Mądrość? To pozwalało się domyślać, że istnieje jakieś rozwiązanie. Ale znalezienie go z pewnością nie będzie łatwe. Bo głos wyraźnie dawał do zrozumienia, że trzeba wielkiej wiedzy, by sobie z tym poradzić.
Shira lubiła wyzwania, stanowiły dla niej bodziec.
Gdzie jest pochodnia? Nigdzie jej nie widać. Wszystko przesłania olbrzymia góra, stos przewalających się kamieni.
Głos odezwał się znowu:
– A poza tym zobaczymy, jak jest z twoją orientacją, Shiro.
Huk nie pozwalał jej myśleć jasno. By nie męczyć się niepotrzebnie, usiadła w wejściu do groty, zakryła uszy rękami i zaczęła się uważnie wpatrywać w przetaczające się z łoskotem głazy.
Ruch kamieni? Obserwowała je długo. W końcu ogarnęła ją senność, ale żadnej zasady dopatrzyć się nie mogła. Cała ta sprawa zaczynała przedstawiać się beznadziejnie.
Nagle w głębi mignęło światełko, krótko jak mgnienie dalekiej błyskawicy, ale zobaczyła je pomiędzy kamieniami. Natychmiast zniknęło znowu.
Ten krótki błysk dodał jej odwagi. Siedziała w głębokim skupieniu i znowu uważnie śledziła ruch kamieni z nadzieją, że jeszcze raz zobaczy światełko.
Minuty mijały. Nieskończenie długie i było ich nieskończenie wiele…
– Mar jest zmęczony – rzekł cicho Irovar do Sarmika.
– A kto nie jest? Ale on rzeczywiście ma wytrzymałość jak mało kto. Ten etap zajmuje naprawdę dużo czasu.
Sarmik rozejrzał się. Vassar spał na twardej ziemi, ale przecież Strażnicy Gór nie byli specjalnie rozpieszczeni, jeżeli chodzi o miękkie posłania. Irovar walczył dzielnie, by nie zasnąć. Tylko Daniel nie mógł sobie znaleźć spokoju, wychodził i wchodził do groty.
– Słońce zaraz osiągnie swój najwyższy punkt na niebie – rzekł. – Jest mglisto, ale widzę je poprzez chmury. Czy nikt nie ma niczego do jedzenia?
– Niestety. Ale korzeń tłumi głód.
– Ja nie wiem… – zaczął Daniel gwałtownie, ale zaraz pożałował tego i z wdzięcznością wziął od Sarmika kawałek korzenia. Okazywanie irytacji wydać się musi małostkowe, gdy pomyśleć, co Shira znosi właśnie teraz.
– Czy Shira ma ze sobą te korzenie?
– Mnóstwo – odparł Sarmik.
No tak, pomyślał Daniel cierpko, ale przestał już się zastanawiać nad tym, co jest rzeczywistością, a co wynikiem napięcia mózgu wywołanego narkotycznym działaniem korzenia.
Ukradkiem spojrzał na Mara. Bestia stała tam gdzie przedtem, nieruchomo, jak odpoczywający koń, przekładała tylko od czasu do czasu pochodnię z jednej ręki do drugiej. Od chwili gdy zapytał, jak długo ma tak stać, nie wyrzekł ani słowa. Daniel w zamyśleniu przyglądał się jego zdumiewającej twarzy. Za ohydną maską było w niej jakieś uderzające, dzikie piękno. Skóra na policzkach była tak napięta, że twarz sprawiała wrażenie wyrzeźbionej, a pod wiecznym zimnym uśmieszkiem dostrzegało się potężne szczęki. Nietrudno też było stwierdzić, że skośne oczy mogłyby być piękne, gdyby nie ten przywodzący na myśl śmierć brak uczuć. Nie, to nie wygląd, choć straszny, był najbardziej odpychający u Mara, a raczej atmosfera, którą wokół siebie stwarzał, nastrój nienawiści, przerażenia i śmierci.
Sarmik odezwał się i jego głęboki głos wibrował pod sklepieniem jaskini.
– Nie sądzę, by Tan-ghil potrzebował tak dużo czasu na przejście przez tę drugą grotę.
– Nie, ja też nie sądzę – odpowiedział mu Irovar. – Ale to chyba znaczna różnica. Z pewnością łatwiej jest być wyłącznie złym niż dobrym bez żadnej skazy.
Sarmik znowu zapadł w drzemkę, czekając starał się odpoczywać. Nawet Daniel dał za wygraną i usiadł, plecami oparł się o ścianę, rękami objął kolana. W jaskini zaległa cisza. Tylko woda w studni szemrała i pluskała, a od strony pochodni dobiegał stłumiony szum. Na dworze chmury odniosły ostateczne zwycięstwo i zaczął padać lodowaty deszcz.
Shira podniosła się w napięciu. Nic dziwnego, że nie odnalazła żadnego rytmu w ruchu kamieni! Oczywiście, toczyły się one według pewnego wzoru, ale musiało minąć nieskończenie dużo czasu, by krąg się zamknął. Trzy razy dostrzegała słabe światełko i za każdym razem przerwy były takie same. Starannie oceniała położenie każdego głazu. Błysk światła nie stanowił znaku, że teraz może rzucić się w chaos i szukać przejścia. Zawsze gdy widziała światło, droga tuż przy niej była zamknięta, musiało jednak istnieć przejście za następnymi kamieniami. Natomiast mniej więcej w połowie okresu pomiędzy kolejnymi błyskami światła na moment ukazywało się przejście między dwoma potężnymi głazami niedaleko niej, tyle tylko że za tymi kamieniami droga znowu nieubłaganie się zamykała.
Teraz jednak Shira znała już drogę, przynajmniej do pewnego punktu. Najpierw należało przejść przez ten otwór, który od czasu do czasu tworzył się tuż przy niej. A potem szybko, zanim znowu wszystko się zamknie, w górę po jednym z kamieni. Nad nim bowiem powinien też w chwilę później powstawać otwór. Potem w lewo, na skos przez grotę. Ale z tym właśnie wiązała się największa trudność. Z miejsca, w którym Shira stała, nie mogła ocenić, jak przetaczają się kamienie w tamtej części. Musiała jednak podjąć ryzyko.
Ta próba nie miała na celu odkrycia jej słabostek tak jak w sali próżności. To był sprawdzian inteligencji, odwagi i zaradności. Wszystko zależało od tego, jak szybko potrafi teraz myśleć, czy trafnie oceni sytuację. Dawne głupstwa i błędy nie miały wpływu na to, co się stanie.
Ta myśl dodała jej sił i raz jeszcze pobudziła zmęczone ciało do działania.
Niecierpliwie czekała na otwarcie się przejścia. Musiała decydować się szybko, by nie zostać zmiażdżona przez wciąż przewalające się kamienie. Minuty wlokły się w ślimaczym tempie.
A może błędnie obliczyła? Może po prostu w ogóle nie istnieje żaden system? Wobec tego czy nie ma innych możliwości? Och, jak trudno myśleć spokojnie i trzeźwo!
Owszem! Te kamienie ukazują się najpierw, a potem natychmiast otwiera się przejście. Tam obracają się powoli, z hukiem, gotowe zmiażdżyć wszystko, co po drodze. Teraz… zaraz…
Już! Z tłukącym się w piersi sercem Shira skoczyła naprzód, przecisnęła się w wąskim przesmyku między kamieniami i wskoczyła na olbrzymi głaz za nimi. Nie od razu trafiła, kamień był wyższy, niż myślała, ale czołgając się i wdrapując, znalazła się w końcu na górze. Podjęła próbę przejścia i nie mogła się cofnąć! Nie wolno jej było myśleć, że znajduje się w środku tego młyna z toczącymi się, przewalającymi kamieniami nad sobą, pod sobą i z wszystkich stron, nie wolno ulec panice!
Piękna kunka zaczynała jej przeszkadzać. Kilkakrotnie mało brakowało, a byłaby się zakleszczyła między kamieniami. Shira w biegu zerwała okrycie; uczyniła to z wielkim żalem. Nie dlatego, że we wnętrzu góry panował chłód, ale po prostu lubiła ten strój, jedyną ładną rzecz, jaką posiadała, taką wypracowaną, przez całe tygodnie, ba, miesiące szytą ze starannie dobieranych skórek.
Straciła sekundę na zdjęcie kurtki. To była kosztowna sekunda. Musiała natychmiast rzucić się do przodu, by nie zostać zmiażdżona przez kamienie.
Na lewo… Tak! Tam było długie przejście. Od czasu do czasu przetaczał się tam jakiś głaz, ale zawsze udawało jej się uskoczyć w bok.
W końcu nadeszło najtrudniejsze. Przejście się skończyło, Shira stała w głębi groty, ale nowego otworu nigdzie nie dostrzegała. Nie pozostawało jej nic innego, jak stać spokojnie i czekać, podczas gdy kamienie zbliżają się ze wszystkich stron, a grota drży.
Читать дальше