Zobaczyła drogę, wąski pomost wznoszący się ku górze na zawrotne wysokości ponad pustką, a daleko, daleko stąd droga opadała znowu zakolami nad taką samą pustą przestrzenią.
Shira doznała nagle uczucia, że jej wędrówka jest w jakiś niezwykły sposób skierowana ku wnętrzu. Zapytała o to.
– To prawda, Shiro – odpowiedział głos. – To najtrudniejsza podróż, jaką człowiek może przedsięwziąć, wędrówka coraz dalej i dalej w głąb własnej duszy. Niewiele ludzi jest w stanie oglądać siebie samych w ten sposób. Dlatego byłaś do tego przygotowywana od samego urodzenia, Shiro. Żeby wędrówka była łatwiejsza. I przodkowie twego przyjaciela Daniela także wiele zrobili, byś nie musiała płacić zbyt wysokiej ceny za niewiedzę. Od dawna poznawałaś świat, który nie jest przeznaczony dla ludzi.
– Żeby wędrówka była łatwiejsza? – roześmiała się gorzko, rozcierając poobijane łokcie. – No, można to i tak nazwać.
Przemilczała natomiast, że już się wcale nie przejmuje przekleństwem, że nie obchodzi ją, czy Taran-gaiczycy i Ludzie Lodu zostaną od niego uwolnieni. Teraz to nie wydawało się ważne.
– Ale gdzie ja jestem? – zapytała z głową uniesioną w górę.
– Ta droga nazywana jest mostem zła. Jest bardzo długa, bo musi się na niej zmieścić całe twoje przeszłe życie. Znajdują się tu wszystkie te cechy, które należą do zła, takie jak gniew, złośliwość, zawiść, żądza zemsty i tak dalej. Na tym moście spotkasz wszystkich, których kiedykolwiek zraniłaś. I możesz być pewna, że oni nie ułatwią ci drogi.
– Co może się stać? – zapytała Shira spłoszona.
– Most, jak widzisz, jest bardzo wąski. Im mniej grzechów masz na sumieniu, tym będzie szerszy. Ale zawsze wtedy gdy w twojej duszy rozżarzy się zło, most będzie się zwężał. Przy prawdziwych przestępstwach może się załamać, ukaże się wtedy przepaść, której sama nie pokonasz. To wszystko odnosi się do twoich myśli. Kiedy jednak spotkasz na moście kogoś, komu otwarcie i świadomie wyrządziłaś krzywdę, wtedy strzeż się!
Głos umilkł. Shira przełknęła ślinę, odetchnęła głęboko, bardzo głęboko, i powoli zaczęła wchodzić na biały łuk mostu.
Właściwie nie był to most w zwyczajnym pojęciu. Raczej droga, wąska dróżka w przezroczystym powietrzu.
Na początku droga była dość szeroka, Shira szła więc szybko. Miękkie buty zdarte już były na strzępy i raczej przeszkadzały, zdjęła je zatem i wyrzuciła. Wirując opadały w bezkresną pustkę pod mostem.
Zaskakująco łatwo posuwała się naprzód. Oczywiście, to tu, to tam most się zwężał, raz nawet musiała przez jakiś czas balansować na wąskiej krawędzi, ale nie były to poważne trudności. Chętnie zapytałaby głosu, jakie to złe myśli sprawiły, że most tak się zwęził, ale uznała, że lepiej dać temu spokój. Nie ma powodu, by grzebać się w przeszłości, i żadnej też z tego nie byłoby korzyści. Wystarczy udręk, które same się nasuwają.
Osiągnęła największe wzniesienie drogi, która teraz opadała w dół, gdzie Shira zobaczyła światełko pochodni. Podniesiona na duchu ruszyła szybciej przed siebie, gdy nagle musiała się zatrzymać.
Przed nią wyrastała przeszkoda.
Tak blisko końca. Przeszkoda musiała się wyłonić dopiero co… No, tak, oczywiście!
Most miał teraz szerokość liny, a przejście zastawiał jakiś mężczyzna. Milo!
– Nie chciałaś mnie zabrać na Górę Czterech Wiatrów! – wykrzyknął z nienawistnym grymasem. – Myślisz, że to było miłe, co?
Pojmowała, że zraniła go boleśnie.
– Przepraszam cię, naprawdę mi przykro – powiedziała z żalem. – Byłam taka przerażona, wszystko to mnie przygniatało. Przepuścisz mnie? Bardzo cię proszę!
– Nie mogę, choćbym chciał. Stoję tu jak przyrośnięty, nie jestem w stanie ruszyć się z miejsca. Bez trudu mógłbym zepchnąć cię w dół, ale…
– Jej przestępstwo wobec ciebie powinno zostać wybaczone! – zawołał głos. – Ty sam też nie byłeś dla niej specjalnie miły. Przejdź obok niego, Shiro, jeśli możesz!
Sztywna ze strachu balansowała na wąskim odcinku mostu. Nigdy w życiu nie zdoła przejść obok Milo! Stali teraz bardzo blisko siebie, on z rękami na plecach, żeby przypadkiem nie dać jej jakiegoś oparcia.
Czy mogłaby się go złapać? Przytrzymać mocno? Spróbowała. Natychmiast poczuła, że przenika ją tysiące drobniutkich, ostrych igieł, zachwiała się i o mało nie spadła w przepaść.
To ją zezłościło. Przykucnęła, obiema rękami chwyciła cienki sznur, jakim teraz była droga, i opadła w pustą przestrzeń. Po czym, przekładając ręce, wyminęła stopy Milo, podciągnęła się znowu w górę i stanęła na nieco szerszej i pewniejszej podstawie. Milo powoli przemienił się w smugę dymu, a po chwili zniknął.
Teraz nie było już przeszkód, Shira pobiegła do chybotliwego płomienia pochodni i wkrótce zatrzymała się przed wąskimi i niskimi drzwiami, ale nie tak niskimi, by pochylona nie mogła przez nie przejść. Rozległ się dźwięk kolejnego uderzenia w bęben.
Nie zatrzymując się Shira szła do następnej sali.
Była ona niewielka. Dużo mniejsza niż poprzednie, ale z tego powodu wcale nie sympatyczniejsza.
Shirę oświetliło ostre światło. Wypływało z podłogi ułożonej z rozpalonych, bardzo ostrych kawałków kości. Zostały umieszczone tak przemyślnie, że przy każdym kroku, nawet najbardziej ostrożnym, w stopę wbijały się dwa, najwyżej trzy szpikulce, co było dużo bardziej dokuczliwe, niż gdyby ostrza znajdowały się bliżej siebie.
Intensywne, rozpalone do białości światło towarzyszyło nieznośnie silnym dźwiękom; czemuś, co przypominało przenikliwy głos szarpanych grubych strun, przejmujący, piskliwy głos fletów, jazgotliwe bębenki i ogólny łoskot, który trudno z czymkolwiek porównać.
– Co to znaczy? – zawołała udręczona.
– Poradziłaś sobie bez trudu z poprzednim zadaniem, Shiro z Nor. Zobaczymy, czy równie łatwo dasz sobie radę teraz. To jest rozpalona do białości sala przestępstw. Tutaj są karane wszelkie przestępstwa, a także kłamstwa i dawanie fałszywego świadectwa.
Pociemniało jej w oczach. Tego nikt nie wytrzyma, pomyślała. Trzeba stąd uciekać, dopóki zmysły się nie pomieszają. Och, co będzie z moimi stopami? Bez butów?
Sądziła, że płomienia pochodni nie zdoła tu zobaczyć, ale mimo wszystko, poprzez cały ten żar, na przeciwległej ścianie jarzył się czerwony blask. Skierowała się w tamtą stronę i szła szybkim, długim krokiem. To dziwne, ale się nie poparzyła, a kościane wióry pochylały się pod jej stopami tak, by jej nie ranić. Po kilku sekundach znalazła się przed kolejnym wejściem, gdzie musiała oprzeć się rękami o podłogę i przeczołgać, tak niskie były drzwi.
– Wielkie nieba! – zawołał Sarmik. – Tym razem to poszło, trzeba przyznać! Zdawało mi się, że poprzednie przejście było krótkie, ale to bije chyba wszelkie rekordy.
Irovar także odetchnął z ulgą.
– Jak to dobrze dla Shiry – szepnął wzruszony.
– Teraz już naprawdę niewiele jej zostało.
– Dla Mara też dobrze – powiedział Daniel. – Trudno zrozumieć, jak on to wytrzymuje. Stoi tak już ponad dobę. Nadchodzi kolejny wieczór.
Umilkli znowu, próbując ułożyć się wygodniej na nierównych, zimnych skałach.
Wszyscy myśleli o tym samym: byli tu całą grupą, stosunkowo bezpieczni, w dość wygodnych warunkach. Shira natomiast musiała iść sama, pokonywać nieznane niebezpieczeństwa i lęk. Shira nie miała nikogo!
Ogłuszona potworną kakofonią wczołgała się do środka. Dwie poprzednie sale pokonała z taką łatwością, że teraz lękała się najgorszego.
Читать дальше