Unni uśmiechała się sama do siebie. Poszła wolno w stronę mostku, przeszła porośniętym trawą brzegiem i stanęła nad krawędzią wody. Wsłuchiwała się w bulgoczące, pluszczące fale, które mieniły się w blasku księżyca i mówiła, jakby im odpowiadała:
– Tyle się wydarzyło w ostatnich dniach. Jednak najważniejsze ze wszystkiego jest dziecko. Dziecko Jordiego i moje. Zrobię wszystko, by mogło żyć… przeżyć całe ludzkie życie, a nie tylko dwadzieścia pięć lat. Dużo, dużo dłużej. Jordi będzie żył długo, ja będę żyła długo, dziecko…
Niczym lodowaty dreszcz pojawiło się wspomnienie żelaznej dziewicy.
Znowu? I dlaczego akurat teraz? Czy już nigdy nie zapomni tego potwornego narzędzia, w którym znalazła się jedynie we śnie?
Nie, to nie był żaden sen. Ból zadawany przez wbijające się w ciało gwoździe był rzeczywisty. Akurat wtedy, kiedy się to działo, na pewno był prawdziwy.
Nieprzyjemna fala chłodu przeniknęła ją, kiedy tak stała pochylona nad tym niewinnym strumieniem, w owej ślicznej, małej wiosce. Dlaczego wspomnienie strachu pojawiło się właśnie teraz?
Unni była bardzo wrażliwa, odczuwała dużo więcej niż inni ludzie.
Wyprostowała się. Co to jest?
Odniosła tylko wrażenie jakiegoś mgnienia, błyskawicy, jakby coś zielonkawego przemknęło przed jej twarzą Czyjaś dłoń? A potem złowieszcza, zakończona szponami ręka na jej plecach. Czuła, że z tyłu za nią znajduje się coś potwornie wielkiego, bardzo blisko jej pleców i karku. Odgłos olbrzymich, machających skrzydeł, pies, który zaskowyczał gdzieś ze strachu… Wszystko to stało się dosłownie w jednej sekundzie.
Po czym świadomość ją opuściła, jakby dostała zastrzyk znieczulający o natychmiastowym działaniu.
– Ciii – powiedział Jordi w kuźni.
– Co to było?
– Zdawało mi się, że słyszę triumfalne wycie katów inkwizycji.
– Nie, to tylko psy – uspokoiła go Gudrun. – Ja też je słyszałam.
Jordi nie miał pewności, ale dał się przekonać.
Dość szybko zorientowali się, że jego teoria o miechu kowalskim jako substytucie kobzy nie wytrzymuje krytyki. Kuźnia nic im więc nie dała.
Wyszli znowu na zalany księżycowym światłem dziedziniec. Bezradnie spoglądali na mur. Szukanie w przebudowanym murze, to kompletnie beznadziejne zajęcie.
Latarnia przed domem zapraszała do powrotu. Po chwili weszli do ciepłej izby.
– A to co? – zawołała Gudrun oburzona, kiedy znalazła się w kuchni. – Zmywanie nietknięte, a Unni ani śladu!
– To do niej niepodobne, żeby po prostu sobie pójść – rzekł Pedro. – Ale może była zmęczona i musiała się położyć.
– Zajrzę do niej – powiedział Jordi i wyszedł pospiesznie.
Szuflada kuchennej szafki nadal pozostawała otwarta. I trudno ją było zamknąć. Gudrun mocowała się z nią bez skutku.
– Coś tam blokuje.
Inni próbowali jej pomagać.
– W środku coś jest – stwierdziła Juana. Wsunęła rękę i starała się uwolnić jakąś szkatułkę, która stanęła w szufladzie na sztorc. Kiedy ją wyjęła i uniosła w górę, posypała się rdza.
– Oj, to musi być stare! – zawołała.
Do szkatułki przymocowano kawałek pożółkłego papieru.
Pedro odczytywał głośno:
– Znaleziono przy rozbiórce ruin starego domu. Casa de la Rosa? Bez wartości.
– To taki przedmiot, którego nie przyjmuje się do muzeum, ale też szkoda go wyrzucić – mruknęła Juana. Wciska się więc do jakiejś szuflady i unika wyrzutów sumienia.
Pedro ujął wieczko. Nikt nie miał odwagi oddychać.
Wewnątrz wciąż leżał kawałek skóry.
– No to nie musimy szukać – odetchnęła Gudrun.
Rycerz don Federico de Galicia zasłonił rękami twarz: „Tacy są zdolni i wszystkie ich starania na nic”.
„Kto by przypuszczał, że nasi wrogowie posuną się do takich diabelskich sztuczek i wezwą na pomoc demony? – żalił się don Sebastian. – Co my teraz zrobimy? Jak zdołamy ich uratować?”
„My nic nie możemy. Przed chwilą rozmawiałem z Urracą. Ona też nie może się wtrącać. Nasi potomkowie muszą sami dotrzeć do celu, w przeciwnym razie rozwiązanie zagadki nie będzie miało żadnego znaczenia, tak mówi Urracą”.
„To prawda, ale uważam, że to okrutne pozostawiać ludzkie dzieci ich własnemu losowi”.
„Podzielam twoje zdanie – westchnął don Galindo. – A co nasza dobra Urracą mówi o demonach?”
„W porównaniu z nimi ona jest tylko zwyczajnym człowiekiem”.
Don Ramiro odwrócił się.
„Chyba nie jestem w stanie patrzeć na to, co się dzieje. Wszystko poszło źle, bardzo źle. Oni sobie na to nie zasłużyli ci nasi dzielni pomocnicy”.
„Zaprawdę nie zasłużyli!”
Żaden z rycerzy nie był już w stanie powiedzieć nic więcej. Zawrócili konie i odjechali, zrozpaczeni, bezradni.
Unni ocknęła się z uczuciem, że ma zatkany nos. Otaczał ją gęsty obłok kurzu.
Wszędzie było ciemno.
Po omacku starała się zbadać miejsce i bardzo szybko natrafiła na ścianę.
Jeszcze jedna ściana? Czyżby znalazła się w kącie? Wyciągnęła nogę i oparła ją o kolejną ścianę.
Była bliska paniki. Ciasnota wewnątrz żelaznej dziewicy wciąż dręczyła ją jak zmora.
Przez chwilę leżała bez ruchu. Próbowała się rozluźnić, oddychała spokojnie, bo kurz groził atakiem kaszlu. Najważniejsze to stłumić narastającą panikę, postarać się przypomnieć sobie, co się stało.
Gdzie się znalazła?
W jednym z opuszczonych domów w Veigas? Nie bardzo mogła w to uwierzyć.
Wszystko, co widzieli w tej wiosce, było bardzo czyste i ładne, poza tym nie słyszała szumu rzeki, czy strumienia, albo potoku, jak można by nazwać tę wodę. Była szeroka jak potok, ale szumiąca jak strumień, poza tym nie na tyle duża, by zasługiwała na nazwę rzeki.
To naprawdę bez znaczenia, ważne, że Unni wody nie słyszała.
Jordi. Gdzie jest teraz Jordi? On, taki delikatny i dobry, najlepsze, co się jej w życiu przytrafiło. Dlaczego nie ma go tutaj? I jak ona się tu dostała? Dziura w pamięci, nie pamiętała nic.
Ostatnie wspomnienie, to jak stoi nad potokiem.
Teraz leży w jakiejś komórce, czy czymś takim, bardzo ciasnym, przypominającym jej tamto okropne zamknięcie… Nie nie myśleć o tamtym!
Zapach tutaj był zupełnie inny niż we wsi. Sama atmosfera też inna. I… czy to odgłos samochodów?
Czy przyjaciele odjeżdżają, zostawiwszy ją na pastwę losu?
Unni zaczynała się naprawdę bać. To wszystko jest od początku do końca niezrozumiałe. Kiedy w końcu znaleźli jakieś spokojne miejsce na oszalałym świecie, musiało się wydarzyć to coś, co wygląda na kompletnie pozbawione sensu.
Szumiało jej w głowie, nie była w stanie zebrać myśli. Przypuszczalnie w jej życiu zdarzyło się ostatnio tak wiele, że umysł nie był w stanie wszystkiego ogarnąć.
Czuła się taka słaba. Chciała tylko leżeć, nie myśleć, nie płakać, bo nawet na to nie było ją stać.
Spokój, spokój, śmiertelny spokój. Teraz wiedziała, jak to odczuwają ludzie starzy. Ludzie, którzy doprowadzili swoje życie do końca. I już nie żywią lęku przed śmiercią.
Tak właśnie czuła się teraz Unni. Paraliżowało ją śmiertelne zmęczenie.
Jordi? Nie potrafiła wyobrazić sobie jego twarzy. Nie pamiętała, jak wygląda, nie przypominała sobie, co takiego cudownego im się przytrafiło.
Nie, tak nie można jeśli dalej tak pójdzie, to naprawdę gotowa jest zasnąć.
Kiedy już się trochę otrząsnęła, powoli zaczęło do niej docierać coś nowego: Słyszała nie tylko swój własny oddech, lecz także oddech kogoś drugiego. Stłumiony oddech gdzieś z tyłu.
Читать дальше