Daniel czuł, że kręci mu się w głowie. Z trudem znosił rozpalone pragnieniem mordu spojrzenie Mara i jego wściekły, ostrzegawczy syk.
Sarmik patrzył na nich bez słowa, a Vassar otworzył usta ze zdumienia. Nigdy nikt nie odważył się w ten sposób mówić do Mara! Irovar wstrzymał dech. Jeśli teraz Daniel rozdrażni Mara, dla Shiry nie będzie ratunku.
– Pochodnia! – jęczał Irovar. – Pochodnia… Ona gaśnie!
– Shira – szeptał Vassar. Po chwili chłopiec z Taran-gai wybuchnął płaczem.
Sarmik ukrył twarz w dłoniach.
Wolno, z najgłębszą niechęcią, Mar podniósł pochodnię.
Shira ocknęła się na bagnistej ziemi. Gałęzie ją puściły, w lesie panował spokój. Uniosła się, podpierając łokciami, i stwierdziła, że miękki mech jest czerwony od jej krwi. Szlochała zdjęta strachem. Z trudem usiadła i zaczęła rwać koszulę na kawałki. Ale otoczenie, w którym się znalazła, przerażało ją, wstała więc i wciąż drąc koszulę, ruszyła w stronę bladego płomyka pochodni.
Szlochała i pociągała nosem, półprzytomna ze strachu i osamotnienia. Rana krwawiła mocno; przerażona do ostatnich granic patrzyła, jak plama krwi się rozlewa. Łzy oślepiały ją, płakała głośno, nie mogąc się powstrzymać. Nie wiedziała, co ją uratowało, ale zdążała tam, gdzie widniał płomyk pochodni, jej jedyna pociecha i nadzieja.
Przejście okazało się zbyt wąskie, by mogła się w nim zatrzymać i opatrzyć ranę. Musiała albo zostać tam, gdzie była, albo przejść na drugą stronę. Mając na myśli stare powiedzenie: „Wiesz, co tracisz, nie wiesz, co zyskasz”, postanowiła zostać.
Las pogrążony był w ciszy. Szemrzące głosy umilkły, z drzew też już nie kapało. W tej sali próba się skończyła.
Opatrywanie własnych ran nie należy do najłatwiejszych czynności, ale Shira zdołała sporządzić prowizoryczne bandaże z podartej koszuli. Potem otarła łzy, odetchnęła głęboko i zdecydowanie przeczołgała się przez kolejny otwór.
Mężczyźni w zewnętrznej grocie ocierali pot spływający im po twarzach, gdy słuchali kolejnego bicia w bęben. Daniel szepnął: „Dzięki ci, Mar” i w odpowiedzi usłyszał wściekłe przekleństwo.
Shira rozglądała się w nowym otoczeniu. Było tu dość ciemno, panował jakiś pełen cieni mrok, ale zdołała sobie uświadomić, że to jezioro, rozległe, ginące w oddali. Woda w nim nie była czysta, miała kolor tak ciemnej purpury, że sprawiała wrażenie czarnej.
– O, pływać przecież umiem – westchnęła Shira z ulgą.
Była tak zmęczona, że nie reagowała już odpowiednio. Zdawała sobie sprawę, że obojętnieje na wszystko, ale nie była w stanie się skoncentrować.
– Shiro z Nor! – zawołał głos.
– Słucham cię – mruknęła Shira zmęczona.
– Stanęłaś oto nad morzem mórz. Tutaj spotkasz swoje negatywne uczucia, takie jak gniew, niechęć, obrzydzenie i wszelkiego rodzaju awersje.
– Ech! – odparła Shira lekceważąco. – To mieliśmy już na moście zła. Zaczynacie teraz powtarzać własne pomysły?
– Nie – odparł głos pełen łagodnej wyrozumiałości. – Złość, gniew, niecierpliwość i pragnienie zemsty to uczucia, które można w sobie stłumić. Awersje takie jak nienawiść czy obrzydzenie to uczucia fundamentalne. Ty nad nimi nie panujesz, one przychodzą same z siebie.
– A mimo to mam być za nie ukarana? – zapytała cierpko.
Głos wahał się przez chwilę, a potem powrócił, znacznie bardziej surowy.
– Co się stało z twoją pokorą, Shiro? Nie sądzisz chyba, że będziesz mogła iść sobie wolna tylko dlatego, że szczęśliwie przeszłaś przez salę pychy?
Ukryła twarz w dłoniach.
– Jestem zmęczona. I taka głodna!
– Tak, oczywiście! Usiądź, nie musimy cię dręczyć bardziej niż to konieczne. Jedzenia nie dostaniesz, bo to by oznaczało ułatwianie ci wędrówki, zresztą mogłabyś pomyśleć, że zastawiamy na ciebie pułapkę. Nie damy ci też wody. Ale niewielką pomoc otrzymasz. Zamknij oczy i nie otwieraj ich, dopóki ci nie powiem.
Posłuchała. Tuż przy wejściu znajdował się wąski pas brzegu, tam właśnie usiadła i mocno zamknęła oczy. Słyszała obok siebie kroki, lecz opanowała ciekawość. W końcu głos zawołał:
– Możesz otworzyć oczy.
Oczywiście doznała rozczarowania, widząc przy sobie jedynie kawałek lodu z górskiej ściany, ale chyba nie mogła żądać więcej, wykrzyknęła więc jakieś słowa podziękowania i zaczęła ssać lód. A gdy ostatnie okruchy rozpłynęły się jej na języku, rzeczywiście poczuła się orzeźwiona, gotowa wyjść naprzeciw nowym trudnościom.
– Idź dalej, Shiro! Popatrz, płomień pochodni znowu się pali.
– Wygląda na to, że jest bardzo daleko stąd – odparła trochę przygnębiona.
– Chyba nie dla ciebie? Ale teraz spotkasz wszystkich ludzi, do których żywisz negatywne uczucia. Będą próbowali ściągnąć cię w przepaść, a stamtąd nie ma wyjścia.
– Nie mogę sobie przypomnieć, bym kogoś nienawidziła.
– Nie bądź zbyt pewna! Pamiętaj: Ujawnią się tu także łagodniejsze formy niechęci. Ale Milo już nie spotkasz, z nim już się rozliczyłaś.
– A, tak. Na moście, gdzie spotkałam wszystkich, których zraniłam. – Po czym dodała w zamyśleniu: – Nigdy bym nie sądziła, że to może symbolizować nienawiść. To wygląda bardziej na… jak to się nazywa? Pożądanie? To znaczy dlatego, że jest ciemnoczerwone. Szkoda, że to nie jest morze pożądania. Bo wtedy przebyłabym je całkiem swobodnie. Mogłabym wrzasnąć: Hurra!
Wyczuła, że właściciel głosu się uśmiecha.
– Pożądanie samo w sobie nie jest złym uczuciem. Staje się nim dopiero wtedy, kiedy przyczynia innym szkód, tak jak przy małżeńskiej zdradzie czy w podobnych sytuacjach, ale wtedy jest przestępstwem, karanym w sali przestępstw, przez którą przeszłaś już z łatwością.
– Rozumiem. – Poprawiła bandaże, zmartwiona, że straciła tak wiele krwi, i ostrożnie weszła do ciemnej wody. Woda była jakaś gęsta, trudno było się w niej poruszać. Shira zanurzyła się i zaczęła płynąć.
Morze nie było ani ciepłe, ani zimne, po prostu nieprzyjemne. Pływało się w nim jak w gęstej mlecznej zupie, ale ani jedna kropla nie przywarła do ubrania Shiry. To nie była woda, ale i nie krew, jak początkowo myślała. Nie wiedziała, co to jest.
Pokonywała głębinę stosunkowo łatwo, ale gdy znalazła się już mniej więcej w pół drogi, zobaczyła, że suną ku niej dwie głowy. Dwoje ludzi płynęło zdecydowanie, szybkimi, silnymi ruchami zbliżali się do jej toru.
Rozpoznawała ich. Była to para, ludzie, których nie mogła znieść, ponieważ źle traktowali swoje zwierzęta. Naskarżyła na nich i sprawę rozpatrywała rada w Nor. Zmuszono ich do zmiany postępowania, ale oni potem mścili się na niej przy każdej okazji.
– To nie jest sprawiedliwe! – zawołała ku sklepieniu groty. – Czy nikt nie może stanąć po stronie zwierząt?
Kiedy próbowała wyminąć parę, owa dziwna „woda” zgęstniała niczym kasza i Shira nie mogła się ruszyć z miejsca.
Ludzie znaleźli się ponad nią. Bez żadnych ceregieli próbowali wepchnąć ją w głębinę, ale ona uskoczyła w bok. Milcząca walka z tymi płodami wyobraźni trwała przez chwilę, lecz Shira wciąż zbliżała się do swego celu, do pochodni, i tamci wkrótce dali za wygraną. Było tak, jak się domyślała: wystąpienie w obronie zwierząt stanowiło okoliczność łagodzącą. Tamci zniknęli w mroku.
Z ulgą płynęła dalej. Teraz już naprawdę nie było więcej ludzi, których by nie lubiła…
Gdy otworzyła usta w ostatniej desperackiej próbie złapania świeżego powietrza, para silnych ramion oplotła ją w talii i nieubłaganie wciągnęła pod powierzchnię.
Читать дальше