Zrobiło się jej ciepło na sercu. Tym razem nie miała zamiaru się poddawać.
– Ale nie masz do mnie zaufania. Na przykład dokąd jedziemy teraz w tych ciemnościach?
– Do Gabrielshus. Oczywiście nie dotrzemy tam dzisiaj. O dziewiątej powinienem być w koszarach, ale wolę otrzymać karę niż zostawić cię teraz. Ty jesteś teraz najważniejsza.
– A więc… znów gospoda?
Przycisnął ją mocniej do siebie.
– Tak, ale nie bój się. Nie sprzeniewierzę się dobrym obyczajom.
– Wiem – odparła, jakby nieco zawiedziona.
Na statku, żeglującym z dobrym wiatrem przez Oresund, stała pobladła z gniewu Stella Holzenstem. Opuszczała kraj. Celem jej podróży były Niderlandy, podczas gdy Jessica pozostała w Danii. Stella starała się zejść na ląd, kiedy zrozumiała przyczynę nagłego poruszenia. Trap był już jednak wciągnięty, a mężczyźni mocno ją trzymali. Głośno wyła ze złości.
I po cóż ja jadę do Niderlandów?
Późną nocą dotarli do niewielkiego zajazdu. Tancred zapytał Jessikę, czy chce mieć oddzielną izbę, a ona odparła nieco uszczypliwie:
– Obiecałeś, że nie wydarzy się nic nieprzyzwoitego, prawda? Dlatego chciałabym być razem z tobą, by wykorzystać ten krótki czas, który jest nam dany.
Podniesionym głosem Tancred zamówił „pokój dla mojej żony i dla mnie”, a serce Jessiki wypełniło jednocześnie szczęście i smutek. Poprosił również o przyniesienie wieczerzy.
Kiedy zjedli i gospodyni zabrała naczynia, Tancred zamknął drzwi na klucz. Jessica właśnie zatrzaskiwała okiennice, gdy poczuła obejmujące ją ramiona.
– Jessiko, co my zrobimy? – szepnął żałośnie. – Czy będziesz miała odwagę wziąć mnie wraz z tym ciężarem, który na mnie spoczywa?
Odwróciła się i spojrzała w jego zbolałą twarz.
– Dobrze wiesz, że tego chcę. Jeśli tylko coś dla kogoś znaczę, mam dość sił, by przejść najgorsze. Ale nie chcę patrzeć, jak cierpisz, nie rozumiejąc, dlaczego.
– Ale to może oznaczać dla nas ruinę, biedę.
– Czy sądzisz, że boję się ubóstwa?
– I nieznośne poniżenie.
Pogłaskała go po policzku, palcem obrysowała brwi i linię podbródka.
Tego Tancred już nie wytrzymał. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w szyję tuż pod uchem.
– Pomóż mi, Jessiko, na miłość boską, pomóż. Sam już tego dłużej nie zniosę!
– Tak, mój miły, pozwól mi sobie pomóc – szepnęła, odurzona jego bliskością.
W następnej chwili odnalazł jej usta i przycisnął w rozpaczliwym pocałunku, jak gdyby mieli się już nigdy nie zobaczyć. Jessica miała wrażenie, że całe jej ciało płonie, że skóra zaczyna żyć własnym życiem, a Tancred staje się częścią jej samej, będąc jednocześnie kimś obcym i niezwykle fascynującym.
Oderwał się od jej ust z głębokim westchnieniem.
– Poczekaj z odpowiedzią… ze zgodą na nasz ślub… dopóki nie dowiesz się…
Serce waliło jej jak młotem.
– Jestem gotowa wysłuchać wszystkiego.
– Nie – powiedział, puszczając ją. – Nie mogę mówić, kiedy jesteś tak blisko.
Gorączkowo rozejrzała się po pokoju.
– Zdejmiemy buty i położymy się na łóżku – powiedziała. – To lepsze niż siedzenie na krzesłach. Mamy wystarczająco dużo miejsca, by być blisko siebie, a jednocześnie zachować fizyczny dystans.
Bez słowa przyjął jej propozycję i zdmuchnął świecę.
– To będzie okropnie trudne – zaczął.
– To już zrozumiałam.
– Ponieważ dotyczy kogoś innego, kogoś, kogo bardzo kocham. Bardzo nie chcę wyjawiać tej tajemnicy, nawet tobie.
– Myślę, że to konieczne, jeżeli mamy być razem – wtrąciła Jessica zachęcająco.
– Ja też tak uważam. Och, Jessiko, to takie trudne. Głos mi więźnie w gardle.
Odwrócił się do niej, a ona przygarnęła jego głowę do siebie, podsuwając ramię jako podgłówek. Tancred objął ją i dalej mówił szeptem:
– Mniej więcej półtora roku temu siedziałem sam przy stole w gospodzie i jadłem, kiedy podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Mówił straszliwe rzeczy o jednej z najbliższych mi osób. Sądziłem najpierw, że jest chory, pijany albo szalony, ale on twierdził, że posiada list, w którym znajdują się dowody świadczące o prawdziwości jego słów.
Przerażona Jessica poczuła, że na jej szyję spływa gorąca łza. Czule i delikatnie pogłaskała Tancreda po ciemnych włosach, które zawsze tak jej się podobały.
– Mężczyzna powiedział, że potrzebuje pieniędzy. Jeśli ich nie dostanie, rozgłosi treść listu. Byłby to nieprawdopodobny skandal, tragedia.
– Czy widziałeś ten list?
– Tylko z daleka. Zobaczyłem, że charakter pisma się zgadza.
– Mógł cię oszukać.
– Powtarzałem mu to tysiąc razy, ale on wymyślał coraz to nowe groźby. Mówił, że pójdzie z listem do mojej matki. Nie mogłem do tego dopuścić!
– A więc sprawa dotyczy twego ojca?
Tancred złapał głęboki oddech.
– Tak. Najpierw uznałem, że to, co twierdzi ten człowiek, jest tak beznadziejne głupie, że śmiałem mu się w twarz. Ale później dowiedziałem się, że takie rzeczy się zdarzają.
Jessica nic nie rozumiała, nie była w stanie nawet snuć żadnych domysłów, czekała więc na dalsze wyjaśnienia. Ale Tancred nie zdołał jej wytłumaczyć niczego więcej.
– Jak nazywa się ten mężczyzna?
– Hans Barth. Powiedział, że najlepsze lata swego życia musiał przecierpieć w więzieniu, podczas gdy ojciec uszedł wolno. Teraz żądał czegoś w zamian za swe upokorzenia, chciał, by ojciec spłacił swój dług za moim pośrednictwem. Dlatego zaczął mnie dręczyć.
Tancred nie wiedział, że jego ręka coraz mocniej ściska Jessikę w pasie, że z pewnością pozostawi trwałe ślady w postaci wielkich siniaków.
– Tancredzie, co on powiedział o twoim ojcu? – zapytała wprost, starając się wyjść mu naprzeciw.
Słyszała, jak z całych sił stara się stłumić płacz. Domyślała się, że to, o czym mimo największego wysiłku nie był w stanie mówić, wiąże się a jakimś postępkiem hańbiącym człowieka wysokiego rodu. Upokarzające uczucie wstydu zamykało usta Tancredowi. Starała się być jak najbardziej delikatna i ostrożna. Rozumiała, w jakim napięciu żył, ale teraz, kiedy nareszcie zdecydował się powiedzieć jej prawdę, jego reakcja była zaskakująca.
– Powiedział, że… O, Boże, nie, nie mogę tego wykrztusić! Nie jestem w stanie!
– Musisz. Wiesz dobrze, że nikomu tego nie powtórzę. Wiesz, że cię kocham.
Teraz nie bała się już wyznawać uczuć, wiedziała bowiem, że ma jego miłość i jest mu potrzebna. Tkliwość, którą odczuwała wobec niego, zaparła jej dech w piersiach.
Tancred westchnął głęboko i zadrżał.
– Twierdził, że był… kochankiem mojego ojca.
Jessica skamieniała. Spodziewała się wszystkiego: zbrodni, spisku przeciwko królowi, nienawiści…
Ale to!
Kiedy w końcu przyszła do siebie, wyjąkała:
– W pierwszym odruchu omal nie parsknęłam śmiechem. Dokładnie tak jak ty. Ale ty mówisz poważnie, prawda?
Tancred wytarł nos.
– Śmiertelnie poważnie.
– Ja tego zupełnie nie rozumiem. To brzmi absurdalnie!
– Tak. Ale to się zdarza. Koledzy przysięgali mi, że to prawda.
– Rozmawiałeś o tym z nimi.
– Naturalnie nie o moim ojcu. Słuchałem tylko, jak rozmawiają ze sobą, i zadawałem pytania.
– Nie! – powiedziała Jessica zdecydowanie. – Nie mogę w to uwierzyć.
Westchnął.
– Tak właśnie myślałem. Nie powinienem nic mówić.
Читать дальше