– A co będzie, jeżeli uda ci się mnie złapać?
– W takim razie będziesz moją zdobyczą. Pamiętaj: Ty od dawna jesteś zdobyczą, która mi się słusznie należy. Gdyby nie ten przeklęty blask nad twoim czołem, to… Ale tutaj, sama chyba rozumiesz, to nie działa. Tutaj mam prawo cię zabić!
Och, Mar, pomyślała Shira, teraz wszystko zależy od ciebie, od tego, jak ty mi poświecisz. I muszę polegać na tobie, który nienawidzisz mnie tak strasznie!
– Jesteś gotowa? – zapytał Shama.
– Nie, zaczekaj! – wykrzyknęła Shira w panice. – Ja… ja muszę poprawić bandaż.
– Co za głupstwa! Próbujesz zyskać na czasie? Chyba się nie boisz?
Czyż mogła znosić takie rzeczy?
– Jestem gotowa – oświadczyła czystym głosem.
Bicie w bębny natężyło się, stało się i głośniejsze, i szybsze. Nie myślała, że to jej własny puls odzwierciedlający wszystkie stopnie przerażenia, Shama jednak zauważył to z zachwytem. Wstał w całej swojej okazałości i Shira uświadomiła sobie, że dotychczas siedział przed nią. Zapomniała, jaki jest kolosalny. Teraz uświadomiła sobie także, jak wielka musi być ta grota.
Dobrze, że jego oczy świecą, pomyślała. Przynajmniej wiem, gdzie się znajduje.
Wypatrzyła płomień pochodni i rzuciła się w lewo. Żeby go tylko okrążyć… Pochodnia, pochodnia, jej maleńkie światełko! Oto ono!
Mar drgnął, a pochodnia wypadła mu z ręki i wirując spadała na ziemię.
– Co ty robisz? Oszalałeś? – wrzasnął Vassar. – Zniszczysz wszystko, co Shira osiągnęła.
– Ja jej nie słucham!
Wszyscy rzucili się do niego. Sarmik starał się powstrzymać Mara, który zamierzał zeskoczyć z podwyższenia, ale został brutalnie odtrącony. Pochodnia potoczyła się w kąt, Daniel podbiegł i podniósł ją. Vassar krzyczał z przerażenia.
– Przecież ona jest prawie u celu! Nie możesz teraz wszystkiego zniszczyć!
– Wróć na górę, Mar! – prosił Irovar. – Błagam cię ze względu na moją wnuczkę! I ze względu na wszystkich. Na całe Taran-gai!
– Ze względu na cały świat – dodał Daniel. – Ludzie Lodu mogą się rozprzestrzeniać ze swoim przekleństwem, a jeśli Tengel Zły ujdzie wolno… Mar, dlaczego, na Boga?
Mar z zadowoloną miną stał bez ruchu. Daniel próbował wcisnąć mu do ręki pochodnię, ale on nie chciał jej wziąć.
– Mar, odpowiedz mi teraz szczerze – rzekł Sarmik spokojnie. – O co chodzi?
Mar strząsnął z siebie Daniela i Vassara, jakby to były dwa szczeniaki. Dławiąc się z wściekłości, krzyczał:
– Nie mogę służyć wielu panom naraz! Nie wejdę już więcej na podwyższenie! Niech ona radzi sobie sama!
Zgromadzeni spoglądali po sobie.
– Wielu panom? – zapytał Irovar. – Powiedz mi, czy to ma coś wspólnego z Shamą?
– Tak myślę. W każdym razie dostałem rozkaz, żebym trzymał się z boku.
– O, bogowie! – jęknął Sarmik. – To już koniec! Nie możemy zmusić Mara, jeśli Shama nakazuje mu co innego.
– Boję się, że wyrok na Shirę już zapadł – rzekł Irovar z westchnieniem. – Znalazła się w jego łapach już wtedy, kiedy odbyła z nim rozmowę.
Vassar błagał jeszcze raz:
– Mar, Shira potrzebuje pomocy. Spróbuj!
– Nie! Ani nie mogę, ani nie chcę!
– To się na nic nie zda, Vassar – mruknął szybko Irovar. – Mar znajduje się wyłącznie pod rozkazami Shamy. Shira musi radzić sobie sama, nawet jeśli ta myśl wydaje nam się trudna do zniesienia.
Daniel szlochał z bezsilności.
– Nie możemy jej zawieść, nie możemy. Ona przecież walczyła tak długo. Czy wy nie rozumiecie, jak trudna i samotna była to walka? I my ją zdradzamy teraz, kiedy już jest tak blisko celu! Mar, ty bestio, zrób coś!
Ale uparty Mar stał z plecami przy ścianie. Oczy mu płonęły, suche ze zmęczenia. Bezradni musieli patrzeć, jak Mar wyciąga nóż, by trzymać ich z daleka od siebie.
Shama, rzecz jasna, momentalnie przejrzał jej wybieg. W ostatniej sekundzie zdołała mu się wymknąć z rąk. Szukała blasku pochodni, ale go nie znajdowała. Czy Shama go przesłania? Nie, światła po prostu w ogóle nie było! Och, jak się teraz zorientuję, dokąd iść?
Shama roześmiał się cicho.
– Zapominasz, kto trzyma pochodnię. Mój najbardziej oddany sługa! Dostał polecenie, by się usunąć. Tak więc teraz jesteśmy tylko ty i ja, Shiro!
– A zatem walczysz nieuczciwymi metodami! – zawołała wzburzona. – Warunkiem było, że mam widzieć światło, które mnie poprowadzi. Sam to przed chwilą powiedziałeś!
– Ja mówię to, co mi akurat wygodnie.
Umknęła mu zwinnie. Miała osobliwą zdolność wyczuwania, kiedy jego ręce się zbliżają; jakby płynęły do niej fale dźwięku.
Czuła się zdruzgotana wiadomością, że Mar się od niej odwrócił. Dopiero teraz zrozumiała, ile znaczyła dla niej jego pomoc. Teraz jej działania były całkowicie pozbawione sensu. Mogła zakładać, że wejście do następnej sali będzie jeszcze ciaśniejsze niż poprzednie, bo przecież zmniejszały się jedno po drugim. Jak więc je odnajdzie w tej ogromnej grocie? Zwłaszcza że Shama robił wszystko, co mógł, by zatrzymywać ją pośrodku sali.
Bawił się z nią tak, jak mu się podobało. I rozumiała też coś innego: Shama widział w ciemnościach. Jego ataki były starannie wymierzone.
Shira jednak nie zamierzała się poddać. Milcząca walka trwała; nie wiedziała już, ile minęło czasu – minut czy godzin. Była zmęczona wciąż odważnie ponawianymi próbami ucieczki, nerwy miała napięte do granic wytrzymałości, kolana i łokcie poobcierane o skalną ścianę, w której uparcie starała się znaleźć otwór. Już dawno straciła wszelką orientację. Równie dobrze mogła być w punkcie wyjścia, jak u celu.
Shama bawił się. Śmiał się z coraz szybszego bicia jej serca, które słychać było jak odgłosy bębna, zaśmiewał się z powodu jej urywanego, świszczącego oddechu, bawił się nią, dotykał palcami jej szczególnie wrażliwych miejsc i dziwił się, że przerażona uskakuje na bok. Ale jeżeli sądził, że ona weźmie udział w jakiejś erotycznej grze, to się mylił. Shira nigdy nie doznawała takich uczuć. W takim razie gra miałaby tylko jemu dostarczać przyjemności, zarzucił więc ją, by się nie ośmieszać.
Shira była niezmordowana! Przyjemnie było mieć takiego godnego przeciwnika. Jeszcze przyjemniej będzie ją złamać. Długo nie mogło to już trwać; to serce długo już nie wytrzyma.
Już wkrótce dziewczyna stanie się jego zdobyczą. Nareszcie! Zwycięstwo nad duchami będzie jego największym triumfem!
Doprowadzony niemal do rozpaczy Irovar po raz ostatni apelował do Mara. Wszyscy po kolei próbowali trzymać pochodnię, a jedynym rezultatem było to, że płomień nieustannie przygasał. Mar pozostawał nieczuły na ich prośby, był zmęczony brakiem snu i niebezpieczny dla ludzi, którzy mieli z nim do czynienia. Z rozjarzonymi oczyma stał oparty o ścianę i groził nożem każdemu, kto chciał się zbliżyć. Raz zamierzył się na Daniela, gdy ten próbował wcisnąć mu do rąk pochodnię. Daniel zdołał się uchylić, lecz dla wszystkich był to szok i ostatecznie zrozumieli, że Mar nigdy nie wróci na podwyższenie.
Nie wiedzieli też, co się dzieje z Shirą. Może będą tu siedzieć i czekać całymi dniami, a ona będzie tam umierać samotnie?
Ach, ten Mar!
Znowu nastała noc. Niemi, zgnębieni i zrozpaczeni stali wokół niego, gotowi go błagać, ale jego twarz pozostawała zimna i odpychająca.
Nagle Vassar wydał cichy okrzyk; stał najbliżej wyjścia. Wszyscy zwrócili się ku niemu.
Читать дальше