Teraz wszystko, co było w niej najgorszego, wyszło na światło dzienne.
Choć może nie całkiem na dzienne. Wciąż jeszcze potrafiła ukryć tkwiące w niej zło za słodkimi flirtującymi uśmiechami, jeszcze potrafiła zwodzić łatwowiernych mężczyzn.
Takich jak Alonzo.
Mogła się kochać z Alonzem, oczywiście, że tak. Czuła pożądanie w omdlewających udach, mrowienie w dole brzucha. Przywykła jednak, że to mężczyźni jej pożądają, więc jego gwałtowne pieszczoty, pocałunki, przyspieszony oddech specjalnie jej nie rozpalały. Oczywiście, miało pewne znaczenie to, że był jej ostatnim podbojem. Ale Emma widziała Alonza w licznych upokarzających sytuacjach, panowała więc nad swoim podnieceniem.
Z nim było gorzej. Pytanie Emmy wytrąciło doświadczonego kochanka z równowagi. Już myślał, że ją zdobył, a tymczasem ona zaczęła rozmawiać najzupełniej trzeźwo o innych sprawach. Alonzo nie przywykł do czegoś takiego. Zdejmował więc powoli skarpetki i przygotowywał się do ataku. Emma jest cudowna!
Próbował ją znowu całować, ale ona odwróciła twarz.
– Co powiedział Leon?
Teraz Alonzo nareszcie pojął, że Emma nie jest równie podniecona jak on. Zrezygnowany opadł przy niej na posłanie.
– Nie spotkałem Leona. Nawet nie wiem, gdzie on jest. Kiedy widziałem go ostatni raz, wyglądał jak sam diabeł.
– Tak, ale to on wie najwięcej na temat tego, gdzie się skarb znajduje.
– On chyba nie wie nic – mruknął Alonzo. – Nie rozumiem, co ty masz wspólnego z tą starą świnią.
– Leon oznacza bogactwo, drogi Alonzo. I był cholernie dobrym kochankiem.
– Na tym froncie ja go pobiję, mogę cię zapewnić. Próbował ponownie ją podniecić, ale Emma powiedziała zaczepnie:
– Naprawdę będziesz mógł tego dowieść?
– Tylko poczekaj!
– Haha, mój malutki – śmiała się, kiedy chciał ją objąć.
– Co? Malutki?
– No to pokaż, co potrafisz. Jeśli możesz, rzecz jasna! Tylko że Leona nie pobijesz nigdy. Teraz on jest już do niczego, ale nikt nie zajmie jego miejsca w łóżku.
Alonzo rzucił się na nią niczym rozjuszony byk i Emma gotowa była ulec. Ale, niestety, to jej gadanie na temat Leona odniosło skutek. Alonzo nie nadawał się do niczego, jego broń opadła bezradnie.
– Cholera! – ryknął. – Czy my nigdy nie uwolnimy się od tego piekielnego Leona?
Emma była samą wyrozumiałością.
– Zaczekamy, kochanie. Tymczasem możemy porobić plany.
Teraz zostaliśmy już tylko my dwoje, to my dostaniemy skarb. I mimo wszystko to i owo na jego temat wiemy, prawda?
Alonzo mruknął niechętnie:
– Musimy znaleźć Elia. On wie najwięcej o wszystkich tajemnicach.
– Elio i cała jego rodzina zniknęli bez śladu. Jakby się zapadli pod ziemię. Nie, musimy jechać do Norwegii. Mamy tam współpracowników, to Kenny, Tomas i Roger. Chyba ich wypuszczą do tego czasu.
– Mamy jechać do Norwegii? Jak ja nienawidzę tych podróży.
Jesteśmy przecież w kraju, w którym ten cholerny skarb się znajduje.
– Ale oni są w Norwegii, ci, którzy cokolwiek o nim wiedzą. A coś mi mówi, że wiedzą dosyć dużo. Ja wiem, gdzie oni mieszkają. Tego całego Mortena mogę sobie owinąć dookoła palca. Na Elia to już teraz za późno, wszystko co wiedział, zdążył pewnie opowiedzieć tamtej bandzie świętoszków. A potem będziemy mordować, Alonzo.
Bracia Vargas pójdą na pierwszy ogień. A potem ta obrzydliwa Unni.
– No i don Pedro. On uwiera mnie jak cierń od dawna. Ale pamiętaj, że to ja jestem teraz szefem!
Emma przyglądała się uważnie swoim paznokciom.
– Nie bądź tego taki pewien! Byli tutaj mnisi. I wyznaczyli mnie.
– Co? Niemożliwe! Kłamiesz!
– Nic podobnego! I mam nad nimi władzę. Oni mnie pragną, wszyscy jak jeden mąż.
Alonzo wciąż był zirytowany niedawną porażką, a jej słowa drażniły go jeszcze bardziej.
– Ciebie? Przecież ty jesteś kompletnie bezwartościowa! Nie jesteś nawet na tyle seksowna, żeby faceta doprowadzić do erekcji.
Oj, takich słów się Emmie nie mówi.
– Naprawdę? No to chodź, mój kochany! Zobaczysz coś całkiem innego!
Zabrała się za niego ostro, objęła go swoimi wytrenowanymi w takich sytuacjach kończynami. Alonzo uznał, że nagle zrobiło się wokół niego mnóstwo nóg i rąk, ale były one ciepłe, miękkie i niewiarygodnie uwodzicielskie. Emma się nie oszczędzała, wodziła językiem po jego piersi, w dół, aż do chętnej już teraz męskości.
Pozwalała mu ze sobą robić, co chciał, szarpała go za włosy, gdy jego głowa znalazła się między jej udami, dawała z siebie naprawdę wszystko. Bo wciąż była na niego wściekła za te obraźliwe słowa i kiedy Alonzo nareszcie opadł wyczerpany, na barkach, plecach i na pośladkach miał długie ślady jej paznokci.
Ale zaspokoił Emmę, to stanowiło pociechę, budziło uczucie triumfu.
Następnego dnia Leonowi udało się pobić strażnika, który przyszedł sprzątać jego celę, co było zajęciem niezbyt nęcącym. Z kluczami w ręce, zachowując się ostrożnie i podstępnie, owa obrzydliwa istota, jaką teraz był Leon, zdołała wydostać się na wolność. Słyszał za sobą wycie alarmów, ale było za późno. Leon znajdował się już za murami.
Dysząc i parskając rozglądał się ze swej kryjówki po okolicy.
Wymarłe miejsce, pełne jakichś magazynów z betonu, a między nimi, w oddali, skrawek niebieskiego morza.
Nie miał pojęcia, gdzie się znajdują Emma z Alonzem, zresztą kompletnie to lekceważył. Miał przed sobą cel. Tylko że w jego mózgu panowało okropne zamieszanie, sam siebie nie poznawał, świat stał się jakiś dziwny. W krótkich przebłyskach pojawiał się znowu dawny Leon, a wtedy nienawidził z całego serca tych, którzy stali mu na drodze, czyli braci Vargas. Czy nigdy nie zdoła ich zetrzeć z powierzchni ziemi? Zwłaszcza starszego z nich, Jordiego, który miał jakoby umrzeć, a który tymczasem objawił się znowu i włada ponadnaturalnymi siłami. W takich chwilach przypominał też sobie Emmę, zaraz jednak tego rodzaju myśli znikały, a on musiał do domu. Do domu. Tylko gdzie się ten dom teraz znajduje, w tym dziwnym świecie pełnym szerokich dróg i jakichś okropnych połyskliwych pojazdów, pojawiających się znikąd, przed którymi on musiał się kryć i których nie pojmował. A kiedy z wielkim hukiem pojawił się na niebie ogromny, błyszczący ptak, posuwający się z niezwykłą prędkością, Leon wpełzł między gęste zarośla i trząsł się przepełniony strachem istot, które nie rozumieją.
Chciał za pomocą czarów uwolnić się od tych paskudztw, ale jego czarodziejskie sztuczki nie działały. Po chwili znowu stał się Leonem, i Leon chciał się umyć, bo cała skóra swędziała go potwornie.
Paskudny stygmat na boku wciąż oczywiście istniał, ale on nie widział go dokładnie, bo zdeformowane ciało Wamby miało wielkie piersi, które zwisały nad znakiem.
Ech, co tam woda, na co mu woda? Natomiast piwo…
Wamba trzymał się z daleka od ludzi, tymczasem Leon przedsięwziął rajd do sklepu spożywczego, gdzie ukradł mnóstwo piwa i jedzenia, mogło mu to wystarczyć na kilka dni. Przerażony personel dzwonił po policję, ale kiedy radiowóz przyjechał, jego już nie było.
Jakieś drogowskazy informowały go, gdzie mniej więcej się znajduje, zaraz jednak znowu jego mózg pogrążał się w chaosie.
Jedna jego część pragnęła Emmy i zemsty na wrogach oraz skarbu, druga natomiast chciała wrócić do domu.
Powinien za wszelką cenę kierować się na północ.
Kiedy był przede wszystkim Leonem, zdołał ukraść samochód, najdroższy, na jaki natrafił, zjechał na autostradę i ruszył. Daleko jednak nie zajechał, a poczuł, że ta jakaś dziwna przemiana znowu opanowuje jego myśli, wykazał jeszcze tyle przebiegłości, by zjechać na leśną drogę i tam czekać. Siedział w tym lesie, dopóki ponownie nie stał się Leonem i mógł ruszyć dalej.
Читать дальше