Margit Sandemo - Gorączka
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Gorączka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Gorączka
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Gorączka: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gorączka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Gorączka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gorączka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Kapitan von Leven znakomicie wyliczył czas. Duńscy jeźdźcy z barkasów znaleźli się dostatecznie daleko na lądzie, by dostrzec, że duża grupa konnych opuszcza zamek i udaje się na wschód.
Duńczycy natychmiast ruszyli w pogoń, przekonani, że ucieka cała załoga twierdzy. Oddział Dominika ścigało trzydziestu duńskich jeźdźców i jechali szybko.
Kapitan von Leven, obserwujący wydarzenia z zamkowej wieży, stwierdził z zadowoleniem, że z tego wszystkiego Duńczycy zapomnieli o zajęciu jego dominium.
Dominik ominął rozległą równinę od południa. Woda chlupała pod końskimi kopytami, gdy jechali przez rzeczkę Ra ku lasom na północy. Żeby tylko się tam dostać…
Jak powinien postępować? Walki musi unikać za wszelką cenę; dla jego oddziału szkatułka była najważniejsza, nie mogli jej narażać. Szesnastu jeźdźców to jednak teraz zbyt duża grupa, za bardzo rzucająca się w oczy, a zatem należało pozbyć się większości ludzi, a najlepiej wszystkich.
Zaraz jak tylko minie bezpośrednie zagrożenie.
Duńczycy chyba się nie przybliżali. Odległość zdawała się być wciąż taka sama. Ale ostatni ludzie z jego oddziału zostawali w tyle. Krzyknął więc do tych, którzy jechali tuż za nim, by nadal rwali do przodu, sam zaś zawrócił i krzyczał na ostatnich, wobec czego przestraszeni ruszyli galopem; teraz on sam zamykał orszak. Było to, oczywiście, niebezpieczne, bo to on wiózł dokumenty. Nie był jednak w stanie zostawić żadnego ze swoich ludzi na pastwę Duńczyków.
W końcu dotarli do drzew i Dominik znowu wysunął się naprzód. Ostatecznie zdołał jakoś wprowadzić oddział na skraj gęstego lasu.
Jechali zygzakiem, to na wschód, to znowu na północ, i modlili się, by las się jak najdłużej nie kończył.
Po jakimś czasie musieli jednak się zatrzymać, po prostu konie nie mogły już iść.
Stali ciasno przy sobie pod drzewami i nasłuchiwali, ale jedyne, co słyszeli, to chrapliwe oddechy zwierząt.
– Zdaje mi się, że wywiedliśmy ich w pole – rzekł Dominik cicho. – W każdym razie na chwilę. Ale jest nas zbyt wielu, a mamy się przedzierać przez lasy snapphanów. Dlatego musicie się rozproszyć i w pojedynkę jechać na południe, by przyłączyć się do królewskich oddziałów pod Ystad!
Oddział milczał. Tu i ówdzie dały się słyszeć westchnienia ulgi. Snapphanowie nikogo nie pociągali.
Barczysty drągal o łagodnych oczach powiedział niepewnie:
– Czy pan lejtnant zamierza jechać sam?
Dominik zwlekał chwilę.
– Tak będzie chyba najlepiej – rzekł w końcu.
– Ale ktoś z nas powinien z panem jechać – powiedział inny życzliwie.
Dominik stwierdził ze zdumieniem, że to ten, który sprawiał wrażenie, jakby się okropnie nudził.
– W każdym razie ja zgłaszam się na ochotnika.
– Ja także – rzekł pospiesznie drągal.
– Dziękuję, to ładnie z waszej strony. Rozdzielić się musimy tutaj. Ci, którzy chcą jechać ze mną do Almhult, mogą to zrobić. Jestem wam za to bardzo wdzięczny. Ci, którzy nie bez powodu lękają się spotkania ze snapphanami, powinni natychmiast wyruszyć na spotkanie szwedzkich oddziałów. Nikomu nie będę miał tego za złe.
– Panie lejtnancie – szepnął jeden z ludzi. – Proszę posłuchać!
Wszyscy nastawili uszu. Konie oddychały już spokojniej, więc docierały do nich też inne odgłosy.
Daleko na północ słyszeli stłumione nawoływania.
– Duńczycy – mruknął Dominik. – Zgubili ślad. Musimy ruszać. Zaraz! Ale pamiętajcie: w drodze na południe nie wolno się zatrzymywać w żadnych dworach ani zagrodach. Tu w Skanii nie lubią szwedzkich żołnierzy.
– W lasach Goinge jeszcze mniej – mruknął któryś.
– Wiem. A zatem do widzenia wszystkim!
Nie oglądając się ruszył na wschód. Słyszał oddechy koni idących za nim, lecz także tętent kopyt wierzchowców kierujących się na południe.
Wciąż jeszcze nie chciał się odwracać, ale miał wrażenie, iż towarzyszy mu wcale nie taka mała garstka. Dominik westchnął. Był oczywiście wdzięczny za ich odwagę i lojalność, ale cieszyłby się bardziej, gdyby ich było mniej.
Dzień chylił się ku wieczorowi. Duńczyków nigdzie ani śladu. Dominik wierzył, że także ów mały oddział, który skierował się na południe, zdołał umknąć duńskim prześladowcom.
I rzeczywiście tak się stało. Już następnego dnia byli podkomendni Dominika spotkali królewski oddział. Jego Wysokość osobiście wypytywał ich surowo, skąd przybywają.
Wyjaśnili, a ich opowiadanie sprawiło, że twarz Karola XI pociemniała z gniewu. Nie na nich jednak się złościł. Król zamknął na chwilę oczy i pogrążył się w rozmyślaniach.
Mój nieszczęsny kurier, myślał. Był to zdolny i piękny młodzieniec, ale nie mogę zrobić nic, by uratować jego i jego ludzi w lasach Goinge.
Jego Wysokość posłał natomiast oddział żołnierzy do zamku nad Oresundem. Kapitan von Leven mimo wszystko stracił głowę, a wraz z nim jego najbliższy współpracownik i właściciel zamku. Całą trójkę oskarżono o zdradę. Później zamek został splądrowany przez rabusiów i popadł w ruinę. Z czasem na jego miejscu wzniesiono nowe domy i nikt by już nie umiał powiedzieć, gdzie leżała twierdza.
O tych przyszłych wydarzeniach Dominik nie mógł jeszcze nic wiedzieć. Na razie jechali na wschód, ku krainie snapphanów.
Szkatułkę ulokował w głębokiej kieszeni swojego munduru i czuł na biodrze jej ciężar.
Jechali przez cały dzień i wieczór, choć teraz już w nieco wolniejszym tempie. Bogate wsie i żyzne ziemie się skończyły. Pojawiły się natomiast małe, ubogie poletka wciśnięte pomiędzy zagajniki i kamieniste pagórki. Zagrody były niewielkie, budynki niskie, ludzie, jeśli się ich gdzieś widziało, smutni.
Ponad głowami jeźdźców krążyły z krakaniem wrony i kruki w poszukiwaniu zdobyczy na chudych nieużytkach. Dominik wiedział, że snapphanowie grabią spokojnych chłopów w okolicy, a potem wycofują się do swoich kryjówek, w jarach i grotach lub w ziemnych jamach chowając się przed szwedzką sprawiedliwością. Snapphanowie mają też kobiety, na ogół dość lekkiego prowadzenia się, które przychodzą często do wiejskich zagród, żeby dowiedzieć się nowin. W wyniku nędzy i prześladowań, a także z powodu własnej wojowniczości ten leśny lud stał się bandą dzikich, żądnych krwi rozbójników.
Dominik pomyślał o swoich pięciu towarzyszach i zacisnął zęby.
Gdy szukali miejsca, w którym mogliby rozbić obóz i przenocować, okazało się, że Duńczycy mimo wszystko natrafili na ich ślad.
Był to dla nich ciężki cios. Słyszeli, najpierw słabo, a potem coraz bliżej, większy oddział dragonów, którzy niewątpliwie szli ich śladem. I nie tylko to! Duńczyków mieli też przed sobą, a obie ścigające grupy porozumiewały się, krzycząc.
– Muszą tu gdzieś być! – wołano z jednej strony. – Tamta kobieta widziała, że jechali na wschód.
– Nie widzieliśmy nikogo! – odpowiadano z przeciwka.
– Szukajcie dalej!
Dominik przystanął, rozpaczliwie poszukując jakiejś możliwości wydostania się z matni. Znajdowali się w sporym zagajniku, niedaleko kilku ubogich zagród, które dopiero co minęli. Po obu stronach zagajnika słychać było Duńczyków i tętent końskich kopyt. W każdej chwili mogą zostać odkryci.
– Tam widzę oborę – powiedział cicho jeden z ludzi Dominika. – Może powinniśmy…
Dominik myślał szybko.
Obora może się okazać śmiertelną pułapką. Teraz jednak jest to jedyna możliwość schronienia.
– Szybko, do środka! Konie także! I starajcie się, żeby nie rżały, kiedy usłyszą inne konie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Gorączka»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gorączka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Gorączka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.