Przyszedł do niej Pedro i razem podziwiali kwiaty.
– Wydawało mi się, że to bardzo piękne! – zawołała Unni z przejęciem, po czym roześmiała się skrępowana. – Zachowuję się dziecinnie. Mniej więcej tak jak królowa Wiktoria, która ponad wszelkie wyobrażenie uwielbiała swojego męża i powiedziała kiedyś: „Albert uważa, że zachód słońca jest bardzo piękny”. Jakby sama nie mogła tego stwierdzić. Pedro uśmiechnął się.
– Morten twierdzi, że jesteś naiwna, Unni, ale ja wcale tak nie myślę. No, może pod pewnymi względami. Ale potrafisz całym sercem wczuć się w smutek i ból drugiego człowieka, prawda?
– Owszem, tak jest – odparła z wolna. – W ostatnich dniach było mi bardzo ciężko. Wyczuwałam, że coś jest nie tak jak powinno. Coś sprawiało wielki ból, to dotyczy również ciebie, Pedro, prawda?
– Tak, zraniłem bliską mi osobę.
– No właśnie. I teraz chyba już wiem, co mi tak bardzo ciążyło.
Coś, co Flaviami powiedziała przy kilku okazjach, kiedy chciała mnie przekonać, że powinnam zapomnieć o Jordim. Istnieje wielu najodpowiedniejszych, takich słów użyła.
– Nie, nie, ty nie możesz opuścić Jordiego. Nigdy. Ty i on jesteście jednym.
– Wcale nie zamierzałam go opuszczać, ale słowa Flavii odwróciły się przeciwko niej, prawda?
– Niestety, masz rację. Czy mogę być z tobą szczery?
– Bardzo bym chciała.
– Dziękuję. Potrzebuję kogoś, z kim mógłbym o tym porozmawiać. I ty właśnie jesteś kimś takim, Unni. Jesteś najprostszą osobą, jaką znam, i zarazem najbardziej skomplikowaną. Wiesz, co chcę powiedzieć?
– Myślę, że tak. W każdym razie zachowam dla siebie to, co mi powiesz. A poza tym myślę, że rozumiem twoje wyrzuty.
– Widzisz, mój związek z Flavią trwał wiele lat. Ona pracowała w ambasadzie włoskiej w Madrycie, dzięki temu się poznaliśmy, a potem zaprzyjaźniliśmy. Ale to była tylko przyjaźń. Później, przypadkiem, odkryliśmy to fatalne powiązanie. Ona była macochą obciążonego przekleństwem Mortena, ja zaś najmłodszym bratem innego obciążonego. Jestem ostatnim z rodu. Flavia już wtedy była za stara na dziecko, a ja słabowitego zdrowia, więc mój ród miał wymrzeć bezpotomnie. Poza tym ona była żoną ojca Mortena, Knuta Andersena. Do niczego między nami nie doszło, daję na to słowo honoru.
– Wierzę i bez tego, Pedro. Oboje jesteście wspaniałymi ludźmi.
– Staramy się tacy być. No ale Knut Andersen zmarł. Sytuacja się nagle zmieniła i wymagała, byśmy coś przedsięwzięli. Osobiście myślałem, by po prostu kontynuować naszą przyjaźń, zresztą nie tak już wiele życia mi zostało. Ale Flavia…? Ja nie wiem, Unni.
Myślę, że ona jednak oczekiwała ode mnie czegoś więcej.
– I jak sobie z tym radziłeś?
– Byłem w rozterce. Flavia jest przecież fantastyczną kobietą.
Wykształcona, oczytana, potrafi kontrolować swój włoski temperament, a poza tym jest bardzo piękna. Mimo to się wahałem, przede wszystkim ze względu na swoją chorobę.
– Flavia to niewiarygodnie dobry człowiek. Taka silna, pełna inicjatywy i taka ciepła wobec wszystkich potrzebujących wsparcia.
– No właśnie. W ciągu tych pięknych dni, kiedy jechaliśmy do Norwegii, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Jestem zdrowy, myślałem, może mógłbym się odważyć i poprosić ją o rękę? Ale zwlekałem z tym i teraz jestem losowi szczerze wdzięczny.
– Tak – westchnęła Unni, obrywając jakieś suche liście z pnącej róży, rozpiętej na ścianie. – Teraz lepiej rozumiem to zakłopotanie, a nawet rozpacz Gudrun. Pedro również westchnął.
– Gudrun nie chciała niszczyć starego, dobrego związku. Żadne z nas nie chciało ranić Flavii. I przecież nie robiliśmy nic, tylko rozmawialiśmy ze sobą. Ale, och, jak my się znakomicie rozumiemy!
Ile ciepłych uczuć budzimy w sobie nawzajem! Jest dokładnie tak, jak powiedziała Flavia: „Istnieje wielu najodpowiedniejszych”.
– To musiało być bardzo trudne rozstanie?
– Tak, ona była blada, ale wciąż tak samo opanowana, tak samo wyrozumiała. Ja nawet nie wspomniałem o Gudrun. Powiedziałem tylko, że między mną a Flavią nigdy nie będzie niczego więcej prócz przyjaźni. A ona była taka wspaniałomyślna, że zapewniała, iż chce się ze mną nadal przyjaźnić. I z wami wszystkimi, bo bardzo was polubiła. Chce śledzić nasze dalsze starania nad rozwiązaniem zagadki rycerzy, ale nie jestem pewien, czy chciałaby w tych staraniach uczestniczyć. Musiała teraz wrócić do domu, żeby wyleczyć rany. Nie użyła takich słów, ale widziałem po niej, że czeka ją trudny czas. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, że aż tyle dla niej znaczę, dopóki nie zrobiło się za późno.
– Ale przeżyliście razem kilka dobrych dni podczas podróży?
– Tak. Mieliśmy nawet, jak wiesz, w niemieckiej gospodzie wspólny pokój. W jakimś sensie jestem z tego zadowolony. Ale takiego płomiennego uczucia nigdy do niej nie żywiłem. Takiego jak teraz…
Pogrążył się w myślach.
„Zamów dla mnie pokój”, przypomniała sobie Un – ni jego słowa.
Wielkie rozczarowanie Flavii. Pedro opanował się.
– Powinienem porozmawiać z Antoniem na temat zniszczenia srebrnego pudełeczka i jego zawartości.
– No właśnie, rycerze powiedzieli, że on to potrafi, prawda?
– Owszem, choć nie wiem, w jaki sposób. Ale czas nagli.
Niebezpiecznie jest trzymać coś takiego w domu. Zwłaszcza że rycerze chcieliby pewnie z nami porozmawiać. Przede wszystkim z Jordim.
Na dźwięk jego imienia Unni ożyła.
– Pójdę do domu zobaczyć, czy się nie obudził. Wbiegła na schody, jakby miała naście lat. Pedro patrzył na nią z uśmiechem.
CZĘŚĆ TRZECIA. SREBRNE PUDEŁECZKO
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
Morten, w swoim pokoiku na górze, chodził tam i z powrotem. Od czasu do czasu siadał po to tylko, by zaraz znowu się zerwać i kontynuować wędrówkę.
Przecież nie muszę o niczym mówić, myślał wstrząśnięty i zdesperowany. Naprawdę nie muszę, Emma i tak zostałaby wypuszczona, nikt nie musi wiedzieć, że jej w tym pomagałem.
Ale naraziłem moich przyjaciół na niebezpieczeństwo.
Głupstwo, ona tutaj nie przyjedzie. Poza tym ona jest przecież jedną z nas. I jest miła!
Jak pięknie i łagodnie brzmiał jej głos. Tak się ucieszyła, słysząc, że do niej dzwonię. Z Leonem skończyła, zresztą nigdy nie była jego kochanką, jak w ogóle ktoś mógłby sobie wyobrazić coś takiego?
A w końcu nasza kryjówka już i tak została ujawniona, ktoś przecież ukradł papiery.
My się kochamy, Emma i ja.
Chłopak jęknął. Och, jaki wstyd i hańba! Nikt nigdy nie może się dowiedzieć, co zrobili rycerze. Nikt nie musi o tym wiedzieć.
Ale co będzie, jeśli Emma tu przyjedzie i powie: „To Morten dal mi adres”?
Wtedy ja umrę!
Jordi spał. Antonio zaordynował mu silną kurację z mnóstwem snu i odpoczynku, by płuca mogły w spokoju wracać do zdrowia.
Unni znalazła Gudrun w kuchni, gdzie ta widocznie czuła się najlepiej. Babcia Mortena uśmiechnęła się do niej blado.
– Wiesz co, Gudrun, postanowiliśmy z Jordim pojechać do Selje i położyć kwiaty na grobie Sigrid, jak tylko on będzie mógł podróżować.
Unni nigdy nie pozwoliła sobie na inne przekonanie niż to, że Jordi niedługo będzie całkiem zdrów. Gudrun rozjaśniła się.
– Dziękuję! Jak to milo z waszej strony.
– My uważamy, że Sigrid została pokrzywdzona, tyle musiała przeżyć w całej tej sprawie. I taka była samotna!
– No właśnie.
Читать дальше