Margit Sandemo - Gorączka
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Gorączka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Gorączka
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Gorączka: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gorączka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Gorączka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gorączka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Błyskawicznie podjechali do obory i wcisnęli się do środka. Wszyscy trzymali mocno zwierzęta, bo ziemia na zewnątrz drżała pod kopytami duńskich wierzchowców.
Obie grupy poszukujących spotkały się.
– Nic nie widać – powiedział któryś.
– Nigdzie też nie ma żadnych śladów.
– Tu widzę ślady kopyt – odezwał się ktoś inny.
– Prawdopodobnie naszych własnych koni.
– Tam jest obora.
– Zobaczę, co jest w środku. A potem wracamy.
Sześciu ludzi w oborze wstrzymało oddechy. Gotowe do strzału karabiny skierowane były lufami ku drzwiom.
– Nie – szepnął Dominik. – Jeśli wejdzie tylko jeden, brać go bez strzału.
– Nic to nie da – odpowiedział ten, który wszystko umiał. – Tamci będą go szukać.
– To weźmiemy ich kolejno.
Wszyscy wiedzieli, że to szalona myśl, ale jednak dawała im jakąś rozpaczliwą nadzieję.
Mój Boże, myślał Dominik. Okaż łaskę moim rodzicom, bądź dla nich miłościwy. I… daj Villemo szczęśliwe życie! Ja mój los składam w twoje ręce.
Drzwi obory skrzypnęły. Dominik stał najbliżej wejścia. Już był gotów powalić swego wroga, gdy nagle oczy tamtego rozszerzyły się, a ręka Dominika znieruchomiała.
W drzwiach stał Tristan.
Widzieli, że głęboko oddycha, tak głęboko, że pierś wznosi mu się i opada. Towarzysze Dominika nie pojmowali, o co chodzi. Chcieli działać, lecz powstrzymywało ich coś trudnego do określenia.
Młody Tristan o smutnych oczach znowu ogarnął ich wzrokiem. Kąciki ust drgały mu boleśnie.
Po chwili odwrócił się i zatrzasnął za sobą drzwi.
– Nikogo tu nie ma! – zawołał do swoich. – Musimy szukać bardziej na południe!
Była to wyraźna wskazówka dla Dominika, w którą stronę nie powinien jechać.
Dominik przymknął oczy pod pytającymi spojrzeniami towarzyszy.
– To był mój kuzyn – wyjaśnił cicho, a tymczasem oddziały Duńczyków ze szczękiem broni zbierały się do drogi. O, Ludzie Lodu, niewzruszenie lojalny rodzie! O, wojujący władcy, którzy dla zaspokojenia swoich wybujałych ambicji bezmyślnie stawiacie przeciwko sobie krewnych!
Gdy wszystko się uciszyło, Dominik wyprowadził swoich ludzi i po chwili znowu ruszyli w drogę, kierując się tym razem możliwie najbardziej ku północy.
A gdy zmierzch zapadł już na dobre, mały oddział dotarł na skraj bukowych lasów w północno-wschodniej Skanii.
Do lasów Goinge…
ROZDZIAŁ V
Dominik zarządził postój.
Zrobiło się już tak ciemno, że prawie nie widział swoich ludzi. Było ich pięciu. Towarzyszyli mu w milczeniu, bez słowa skargi.
– Musimy na noc rozłożyć się obozem – powiedział cicho. – Za wszelką cenę powinniśmy unikać zatrzymywania się w karczmach i po chłopskich zagrodach. Zbyt wiele nasłuchałem się historii o szwedzkich żołnierzach, którzy ulokowali się gdzieś na kwaterze i nagle w nocy zobaczyli w oknach lufy snapphanów. Znajdujemy się teraz na granicy ich lasów. Poszukajcie jakiegoś zacisznego miejsca i dla nas, i dla koni! I, na Boga, nie rozpalajcie ognia! Lepiej zmarznąć, niż z własnej głupoty stracić życie.
Po chwili znaleźli gęste zarośla i wprowadzili tam konie. W ciemnościach przygotowywali się do odpoczynku.
Dominik zauważył, że jeden, ten najmniejszy, ułożył się z dala od pozostałych.
O Boże, wlecze się za mną i ta biedaczyna, która boi się nawet patrzeć na ludzi, jęknął w duchu. Czy naprawdę nic nie zostanie mi oszczędzone?
Już w oborze zdążył się zorientować, że idzie z nim ów rosły dryblas, i to dobrze, pomyślał, oraz znudzony młodzieniec, któremu się zdaje, że wszystko potrafi. Wkrótce z przerażeniem stwierdził, że jest także tamten blady, śmiertelnie przestraszony, z gapowato otwartymi ustami. W oborze, kiedy stali wszyscy ciasno przy sobie, widział przez chwilę jego twarz. Piąty to musiał być ten, którego określił jako wiejskiego uwodziciela. Dominik rozpoznawał dialekt uplandzki, którym także i on się posługiwał.
Cóż za zbieranina! Na kim mógłby w razie czego polegać? Może na dryblasie?
Pojęcia nie miał, czy pozostali w trudnych sytuacjach okażą odwagę i do jakiego stopnia.
Chociaż już przecież dzisiaj zachowali się dzielnie, podejmując decyzję, że pójdą z nim. Kiedy już wszyscy owinęli się szczelnie w derki, Dominik nie zdołał się powstrzymać, by nie zapytać bladego nieboraka:
– A ty to właściwie dlaczego zostałeś z nami?
Chłopak aż jęknął, przestraszony, że dowódca zwraca się wprost do niego.
– Ja… ja mieszkam w Almhult, panie lejtnancie.
– To znaczy, chcesz wrócić do domu?
– Tak – szepnął tamten. – Wojna to nie dla mnie, panie lejtnancie.
– A nie boisz się snapphanów?
– Boję się! Ale proszę Boga, on mi na pewno pomoże wrócić bezpiecznie do domu.
– Miejmy nadzieję – rzekł Dominik sucho. – Ja też postaram się zrobić, co w mojej mocy, żeby przeprowadzić cię przez niebezpieczny teren i żebyś sobie za bardzo nie pokaleczył swojej delikatnej skóry. Jak ci na imię?
– Folke, panie lejtnancie.
– A ty? – Dominik zwrócił się do poczciwego drągala. – Dlaczego ty idziesz ze mną?
– Myślałem, że może będę mógł się panu lejtnantowi przydać – odparł tamten spokojnie.
– Dziękuję. Jak ci na imię?
– Jons, panie lejtnancie.
Pozostali dwaj wsparli głowy na rękach i czekali, aż zwróci się do nich. Na pytanie Dominika uwodziciel odpowiedział, że słyszał, iż dziewczęta w Smglandii są niezwykle ponętne. Zmęczyły go panny w Skanii, zanadto cnotliwe. Na imię miał Gote. Ten pewny siebie natomiast, Kristoffer, wyjaśnił, że nie interesuje go bitwa na otwartym polu, w dużym oddziale. On potrzebuje czegoś specjalnego. Przechytrzyć snapphanów, to byłby powód do dumy, można by przypiąć kolejne pióro do kapelusza.
Pytanie tylko, czy wtedy będziesz miał jeszcze na czym nosić kapelusz, pomyślał Dominik z gorzką ironią.
Odczuwał niechęć wobec tego dragona. Znał wielu żołnierzy tego typu. Kochali swoje rzemiosło, ponieważ dawało im prawo – w ich przekonaniu – do brutalnego znęcania się nad przeciwnikiem. Wolałby nie mieć kogoś takiego w swoim małym oddziale.
– A ty? – zawołał do drobnego żołnierza, który ułożył się na uboczu.
Czekali chwilę, lecz odpowiedzi nie było.
– On śpi – stwierdził Gote, wiejski uwodziciel. – Na imię mu Egon, ale przyszedł do twierdzy niedawno, mało co o nim wiemy. Zdaje się, że ma w domu troje dzieci.
– On? Naprawdę? – Dominik był zdumiony. – Jakim sposobem, na Boga, zdążył dorobić się aż tylu?
Villemo oczywiście nie spała. Po prostu nie chciała odpowiadać, żeby nie zdradzić się czy to barwą głosu, czy to językiem, mówiła przecież po norwesku. Jeszcze nie chciała się ujawniać. Było ich tu zbyt wielu. A Dominik mógłby się rozgniewać.
Poza tym trochę się obawiała tego żołnierza o ładnych, szelmowskich oczach. Gdyby odkrył, że jest dziewczyną, nie dałby pewnie za wygraną, dopóki by i jej nie podbił. Nie miała, rzecz jasna, zamiaru nikomu ulegać, ale to kłopotliwe tak wciąż opędzać się od wyznań i zalotów.
W całym oddziale najbardziej lubiła tego największego imieniem Jons. Choć z wyglądu nie przypominał Jespera ani Larsa z Grastensholm, miał w sobie podobną jak tamci życzliwość dla świata i budził w Villemo zaufanie. Zawsze lubiła takich ludzi, nawet ich powolność jej nie drażniła.
Dwóch pozostałych żołnierzy nie umiałaby jeszcze bliżej scharakteryzować. Nie miała czasu ich poznać, bo cały dzień spędzili w siodłach. Villemo bolało całe ciało. Co prawda znakomicie jeździła konno, ale nigdy nie pokonała za jednym razem aż takiej odległości.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Gorączka»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gorączka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Gorączka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.