Villemo podejrzewała, że to ze strony Kristoffera tylko pusta gadanina. Chyba nie czynił zbyt uporczywych wysiłków, żeby podjąć studia.
Podobnie jak Dominik niespecjalnie lubiła Kristoffera. I oczy miał takie zimne.
Dominik zwrócił się teraz do Folkego:
– A ty chcesz po prostu wrócić do domu w Almhult? Czym się tam zajmujesz?
– Służę we dworze, ale to nie jest bardzo duży majątek.
– Miałeś już jakąś fajną dziewczynę? – zachichotał Gote.
– To okropne! – wykrzyknęła Villemo. – Dlaczego każdy chłop chce mieć najlepszą i najładniejszą dziewczynę, nawet jeżeli sam jest paskudny niczym troll? Muszę wam wygarnąć prawdę w oczy w imieniu wszystkich nieco mniej urodziwych dziewcząt!
Zapadła cisza.
– Villemo – powiedział po chwili Dominik. – Sprawiłaś przykrość Folkemu. Nazwałaś go paskudnym trollem.
– Nic takiego nie powiedziałam! No, chociaż może. Ale ja tak nie myślę, Folke, to wcale nie o ciebie chodziło.
On skinął głową, zaczerwieniony jak burak i onieśmielony.
– O czym marzysz, Folke? – zapytała już cieplejszym tonem.
– Właśnie teraz? Żeby wrócić do Almhult. Zrzucić z siebie te łachy i być znowu sobą.
– A twoje marzenia, Jons?
– Żeby mieć dziewczynę w ramionach, zanim umrę. Dlatego będę się wystrzegał snapphanów.
– A ty, Kristoffer?
– Moje marzenia są wielkie i mam ich wiele, ale zachowam je dla siebie.
– Ty, Gote?
– Ja żyję chwilą. Kufel piwa w karczmie i uściskać dziewczynę. Ładną jak pani, panno Villemo.
Sposób, w jaki na nią patrzył, świadczył, że właśnie ją uściskałby najchętniej.
– A jakie są pańskie marzenia, panie lejtnancie? – zapytał Jons.
Dominik, który przez cały czas obserwował Villemo rozmawiającą z innymi, ocknął się.
– Moje marzenia? Akurat teraz mam tylko jedno, na więcej mnie nie stać. Krótko mówiąc marzę, żebyśmy się wszyscy bezpiecznie wydostali z tej matni.
– Tak, oczywiście. A pani, panno Villemo? O czym pani marzy?
Była rozczarowana, że Dominik nie chciał powiedzieć więcej o swoich marzeniach. Wciąż była jeszcze wzburzona swoim wybuchem, powiedziała więc, powoli cedząc słowa:
– Ja żyję jak w gorączce. Z powodu pewnego mężczyzny. Oszukał mnie, odjechał bez pożegnania, a ja tak czekałam na tę chwilę, żeby mu powiedzieć, jak bardzo go kocham. Moim jedynym celem jest być przy nim, dać mu całą moją miłość, opowiedzieć mu o tym szaleństwie, które trawi moje ciało i które tylko on może ukoić. Nie zaznam spokoju, dopóki nie znajdę się w jego ramionach.
Na moment zaniemówili.
– Jezu – szepnął w końcu Gote. – Chciałbym być tym człowiekiem. Co pan na to, panie lejtnancie?
Dominik oderwał wzrok od płonących oczu Villemo.
– Uważam, że z moją kuzynką niełatwo postępować.
Niech Bóg ma w opiece tego mężczyznę. Czeka go ciężka walka, jeżeli zechce z nią żyć!
– A myślisz, że zechce? – zapytała Villemo żałośnie.
– Gdybym był na jego miejscu, modliłbym się nieustannie, żeby mi Bóg dał tyle siły, bym mógł się jej oprzeć.
– Czy on ma powody, żeby się opierać? – zapytał Kristoffer.
– Wiem, że ma. Rozdzielił ich okrutny los. Nie pozostaje im nic oprócz tęsknoty – odparł Dominik.
– Ale wygląda na to, że młoda dama nie chce zadowolić się jedynie tęsknotą – powiedział Kristoffer sucho.
– Powinna się poddać. Bo to ona ryzykuje życie, jeżeli oboje pójdą za głosem serca. No, ale musimy ruszać w drogę!
Villemo wstała i wraz ze wszystkimi szykowała się do drogi. Była zadowolona z odpowiedzi Dominika. Ona nie zamierzała się poddawać. Była zdecydowana zlekceważyć twarde prawa Ludzi Lodu.
Dominik będzie należał do niej, czy chce tego, czy nie.
Podejrzewała jednak, że w głębi serca Dominik pragnął tego samego co ona. Chociaż był taki nieznośnie rozsądny i odpowiedzialny.
– Oni zawrócili! – wrzasnął herszt snapphanów, rozczarowany i wściekły. – Trzeba ich zatrzymać. Muszą zjechać w dół, na dno wąwozu, choćby się nie wiem jak opierali!
Herszt nosił przydomek Mały Jon i pochodził z północnego Goinge. I już teraz, w pierwszym roku wojny snappahnów, krążyły liczne opowieści o jego niewiarygodnym okrucieństwie.
Wydał swoim ludziom rozkazy.
Wkrótce Dominik zobaczył sylwetki kilku jeźdźców daleko na wzgórzach. A właśnie w tamtą stronę zamierzał jechać! Natychmiast zatrzymał konia.
– Snapphanowie – mruknął. – Kryć się, szybko!
W miejscu, w którym się akurat znajdowali, nie było zbyt wiele kryjówek. W każdej chwili strażnicy snapphanów na wzgórzach mogli ich zobaczyć. Dominik nie wiedział, jak się rzeczy naprawdę mają: że tamci śledzą ich od dawna i tylko dla zmylenia odwracają się plecami, celowo pozwalając szwedzkim żołnierzom trwać w poczuciu bezpieczeństwa.
– Jest tylko jedna droga – powiedział Dominik z niepokojem w oczach.
– Tak – potwierdził Kristoffer, choć sam chętnie by przyjął walkę. – W dół do wąwozu.
– Będziemy musieli schodzić w dół ostrożnie, tamci mają karabiny, widziałem lufy w słońcu. Za wszelką cenę powinniśmy uniknąć bitwy. Mamy obowiązek dostarczyć szkatułkę do Almhult.
– I młodą damę także – dwornie dodał Gote.
Ton głosu Dominika był ostrzejszy:
– I ją także.
Po czym raz jeszcze zawrócili konie i jak wiatr pomknęli w piekącym słońcu ku dolinie śmierci. Kruki zrywały się z krzykiem ze skalnych występów, spłoszone przez szalonych jeźdźców.
Wysoko na skałach snapphanowie siedzieli jak zadowolone sępy.
Ani jeden z tych sześciu nie wyjdzie z doliny żywy!
Powoli, potykając się szły konie po nierównej ścieżce ku wąwozowi. Był to stary szlak dla jeźdźców łączący Skanię ze Smalandią. Szerokie trakty tutaj nie powstały. Przez długi czas każdy z tych sąsiadujących krain należała do innego państwa, a w okresach niepokoju wszelki ruch między nimi zamierał. Teraz jedynie snapphanowie buszowali po lasach, a ścieżki zrobiły się prawie niewidoczne.
Choć słoneczna tarcza już dawno opuściła swoją najwyższą pozycję na niebie, upał w dalszym ciągu panował niemiłosierny. Strome zbocza nagrzały się w słońcu, a na samym dnie wąwozu gorąco było niczym w piecu chlebowym.
– Powinniśmy ich wystrzelać, panie lejtnancie! – zawołał Kristoffer, a jego głos odbił się echem od skał.
– Z tej odległości? – zapytał Dominik. – A poza tym co by to dało? Tylko byśmy rozzłościli innych, którzy na pewno znajdują się gdzieś w pobliżu, Musimy się posuwać jak najciszej, naszym głównym zadaniem jest dostarczyć królewską szkatułkę do Almhult. Na razie nie zostaliśmy odkryci i najlepiej, gdyby tak pozostało!
Kristoffer już się nie odzywał, lecz jego milczenie było wymowne.
Dominik otwierał pochód i chciał, żeby Villemo jechała tuż za nim. Potem był Kristoffer, następnie lękliwy Folke, za nim Jons, a na końcu Gote.
Miejscami ścieżka wiodła zboczem pociętym wąskimi terasami, co stanowiło poważną próbę dla końskich kopyt, to znowu trafiali na gęsto zarośnięte miejsca i trzeba było przedzierać się pomiędzy gałęziami, ba, raz nawet musieli się zatrzymać, by ściąć wyrosłe pośrodku ścieżki drzewo, którego w żaden sposób nie dało się wyminąć. To oczywiście pochłaniało mnóstwo czasu, zwłaszcza że mieli tylko jedną siekierę. Na szczęście drzewo nie było zbyt grube.
Odetchnęli z ulgą, gdy padło i mogli ruszyć dalej bardzo wąskim tutaj wąwozem.
Читать дальше