Wszyscy członkowie jej rodziny stali na dziobie statku i milczeli, choć wewnętrznie pewnie drżeli z niepokoju.
Resztę pasażerów piraci zebrali na górnym pokładzie. Kapitan, ledwie trzymający się na nogach od nadmiaru alkoholu, stał wraz z całą załogą przy relingu, pilnowany przez napastników.
Wkrótce ukazał się kapitan rozbójników. Był jaskrawo ubrany, w kapeluszu z ogromnymi piórami, nosił przesadnie wysokie buty, kolorową kurtkę i bufiaste spodnie. Twarz miał ponurą, wyrażającą przebiegłość, ale niebrzydką. Włosom, a ściślej biorąc peruce, przydałoby się trochę zainteresowania, pomyślała Villemo niechętnie.
Gdy piraci grabili pasażerów z wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość, wzrok kapitana lustrował ludzi na pokładzie. Wkrótce zatrzymał się na Villemo. Podszedł do niej i pistoletem wskazał na jej włosy.
– Dlaczego? – zapytał krótko.
– Żeby ukryć przed snapphanami, że jestem kobietą – odparła.
Kapitan przyglądał się jej uważnie.
– Nie bardzo da się ukryć – zachichotał obleśnie.
Potem skierował swoją uwagę na drugi koniec pokładu, gdzie pewien Norweg usiłował odzyskać biżuterię, którą piraci odebrali jego żonie.
Zirytowało to kapitana, wydał krótki rozkaz swoim ludziom i w chwilę potem Norweg leżał martwy.
– No, chyba przesadzacie! – syknął Brand.
Jaskrawo ubrany rabuś błyskawicznie odwrócił się do niego.
– Chcesz skończyć tak samo? – Zawołał swojego głównego pomocnika. – Zajmujemy ten statek. Zepchnąć wszystkich do morza!
– Nie! – zaprotestował Kaleb. – Nie macie prawa. Drogo was to będzie kosztowało!
Kapitan piratów zaczynał się już naprawdę denerwować. Popatrzył ponurym wzrokiem na Kaleba, a kiedy zobaczył, jak ten czule obejmuje córkę, na jego wargach pojawił się złośliwy uśmieszek.
Inni pasażerowie, chorzy i wymęczeni, płakali głośno ze strachu.
– Chcesz, to zrobimy handel – zwrócił się rozbójnik do Kaleba. – Dziewczyna za życie reszty!
Wszyscy Ludzie Lodu zamarli z przerażenia.
– Nie! – krzyknął Kaleb. – Mojej córki nie dostaniesz! I zrobisz najlepiej, jeżeli zostawisz ją w spokoju. Ona jest żoną kuriera króla szwedzkiego. Jego Wysokość nie puści wam tego płazem.
– Król Karol może sobie rządzić na lądzie, ale na morzu decyduję ja! Mam gdzieś i króla, i jego kuriera! No, to jak będzie? Mam dać moim ludziom rozkaz Wymordowania wszystkich, czy…?
Kaleb i Gabriella ujęli się za ręce. Inni wstrzymali oddech i nagle z drugiego końca pokładu rozległ się krzyk:
– Oddajcie mu dziewczynę! Nie możecie poświęcić tyle ludzi!
– Pójdziemy z tobą. Wszyscy – powiedział Niklas.
– Tak – potwierdził Kaleb.
Villemo rzekła cicho:
– Spokojnie, ojcze. Pamiętaj, że ja pochodzę z Ludzi Lodu.
Rodzina spoglądała na nią pytająco.
Villemo zwróciła się do kapitana pirackiego statku:
– Ja się zgadzam.
– Nie! – krzyknęli jednocześnie jej krewni.
– Owszem. Chciałabym tylko porozmawiać chwilę z bliskimi. Mamy kilka rodzinnych spraw do omówienia.
Kapitan pozwolił, choć minę miał wciąż groźną.
Ruchem ręki Villemo dała znak, by podeszli bliżej: Stojąc tyłem do piratów, powiedziała cicho:
– Pamiętajcie, że ja jestem jedną z dotkniętych dziedzictwem. Wy jeszcze nie wiecie, co ja potrafię, a potrafię sporo. Żaden mężczyzna nie zbliży się do mnie bez mojej woli. Mam broń, która potrafi każdego powstrzymać. I świetnie umiem pływać. Mamo, ojcze, nie lękajcie się, ja naprawdę dam sobie radę. Wracajcie do domu i czekajcie tam na mnie. Prędzej czy później zjawię się i ja.
– Ale, Villemo… – zaczęła Gabriella z bólem w głosie.
– Bądźcie spokojni, mam więcej siły, niż się spodziewacie. Jak inaczej mogłabym przeżyć to wszystko, co mnie spotkało w ciągu ostatnich lat? Jedźcie do domu i bądźcie przekonani, że wrócę. Nie wiem tylko kiedy.
– Villemo ma rację – wtrącił Niklas. – Ona jest silniejsza niż my wszyscy razem wzięci.
– Ale, Villemo… – niepokoiła się Irmelin.
– Ciii – przerwała jej Villemo. – Już dokonałam wyboru. I dam sobie radę. Będziemy przepływać blisko wysepek i stałego lądu. Przynajmniej taką mam nadzieję. Dotychczas nikomu jeszcze nie udało się pokonać Villemo córki Kaleba.
– Nie, Villemo. Nie możemy się na to zgodzić – protestował Kaleb.
– A jaki mamy wybór? Chcecie wszyscy umrzeć?
Zapadło bolesne milczenie. Wreszcie Kaleb, starając się pokonać ogarniające go wzruszenie, drżącym głosem powiedział:
– Idź, w imię Boga! Gdyby Mattias miał ze sobą jakieś środki nasenne, mogłabyś potajemnie dać temu łotrowi. Nigdy sobie nie wybaczę tego, że się zgadzam.
– Nikt z nas sobie tego nie wybaczy – powiedział Brand ze łzami w oczach. – Mimo to nie mamy wyjścia, jesteśmy zmuszeni do tej ofiary. Niech cię Bóg błogosławi, dziecko najdroższe!
– Nie składacie mnie w ofierze – uśmiechnęła się Villemo. – Obawiam się, że będziecie musieli mnie znosić jeszcze przez wiele lat. Ojcze, potrzebuję pieniędzy. By dostać się do domu, kiedy już będę wolna.
I proszę mi dać nóż. Gdybym znalazła się w skrajnej potrzebie…
Kaleb niepostrzeżenie wsunął jej do kieszeni nóż i sakiewkę.
– Zatrzymam się na granicy – zapewniał. – I wrócę z posiłkami.
– Nie, nie rób tego – prosiła. – Nie zostanę na pokładzie ani chwili dłużej niż to konieczne. I nie szukajcie mnie, nie ryzykujcie bez potrzeby życia we wrogim kraju. A poza tym nie chcę być krępowana myślą, że ktoś z was może jest gdzieś w pobliżu. Ja wrócę do domu, polegajcie na mnie! Mam teraz dla kogo żyć…
Kaleb nie pojął ukrytego sensu jej słów.
– Gdybym tak mógł ja zamiast ciebie… Ale nie sądzę, żeby kapitan piratów okazał mi zainteresowanie – dodał z wymuszonym śmiechem.
Villemo także starała się uśmiechnąć, lecz w sercu czuła dojmującą pustkę.
– Dominik ci pomoże – pocieszała się Gabriella. – On zajmuje taką wysoką pozycję.
– Jak go teraz zawiadomimy? A poza tym nie chcę, żeby się o tym dowiedział. Do zobaczenia, moi kochani, a jeśli Dominik przyjedzie do Grastensholm przede mną, to pozdrówcie go i powiedzcie, że wrócę na pewno. Irmelin, ty wiesz!
Irmelin potwierdziła skinieniem głowy i ukradkiem otarła łzy.
Villemo uściskała wszystkich po kolei. Piraci obrabowali Ludzi Lodu z wszelkich wartościowych rzeczy, po czym zabrali Villemo i poprowadzili na swój statek. Gabriella krzyknęła rozpaczliwie, córka jednak pomachała jej dla dodania otuchy i zniknęła pod pokładem tamtego statku. Odwiązano cumy i rozbójnicy gotowi byli do drogi.
Zabrakło Villemo, lecz mały kuter mógł kontynuować swoją mozolną podróż do Norwegii.
Ludzie Lodu w milczeniu siedzieli na rufie. Kobiety płakały, mężczyźni zagryzali wargi. Wszyscy czuli się tak, jakby zdradzili Villemo. Jakby złożyli ją w ofierze.
– A ona oczekuje dziecka – oświadczyła po chwili Irmelin. – Dziecka Dominika.
Twarz Gabrielli zrobiła się kredowobiała.
– Co ty mówisz? Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?
– A co by to pomogło? Zresztą Villemo nie chciała.
– Na miłość boską! – przerwała jej Eli. – I ona w takim stanie została sama!
– Myślę, że właśnie dlatego nie ma się czego obawiać – odparła Irmelin. – Jestem pewna, że zrobi wszystko, by wrócić do domu. Na czas.
– Och, Villemo – szeptał Kaleb. – Moja niesforna, mała córeczka! Której nigdy nie ma w domu! Wciąż gdzieś znika, przepada.
Читать дальше