– Za blisko? Coś takiego! – prychnął Morten i ciągnął sceptycznie:
– Zmieścimy się tam wszyscy?
– No to zostań na górze. Ja schodzę na dół.
– Ja też – oznajmiła Sissi.
Flavia wahała się. To chyba nie jest najodpowiedniejsze miejsce dla takiej światowej damy jak ona. Kiedy jednak Morten zdecydował się ofiarować życie, to i ona postanowiła zejść.
Kieszonkowe latarki oświetliły schody, na których Jordi znalazł pochodnię. Podłogę pokrywały kamienie, które spadły z góry. Instynktownie spojrzeli na sufit i zadrżeli. Opuściła ich ochota do dalszych poszukiwań.
Dostrzegli jednak ów wielki kamień, który został odsunięty przez Jordiego na bok i posuwając się ostrożnie, gęsiego, między leżącymi blokami, pokonali pomieszczenie i weszli do drugiej, otwartej sali z pustymi kamiennymi katafalkami.
Tutaj w dole trudno było oddychać.
Antonio wolno oświetlał ściany.
– Tam! – zawołała Flavia.
To herb, którego Jordiemu nie wolno było dotknąć.
Teraz zaczynali się domyślać dlaczego. Róża.
– Ty – zwrócił się Morten do tego, kto chciał go, słuchać. – Patrz na gryfa! Ten tutaj jest podwójny, ‘ z ogonem i lwimi łapami. Jordi źle go narysował.
– Niełatwo jest zapamiętać wszystkie szczegóły – wtrąciła Flavia usprawiedliwiająco.
Możliwe, że zwierzę, które otaczało sam herb, zostało przez Jordiego narysowane zupełnie błędnie. Ale herb był poprawny. Była tam sroka, która reprezentowała Urracę, i róża w prawym rogu.
Heraldyczna róża.
Której sensu nikt nie rozumiał. Wyglądała na umieszczoną tu przez nieporozumienie, trochę irracjonalna, jak na początku sroka.
Teraz wszystko znalazło się na miejscu.
Badali różę dokładnie, bo oni mogli jej dotykać. Właściwie jednak wyglądała niebywale prosto. Niewielkie przesunięcie…
Antonio je wykonał. Obrócił różę o sto osiemdziesiąt stopni. Róża oddzieliła się od herbu i Antonio ją usunął.
Wewnątrz znajdował się kawałek skóry.
– To ciekawe, że żaden z kawałków tej skóry nie zaginął – powiedziała Flavia.
– Niebo na to nie pozwoliło – westchnął Antonio. – W przeciwnym razie mielibyśmy problemy.
Tym razem nie zwlekali i zaczęli na miejscu badać znalezisko.
Rysunek. Duży ptak w locie, charakterystyczny styl.
– Sęp – stwierdził Antonio. – Jest tak jak Jordi zgadywał: Tam gdzie orły będą małe.
– Dolina Carranza – rzekł Morten. – Granica między Krajem Basków i Kantabrią.
– Jak to brzmiała ta strofka młodego mnicha Jorgego? – spytała Flavia. – Ta o granicach. Wioska pustkowie chleb przełęcz puchary groty groty.
Popatrzyła na swoich towarzyszy i westchnęła:
– Znowu groty! Wiecie co, powoli zaczynam nienawidzić grot i krypt.
Trudno się chyba dziwić, że reszta zgadzała się z nią co do joty. Trzeba jednak pomyśleć o sytuacji tych, którzy w odległych czasach nieśli skarby. Chodziło o to, by ukrywać i te skarby, i siebie samych. Przez cały czas. Kluczyć, chodzić krętymi drogami, jak najdalej od niepowołanych oczu.
Kiedy nasi poszukiwacze już mieli wyjść, doszło do katastrofy, która mogła się skończyć tragicznie dla całej ekspedycji.
Morten posuwał się jako pierwszy^ bo bardzo mu się spieszyło do wyjścia. Za nim Antonio. Następnie Flavia miała się wyczołgać spod na wpół zawalonego sklepienia, kiedy jednak dotknęła ręką jakiegoś kamienia, ten oderwał się i potoczył za Antoniem. Flavia krzyknęła, Antonio odwrócił się i zdołał ją wyciągnąć w ostatnim momencie, zanim wszystko się zawaliło, bo obluzowany kamień wywołał reakcję łańcuchową. Osypujące się kamienie porwały ze sobą sufit nad wejściem i duży fragment sklepienia.
– Sissi! – wrzasnął Antonio.
W ruinach nikt się nie odezwał. A wejście zostało zawalone. Gdyby próbowali usunąć kamienie, spowodowaliby osunięcie się dalszych fragmentów sklepienia.
Antonio starał się ogarnąć sytuację. Trzeba myśleć tylko o jednej rzeczy na raz. Vesla… zapomnij o niej teraz…
– Uciekaj! Szybko! – zawołał do Flavii, bo sufit zaczynał trzeszczeć i skrzypieć, a w głębi wciąż było słychać spadające kamienie.
Nic nie mógł zrobić poza tym, żeby jak najprędzej wyprowadzić stąd Flavię.
– Uderzyłaś się? – spytał na schodach. Zanim odpowiedziała, rozległ się huk i wszystko za nimi ostatecznie runęło.
Flavia była już na dworze, ale jej twarz wykrzywiał ból. Pokazywała mu nadgarstek, mocno pokaleczony, krwawiący.
– Nic mi nie będzie. Ale Sissi?
– Zejdę na dół, jak tylko kamienie przestaną się sypać – odparł Antonio, przerażony losem Sissi. – O Boże, Boże drogi – modlił się w duchu.
– Morten! – krzyknął, bo kurz przesłaniał mu widok. – Morten, gdzie jesteś? Musimy zejść na dół, jak tylko…
Huk ustał, tylko od czasu do czasu słychać było pojedyncze uderzenia.
– Morten! – zawołali Antonio i Flavia chórem.
– Tutaj – odpowiedział. – Chodźcie mi pomóc!
– Chodźcie mi pomóc? Czy on też jest ranny? Kurz powoli opadał, zobaczyli Mortena niemal obok siebie.
– Stoję na fragmencie ściany – poinformował. – Sissi jest dokładnie pode mną, musimy ją uwolnić.
– O, rany boskie! – zawołał Antonio i puścił się biegiem, a Flavia za nim.
– Czy ona żyje? – krzyczała.
– No jasne! – odparł Morten. – Skuliła się pod ścianą, jak sufit się zawalał. Znalazła ochronę pod jakimś gzymsem, ale sama stąd nie wyjdzie.
– Dzięki ci, dobry Boże – odetchnął Antonio. – Widział Sissi pokrytą warstwą kurzu tak grubą, że kiedy się uśmiechała, widać było tylko białe zęby. Szczerze powiedziawszy prezentowała raczej grymas niż uśmiech.
Trudno było wydostać ją ze zrujnowanej piwnicy. Nogi miała poocierane i posiniaczone, ale poważniejszych obrażeń nie odniosła. Flavia znalazła w pobliżu strumyk, przy którym wyczyścili i jako tako umyli Sissi. Nie chcieli bowiem tracić czasu i wracać do miasteczka, pragnęli jak najszybciej ruszyć w stronę doliny Carranza zwłaszcza, że zostało im jeszcze trochę dnia. Żadne nie wierzyło, że w miasteczku odnajdą swoje komórkowe telefony, albo i samego złodzieja, a bagaże zabrali i tak. Z pewnością wkrótce dotrą do jakiejś większej miejscowości, gdzie kupią nowe telefony i Antonio będzie mógł zadzwonić do Vesli.
Tak więc najpierw wzięli kurs na Vitorią/Gasteiz, by w jakiś czas później skierować się na zachód.
Kaci inkwizycji odszukali Zarenę.
Ta wcieliła się w postać wampa, przyjęła ich łaskawie, ale słuchała niecierpliwie.
No więc chodzi o to, że ich osoba kontaktowa w ludzkim świecie, owa piękna Emma, która jednak „w żadnym razie nie jest tak piękna, jak wasza wysokość, o nie!”, wyraziła życzenie, by móc sobie wypożyczyć jednego ze ściganych, a to w celu wyciśnięcia z niego potrzebnych informacji. Czy wasza piękna wysokość zechciałaby na to przystać?
Czy to możliwe? Przekrzywili swoje obrzydliwe główki i wpatrywali się wiernopoddańczo w Zarenę.
Ta zaś pospiesznie rozważała sprawę. Przecież właśnie czegoś takiego jej potrzeba. Ów kłopotliwy Antonio… jego mogą sobie wziąć. A wtedy pozostałych troje z jego grupy łatwiej będzie omamić. Będzie mogła się do nich przyłączyć. Tak samo jak Tabris do swoich. Dzięki temu i on nie będzie już miał powodu, by nad nią triumfować, taki pospolity cham.
– Ta pozbawiona jakiejkolwiek wartości Emma i jej goryle mogą sobie wziąć jednego – rzekła chłodno. – Ale on jest bardzo podejrzliwy. Jak mam go wam przekazać? I przede wszystkim jak go zwabić?
Читать дальше