidził całego świata, ale miał fantastyczny uśmiech. Jeśli któraś potrafiła ten uśmiech z niego wydobyć, to mogła wspomnieniem żyć przez tydzień, a młode dziewczyny jeszcze dłużej. Poza tym dużo podróżował, to należało do jego obowiązków zawodowych, nabrał miejskiej ogłady. Sigrid rozpaczliwie za nim nie nadążała.
– Ale nie był bogaty ani nic w tym rodzaju?
– Nie. I jeśli o niego chodzi, nie miało to żadnego znaczenia.
Zawsze otaczało go mnóstwo wielbicielek. Ale co z tobą, Vesla?
Zdaje mi się, że nie wyglądasz najlepiej.
Vesla westchnęła głęboko.
– I czuję się też nietęgo. Unni, czy możesz poprosić swego ukochanego, żeby się pospieszył i rozwiązał zagadkę? Bo ja spodziewam się dziecka. Z Antoniem, rzecz jasna.
Pozostałe kobiety słuchały w milczeniu.
– Kochanie – mruknęła w końcu Gudrun. – Nie wiadomo, czy ci gratulować, czy współczuć.
– I jedno, i drugie – odparła Vesla. – Postanowiliśmy, że dziecko się urodzi. I postaramy się, by nigdy nie zostało dotknięte złym dziedzictwem. A ty wiesz, Unni, że są tylko dwie rzeczy, które mogą je uchronić od nieszczęścia: albo Jordi i ty będziecie mieć dziecko, które przejmie dziedzictwo, albo rozwiążemy zagadkę rycerzy.
Unni wpatrywała się w blat stołu.
– O mnie i Jordim możesz zapomnieć. My nigdy się do siebie nie zbliżymy. Zwłaszcza teraz, kiedy już wykorzystaliśmy te obiecane pół godziny.
– Możesz poprosić o następne.
– Ja bym chciała mieć całe życie z nim. Jestem pewna, że rozwiążemy zagadkę.
– Tak jest – potwierdziły zdecydowanie Vesla i Gudrun.
Po dobrym obiedzie, który Vesla przygotowała wraz z cokolwiek niepewną Unni jako asystentką, Morten ze strasznie nieszczęśliwą miną poprosił, by go wysłuchali, bo ma im coś ważnego do powiedzenia.
Podjął decyzję. Nie był dłużej w stanie zmagać się z wyrzutami sumienia. Trudno, wóz albo przewóz.
Spocony, na pół z płaczem, zdołał w końcu wyłożyć przed zebranymi całą upokarzającą sprawę, po czym zaległa dręcząca cisza, działająca na nerwy skruszonemu grzesznikowi. W końcu głos zabrał najstarszy w tym gronie Pedro:
– Zasłużyłeś na podziękowania za szczerość. Sam zrozumiałeś, w jakiej nieznośnej sytuacji przez ciebie się znaleźliśmy. Ale nie będziemy ci już robić wymówek. Najważniejsze pytanie teraz brzmi:
Czy musimy się znowu przeprowadzić?
– Było nam tutaj tak dobrze – jęknęła Vesla. Morten z wielkim przejęciem zaczął się bronić:
– Przecież i tak ktoś nas odkrył! Pedro replikował ostro:
– Tylko ten ktoś z pewnością nie jest powiązany z Emmą.
– Tego nie wiemy.
Jordi, któremu Antonio pozwolił uczestniczyć i w obiedzie, i w tej dyskusji, zadał teraz ważne pytanie:
– Mówiłeś, że rycerze sprawiali wrażenie, jakby chcieli nam coś ważnego powiedzieć, ale ty nie byłeś w stanie zrozumieć ich myśli?
Wdzięczny za zmianę tematu nieszczęśliwy Morten zwrócił się ku niemu.
– Tak, jestem pewien, że chcieli czegoś więcej.
– Myślisz, że życzyliby sobie porozmawiać ze mną? Ja jestem jedynym, który potrafi się z nimi porozumieć.
– Tak właśnie myślę – potwierdził Morten.
– Znakomicie! – wykrzyknął Pedro. – W takim razie ty, Morten, będziesz miał do spełnienia zadanie.
– Wszystko, co chcecie – zawołał z przejęciem, wiedział bowiem, że jego sytuacja wciąż nie jest najlepsza.
– Antonio twierdzi, że Jordi nie może opuszczać domu. Wobec tego ty, Morten, włożysz srebrne pudełeczko do samochodu i odjedziesz daleko stąd. Tymczasem Jordi wezwie rycerzy.
Morten przełykał ślinę, tak że widać było, jak jabłko Adama porusza się w górę i w dół.
– Oczywiście! Ile czasu potrzebujesz, Jordi?
– Godzinę. Tak więc jedź przed siebie przez pół godziny, potem zawróć i w tym samym tempie wracaj do domu.
– Zaraz?
– Dlaczego nie? Nie mamy czasu do stracenia. Ileż to razy ostatnio wypowiadali to zdanie? Morten podjął jeszcze jedną próbę usprawiedliwienia się:
– Ale Emma jest miła. I zakochana we mnie. Vesla sprawiła mu zimny prysznic:
– Emma kocha wyłącznie siebie, powinieneś o tym wiedzieć i dłużej się nie okłamywać!
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
Duża skrzynka ze skarbem Santiago została wyniesiona.
Mężczyźni stali i przyglądali jej się z niesmakiem. Po raz pierwszy mieli wyjąć z niej srebrne pudełeczko.
– I rycerze chcą, bym ja to unicestwił – powiedział Antonio z grymasem. – O co im tak naprawdę chodzi? Czy miałbym dokonać analizy składu do najmniejszego elementu, rozłożyć to na czynniki pierwsze, a potem wszystko wrzucić do pieca? Umrę szybciej, niż tego dokonam.
– Z pewnością – potwierdził Jordi sucho. – Ale może to właśnie o tym rycerze chcieliby ze mną rozmawiać? W każdym razie ich o to zapytam.
– Czy musimy wyjmować pudełeczko? – spytał pokornie Morten.
– Może mógłbym po prostu zabrać całą skrzynię?
Pedro zaprotestował ostro:
– Nie możemy ryzykować utraty tak wielu rzeczy. Ale masz rację. Lepiej tego paskudztwa nie dotykać. Wyjmiemy wszystkie dokumenty. Książkę też. I pamiętaj, będziesz musiał jeździć przez całą godzinę. Nie wolno ci się zatrzymać! Nie wolno ci, na przykład, wpaść do rowu!
I nie pij przed jazdą coca – coli, upomniał sam siebie Morten, ale głośno tego nie powiedział.
Pedro był katolikiem, pozwolił więc, by krzyż i wieniec różany zostały w skrzynce. Miecz także mógł stanowić ochronę. Najchętniej zostawiłby też amulet Urraki, ale Antonio oznajmił, że aby Jordi mógł wyzdrowieć, nie może się z amuletem rozstawać. Bez wątpienia ma on na niego bardzo dobry wpływ.
Namęczyli się porządnie przy wyjmowaniu książki, która przykleiła się do dna skrzyni. Trzeba było ją podważać, popychać i pociągać, zanim nareszcie się poruszyła swobodnie.
Ale jakoś sobie poradzili. Kartki leżące najniżej były dość poważnie uszkodzone, ale poza tym książka zachowała się nieźle.
Wyglądała jednak nieciekawie, napisana ręcznie przez kogoś, kto nie martwił się ostatecznym efektem i najwyraźniej się spieszył.
Oglądali zabytek z ponurymi minami. Memuary grzesznej Estelli niełatwo będzie czytać.
W końcu Morten odjechał, a Jordi, wspierany przez Unni, przeszedł do ogrodu. Reszta domowników też została na dworze, choć trzymała się z daleka. Unni wróciła do nich, gdy tylko „ukryła”
Jordiego pod drzewem.
Nikt przecież z całą pewnością nie wiedział, co takiego rycerze chcieli powiedzieć Mortenowi. Może on sobie to wszystko tylko wyobraził?
Ale rycerze się pojawili. Unni widziała ich siedzących na koniach przed Jordim, który musiał trzymać się gałęzi, by ustać na nogach.
Wszyscy ich już kiedyś widzieli, ale za każdym razem ten widok był głębokim, magicznym przeżyciem. Nieprawdopodobnym. A jednak znajdowali się tutaj, w ogrodzie otaczającym normalną norweską willę, i okoliczności zdawały się ich ani trochę nie krępować. Koń dona Galindo stał przednimi nogami w kępie narcyzów, wcale kwiatów nie depcząc, a don Sebastiano znalazł się w środku jabłoni, co nie stanowiło najmniejszego problemu.
Читать дальше