Trójka mężczyzn jechała przez przepiękny las dębowy w Starym Askinge. Niewiele rozmawiali, pogrążeni w myślach.
Jeżeli nie Tancred wysłał księżnę na tamten świat… To kto mógł to zrobić?
Ktoś przecież musiał umieścić ją w Starym Askinge i spędzać z nią upojne chwile.
Milczenie przerwał Tancred.
– Przypominam sobie, że kiedy zapukałem do drzwi, natychmiast powiedziała „proszę wejść”. W jej głosie nie było zaskoczenia. A na stoliku stały dwa kielichy do wina.
Alexander pokiwał głową.
– Widocznie na kogoś czekała.
Nawet wójt musiał się z tym zgodzić.
Znów umilkli.
Dotarli do następnego jeziorka. Wyglądało na głębokie. Po jednej jego stronie wznosiły się strome skały.
Droga prowadziła tuż przy brzegu.
Nagle Tancred krzyknął i wstrzymał konia.
Jego towarzysze spojrzeli z niepokojem. Chłopak był zaskoczony i wstrząśnięty jednocześnie.
– Co się stało? – zapytał ojciec.
– Widziałem już kiedyś to jezioro!
Czekali, a on starał się przypomnieć sobie szczegóły.
– Już wiem! – zawołał. – To była rzeka śmierci! W tym straszliwym śnie! Przyjechałem na koniu Hel i… O Boże, nie!
Alexander zsiadł z konia, a za nim wójt i Tancred.
– Nie opowiadałeś nam dokładnie o swoich koszmarach, chłopcze. Mówiłeś tylko, że były to przerażające wizje. Znalazłeś się w drodze do królestwa umarłych, ale ponieważ jesteś z Ludzi Lodu, zdołałeś stamtąd powrócić.
– Tak. Najpierw widziałem wyłącznie okropne twarze, jak to zwykle bywa w koszmarach. A potem zrobiło mi się zimno…
– Wyszedłeś na zewnątrz. – Alexander ze zrozumieniem pokiwał głową. – Mówiłeś, że jechałeś konno?
– Tak, w każdym razie siedziałem lub leżałem na jakimś potwornym koniu, kościstym i kanciastym, który chybotliwie szedł naprzód.
– Mów dalej!
– Dojechałem tu, do brzegu. Sądziłem, że ta rzeka śmierci. Była łódź, która miała mnie zabrać do królestwa umarłych.
Obejrzeli się. Przy brzegu jeziora kołysała się na wodzie mała łódka rybacka.
– Ale łódź odpływała od brzegu – rozgorączkowany Tancred niemal potykał się o słowa. – Przewoźnik zatrzymał ją tam, pod tą skałą. Łódź głęboko zanurzała się w wodzie. Mężczyzna wstał i wyrzucił za burtę zwłoki. Widziałem, że do ciała przymocowano wielkie kamienie.
Mężczyźni zmarszczyli brwi.
Tancred starał się ich przekonać.
– Powiedziałem, że umarli muszą dostać się na drugą stronę. Wtedy przewoźnik spojrzał na mnie rozgniewany. Łódź nadal chwiała się po tym, jak wyrzucono z niej ładunek. „Dlaczego zabraliście go tutaj? Nic tu po nim!” Koń zaczął oddalać się od brzegu, a ohydne szkielety palcami dotykały mojej twarzy, usiłując mnie pochwycić.
– Las – stwierdził Alexander. – Prawdopodobnie gałęzie.
– Tak – nareszcie odezwał się wójt. – Wygląda na to, że ten młody człowiek miał urozmaiconą noc. Trzeba będzie przeszukać jezioro.
– Sądzicie, że… naprawdę coś widziałem?
– Dowiemy się. Jak wyglądał przewoźnik?
– Wszystko, co widziałem tej nocy, było przeraźliwie powykrzywiane. To z powodu trucizny, jaką w sobie miałem. Nic więcej nie mogę dodać.
– Z odwiedzinami w Nowym Askinge możemy poczekać – zdecydował wójt. – To jest ważniejsze. Jadę po moich ludzi.
– A ja odprowadzę syna da domu – powiedział Alexander. – Nie wygląda za dobrze.
– Tak, czuję się zupełnie wyczerpany – przyznał Tancred. – Ale dlaczego ona mnie otruła?
– Nie sądzę, by chciała cię tak naprawdę otruć – odpowiedział Alexander. – Istnieje wiele oszałamiających ziół. Myślę, że uczyniła to z tego samego powodu, dla którego nie zdziwiła się, kiedy zapukałeś. Oczekiwała kogoś, a ty przeszkodziłeś w tej wizycie. Pewnie podała ci coś na sen.
– Ale wydaje mi się, że… że próbowała mnie wykorzystać.
– Podejrzewam, że po prostu z przyzwyczajenia. Mężczyzna, to jej wystarczyło. Jeśli wolno mi zgadywać, miała zamiar ukryć cię w jakimś kącie do chwili, aż jej kochanek odejdzie, a potem zabawić się z tobą.
Tancred nie odezwał się. Wszystko było takie tajemnicze. Kim był kochanek? Kto wyrzucił jego, Tancreda, ze Starego Askinge? I ktoś musiał siedzieć za nim na koniu. Kto?
– Jedziemy do domu.
Wójt towarzyszył im jeszcze kawałek. Wkrótce dotarli do skraju lasu i ujrzeli przed sobą Nowe Askinge. Nie wyjechali jednak na otwartą przestrzeń, lecz nadal posuwali się wśród drzew, chcąc pozostać w ukryciu.
Pożegnali wójta, a gdy tylko znaleźli się w domu, Tancred wskoczył do łóżka.
– Pozdrówcie Molly – mruknął i zasnął.
Obudził się dopiero przed wieczorem ze znacznie lepszym samopoczuciem. Wstał i zszedł do jadalni, gdzie rodzice właśnie zasiedli do obiadu.
– O, jesteś, Tancredzie – ucieszyła się matka. – Chodź, posil się odrobinę. Lepiej się czujesz?
– Dużo lepiej, dziękuję. Gdzie jest Molly?
– Śpi. My też zdrzemnęliśmy się troszkę. Zaraz po posiłku ojciec ma zamiar udać się nad to przerażające jezioro, żeby zobaczyć, co tam się dzieje.
– Ja też pojadę – zdecydował Tancred.
– Naprawdę?
– Jestem całkiem zdrowy. Posłuchaj, nie mam już kataru!
Przez chwilę demonstracyjnie oddychał głęboko przez nos, ale zaraz pochwycił go atak kaszlu.
– No tak, słyszymy, że nie masz już zapchanego nosa – rzekł Alexander z przekąsem.
Mimo wszystko udało się Tancredowi wymusić zgodę na eskapadę po obiedzie. Molly wciąż spała w gorączce, a on był zbyt niespokojny, by usiedzieć w domu.
Dotarli na miejsce akurat w porze przepięknego zachodu słońca. Gładka powierzchnia leśnego jeziora lśniła złotem i czerwienią, nad wodą zaczynały zbierać się mgliste obłoczki podświetlone ostatnimi promieniami.
Nadal przeszukiwano dno. Męskie głosy odbijały się echem, niosąc się od łodzi krążącej wokół występu skalnego.
Wójt, który z brzegu nadzorował poszukiwania, wyszedł im na spotkanie.
– Do tej pory nic – powiedział krótko. – A więc sen był snem.
– W takim razie tylko częściowo – powiedział Tancred. – Bo ja tu byłem. Wiem o tym. Wszystko jest takie jak w moich wizjach.
– Czy byliście już w Nowym Askinge? – chciał wiedzieć Alexander.
– Nie, mieliśmy pełne ręce roboty tutaj i w zamku duchów. Zabrano ją już stamtąd. Odziana w przyzwoitą żałobną szatę spoczywa w kaplicy pogrzebowej w kościele. Odmówiono oczyszczające modlitwy nad tą grzeszną kobietą. Tak jak sądziliśmy, zabito ją nożem.
– Jak myślicie, kogo oczekiwała?
– O, mogło ich być wielu. Mężczyźni z wioski szaleli za nią.
– Ale jest ktoś, kogo szczególnie podejrzewacie, prawda?
– Tak. Osoby, które wmówiły Tancredowi historię o czarownicy Salinie. Hrabiego Holzensterna i młodego Dietera.
– Ale księżna sama nazwała się Saliną – wtrącił Tancred.
– Wywiedziałem się co nieco. Rzeczywiście istnieje legenda o czarownicy Salinie, która ponoć mieszkała w Starym Askinge, ale ona miała być stara i brzydka jak noc. Przypuszczam, że księżnej podobało się być czarownicą. To brzmiało ciekawie i kusząco. Mężczyznom też to przypadło do gustu. Prawdopodobnie uzgodniła ze swymi kochankami, że będą oszukiwać okolicznych mieszkańców, mówiąc, że w twierdzy mieszka czarownica Salina. Na wypadek, gdyby ktoś nabrał podejrzeń.
– To brzmi logicznie – przyznał Alexander, który z satysfakcją zauważył, że wójt, kiedy przestał udawać groźnego, wykazywał się inteligencją i zdrowym rozsądkiem. – Chcieli przestraszyć ludzi, by tam nie chodzili.
Читать дальше