Zdumiona, że tak łatwo udało jej się uniknąć niebezpieczeństwa, wstała, zachwiała się, by następnie odzyskać równowagę na poszarpanej, kołyszącej się pajęczynie, i podjęła niepewną wędrówkę. Teraz była tak przestraszona, że ledwie ważyła się oddychać. Najchętniej zrezygnowałaby ze wszystkiego i uciekła z krzykiem do ciemnego korytarza, z którego przyszła.
Ale kiedy odwróciła głowę, zobaczyła, że w skalnej ścianie nie ma już żadnego otworu. Droga powrotna została odcięta. Suchy szloch wstrząsnął jej ciałem. Czuła się tak rozpaczliwie samotna, pragnęła, żeby się chociaż ten głos znowu odezwał, ale nie odważyła się go przywołać.
Wtedy z jękiem przerażenia stwierdziła, że podłoga kołysze się bardziej niż kiedykolwiek, stopy zapadają się głębiej przy każdym kroku, choć stawia je niesłychanie ostrożnie. Przebyła już połowę drogi zasłanej pajęczyną, ale jeszcze bezgraniczne pustkowie rozciągało się pomiędzy nią a chybotliwym płomykiem. Słyszała wokół złowieszcze trzaski, serce trzepotało jej w piersi jak u przestraszonego ptaka, śmiertelnie przerażona pojękiwała cicho. Miała wrażenie, że otchłań wciąż się do niej zbliża, a te nieliczne włókna, które jeszcze nie zostały zerwane, są napięte do granic wytrzymałości.
W końcu jednak wędrówka stała się łatwiejsza, a podłoga znowu dawała pewniejsze oparcie. Odległość od budzącej grozę otchłani znowu się zwiększyła. Ponownie znalazłam się w „dobrym okresie życia”, pomyślała. Żeby tylko tak zostało do końca drogi!
Ledwie zdążyła to pomyśleć, a sieć pod nią rozdarła się z trzaskiem. Shira rozpaczliwie szukała po omacku jakiegoś oparcia, ale bez skutku.
– Pochodnia! Pochodnia gaśnie! – krzyczał Daniel.
– Bądź ostrożny, Mar! – zawołał Irovar przestraszony. – Podnieś ją wyżej!
Mar wykrzywił się w paskudnym grymasie, ale posłuchał.
Przerażeni patrzyli, że z pochodni wystrzeliło parę drobnych iskier, ale płomień słabnie i staje się coraz mniejszy.
– Och, Shiro – szeptał Vassar przygnębiony.
Wszyscy wiedzieli, że gasnąca pochodnia to zły znak. Shira jest w niebezpieczeństwie.
– Czy nie możemy się jakoś do niej przedostać przez skały? – wołał Daniel w desperacji.
– Nie znajdziemy żadnego przejścia – odparł Irovar. – Wszędzie jest tylko masywna góra.
– Ale przecież Shira jest tam w środku!
– To nie jest zwyczajna wędrówka przez górę – wyjaśnił Irovar. – Ta droga nie została stworzona dla nas. W miarę jak Shira posuwa się do przodu, góra za nią się zamyka. Ona już nie może zawrócić. Jej jedynym ratunkiem jest znaleźć źródło.
Daniel nieoczekiwanie poczuł, że ma ochotę się rozpłakać.
Sarmik zrozpaczony spoglądał na chwiejny płomyczek pochodni.
– Czy naprawdę nic nie możemy zrobić? Może trzeba prosić bogów… albo duchy?
Irovar potrząsnął głową.
– To nic nie pomoże. Nie możemy modlitwą odmienić minionego życia Shiry. Teraz musi odpowiedzieć za wszystko, co zrobiła, powiedziała lub pomyślała. Teraz się dowie, czy jest godna pójść do źródła. Jedyne, co możemy zrobić, to nie tracić nadziei.
– Więc teraz znasz już legendę do końca? – zapytał Sarmik, Wilk.
– Nie więcej niż Shama opowiedział Shirze i kilka fragmentów, które słyszałem od Tun-sij, a także to, co mi teraz przychodzi do głowy. Nie umiałbym powiedzieć, skąd się to bierze.
– To oczywiste. Jeśli duchy mają nam coś do przekazania, to zwracają się z tym do ciebie, Irovarze – rzeczowo oświadczył Sarmik. – Ale czy Mar nie mógłby czegoś zrobić?
– Ja myślę, że już to, iż trzyma pochodnię bez szemrania, jest niewiarygodne – mruknął Irovar cicho. – Nie odważyłbym się prosić go o więcej, żeby się nie zdenerwował i nie zaczął protestować. A zresztą… co on mógłby zrobić?
Nikt nie zauważył, że na zewnątrz mrocznej groty powoli zapada wieczór. W milczeniu patrzyli na chybotliwy, mały płomyk pochodni, wdzięczni, że jeszcze nie całkiem zgasł. Był jednak coraz słabszy.
Wisząc na jednym, jedynym cienkim włóknie wrzynającym się w rękę i grożącym, że w każdej chwili może się wyślizgnąć, Shira kołysała się nad przepaścią. Czuła, że jej nogi są wciągane przez tę szarobiałą, lepką, bulgoczącą masę i nie była w stanie ich oderwać.
Znowu rozległ się głos, silny, bezlitosny:
– Shiro z Nor! Twoja próżność sprawia, że spadasz.
Nie była w stanie odpowiedzieć. Zacisnęła zęby i z wysiłkiem chwyciła się także drugą ręką za włókno.
– Kobiety nie powinny próbować dostać się do źródła. Żadna kobieta nigdy nie przejdzie przez salę próżności.
Shira odpowiedziała z trudem:
– Ja miałabym być próżna? Ja, która przyszłam tu w towarzystwie pięciu mężczyzn? Ja, która też właściwie mogłabym być mężczyzną, tak niewiele kobiecości oni we mnie dostrzegają.
– Tak, ale chciałabyś, by właśnie widzieli w tobie kobietę.
Głos zamilkł.
Shira miała ochotę powiedzieć coś o próżności mężczyzn, ale uznała, że nie warto. Czekała, aż głos znowu się odezwie, a gdy milczał już zbyt długo, zawołała zrozpaczona:
– Nie! Nie znikaj! Powiedz coś! Nie jestem w stanie być tu… sama.
Pot strumieniami spływał jej po twarzy. Już nie wiedziała, czy ręce jeszcze trzymają włókno, nie czuła nic, ale przecież musiała się trzymać, bo w przeciwnym razie już dawno by spadła i zniknęła w kłębiącej się pod nią masie.
Wystraszona spojrzała w dół na wstrętną, przewalającą się substancję i zadrżała, bo przez moment widziała tam ludzką czaszkę, która natychmiast zniknęła. Czaszka kogoś, kto nie zdołał przejść przez salę pychy i próżności. Może zresztą spadł właśnie dlatego, że uwierzył, iż to on jest właściwym człowiekiem, który dojdzie do źródła?
Ten przerażający widok jakby dodał dziewczynie nowych sił, nieoczekiwanie udało jej się uchwycić jeszcze jedno włókno, które wisiało tuż przy jej ręce. Kiedy wyprostowała palce, by je chwycić, poczuła, że rękę ma lepką. Tamto włókno tak głęboko wryło się w dłoń, że spływała krwią. Shira wykrzyczała z rozpaczliwą wściekłością ku pozłacanemu, jak dla szyderstwa pięknemu sufitowi:
– Wyjaśnij mi moje przestępstwo!
Z ulgą znowu usłyszała tamten głos:
– Twoje przestępstwo? Sama powinnaś wiedzieć. Czy w głębi duszy nie wiesz, że jesteś ładna? Czy nie odczuwasz dumy, że jesteś czymś więcej niż inni? Czy nie sprawia ci przyjemności, że należysz do wybranych?
– Och, ale to niesprawiedliwe! Właśnie z tą dumą przez całe życie walczyłam. Jak bardzo pokorny powinien być człowiek?
– Owszem – odparł kamień. – Walczyłaś. A jak myślisz, dlaczego w ogóle jeszcze wisisz? Jesteś już wystarczająco przerażona? Czy już wiesz, że nie jesteś ani odrobinę lepsza od tego biedaka, którego przed chwilą widziałaś na dole?
– Tak, tak, wiem – jęknęła Shira. Była na granicy wytrzymałości. Ręce miała spocone, ześlizgiwały się i ześlizgiwały, szara masa wciągała jej stopy, chciała wessać ją całą.
Nad głową, ale niedostępnie wysoko, zobaczyła włókno obydwoma końcami przymocowane do sieci. Gdyby tylko zdołała…
Zaryzykowała, szybkim wyrzutem w górę wyciągnęła rękę i udało jej się złapać… Mocny sznurek w ręce odczuła niemal jako rozkosz. Odpoczęła troszkę, a potem wyciągnęła drugą rękę. W ten sposób znalazła się znowu na skraju sieci i mogła, kawałek po kawałku, zacząć się na nią wspinać.
Читать дальше