– Nie rozumiem… To mogła być tylko ta komnata – powiedział oszołomiony.
Zajrzeli do pomieszczeń obok. Przez drzwi widać było tylko stosy rupieci bądź też pustą kamienną podłogę.
– To musiała być tamta komnata – powiedział bezradnie.
Ponownie weszli do środka. Alexander przypatrywał się ścianom i sufitowi.
– Widzi mi się, Tancredzie, że w twoich żyłach płynie sporo krwi Ludzi Lodu.
Chłopak zbladł.
– Chcecie więc powiedzieć, że naprawdę spotkałem Salinę? Że przyszła tu z zaświatów i wywołała zaczarowane wizje?
– Tak mi się wydaje – powiedziała Cecylia.
Molly stała pośrodku ze wzrokiem wlepionym w sufit.
– Tu wcale nie ma pajęczyn – stwierdziła spokojnie.
– O co ci chodzi? – zapytał wójt.
– Chcę powiedzieć, że we wszystkich innych komnatach są pajęczyny, a tu ich nie ma.
– Ale kurz, dziewczyno!
Molly przykucnęła i dotknęła brudnej podłogi. Cecylia uczyniła to samo.
– Popiół – powiedziała.
– Co to znaczy? – zdziwił się niemądrze Tancred. – Czy czarownica, która tu była, spłonęła i uleciała z dymem?
Cecylia wstała.
– Nie. To znaczy, że rozrzucony popiół może i ma przypominać kurz. Pajęczyny natomiast nie można podrobić.
Rozjaśnił się, wciągnął głęboko powietrze.
– A więc matka sądzi…
– Uważam, że powinniśmy przeszukać twierdzę, żeby zobaczyć, czy nie ma gdzieś mebli, które widział Tancred.
Co do tego wszyscy byli zgodni.
Poszukiwania w starym zamku nie były przyjemne. Znaleźli tyle dziwów… Szkielet sowy, resztki machiny do zwodzenia mostu, kawałki żelaza tak pordzewiałe, że nie wiadomo, czym były kiedyś, zakątki najwyraźniej używane jako ustępy…
Na samym dole w łukowato sklepionej piwnicy natrafili na wielkie łoże, podzielone na mniejsze części. Były tam również kandelabry, draperie i narzuty, a także żywność i odzienie należące do kobiety wysokiego rodu.
– Ktoś musiał mieszkać w tamtej komnacie – skonstatował Alexander. – A potem wszystko zrzucono tutaj. Dlaczego? I kto to zrobił?
– Salina – szepnął niewiele się namyślając Tancred. Oczy wszystkich skierowały się na niego.
Alexander podszedł powoli do stosu byle jak ułożonych skór. Ostrożnie podniósł jedną z nich.
Pozostali zbliżyli się. Wójt uniósł jeszcze kilka skór. Molly zabrakło tchu, a Tancred poczuł, że robi mu się słabo.
Zmarła przedstawiała okropny widok. Pod ciemnoniebieską szatą była naga. Twarz zastygła w grymasie okrutnego uśmiechu, a zgasłe oczy wpatrywały się w sufit.
– To ona – wychrypiał Tancred. – To Salina.
Molly szukając ochrony złapała go za ramię.
Nie – pisnęła. – To nie jest żadna czarownica.
Wszyscy spoglądali na Molly, a dziewczyna przyglądała się zmarłej z głęboką raną w piersi, wokół której zastygła krew:
– To księżna, siostra hrabiny Holzenstern! Wyrzucili ją, gdyż trudno z nią było już wytrzymać. Wszyscy myśleli, że wyjechała.
– Nie wszyscy – powiedział Alexander. – Był ktoś, kto wiedział lepiej.
Wójt pochylił się nad zwłokami.
– Nie żyje od dwóch; trzech dni. No, młody Paladinie, czy żyła, kiedy opuszczaliście zamek?
Tancred wpatrywał się w niego. Co ten człowiek insynuuje?
Cecylia, jakby w geście obrony, otoczyła syna ramionami.
Tancred roześmiał się niepewnie, niemal prosząco.
– Nie twierdzicie chyba, że ja to uczyniłem?
– Opowiedzcie raz jeszcze, w jaki sposób stąd wyszliście – powiedział wójt chłodno.
– Przecież właśnie tego nie wiem – wyjąkał Tancred. – Jak już mówiłem, zapytała mnie, czy nie wypiłbym z nią wina, a ja nie śmiałem odmówić. A potem zrobiło mi się dziwnie. Zaczęło mi się kręcić w głowie, szumieć w uszach. Zobaczyłem, że zbliża się do mnie, zrzuca szatę na podłogę…
– Nie wspomniałeś o tym wcześniej – rzucił ostro Alexander.
– Wstydziłem się o tym mówić. Nic więcej nie pamiętam. Dręczyły mnie straszliwe koszmary. Ocknąłem się daleko stąd.
– Sądzicie, że w to uwierzymy? – groźnie zapytał wójt.
Tancredowi krew uderzyła do głowy.
– Nie mogę wymyślać czegoś tylko dlatego, że wam to odpowiada. To, co mówię, jest prawdą, jakakolwiek by ona była.
– Odpowiadajcie uprzejmie przedstawicielowi władzy królewskiej – zażądał wójt. Spoglądał na chłopca z chytrym uśmieszkiem. – Te koszmary… Czy sen był o nożu? O tym, że kogoś zabijacie?
– Nie, wprost przeciwnie! To ja nie żyłem, byłem w drodze do królestwa śmierci. Nie, nie śniłem o nożu.
– Ale to było o śmierci?
– Tak. O mojej.
– Hm – mruknął wójt. – Trzeba to zbadać! A więc nic nie wiecie, co się stało po tym, jak zostaliście… jak to powiedzieć? Oszołomiony? Zatruty? A może po prostu upojony alkoholem?
Tancred poczuł paskudne ściskanie w gardle. Trudno mu było wyraźnie wymawiać słowa.
– Mówię przecież, że nic nie wiem!
– Dobrze – powiedział wójt z naciskiem. – Rozumiem.
– Mój syn tego nie zrobił! – zaprotestowała Cecylia.
W Tancredzie nie ma zła.
Ze strachem wspomniała wesołego, bystrego Tronda, który nagle okazał się jednym ze złych potomków Ludzi Lodu. Przypomniała sobie nieszczęśnika Kolgrima.
Zadrżała. Alexander spostrzegł to i zrozumiał jej myśli.
– Kim była księżna? – zapytał głośno. I on nie panował nad głosem. – Mąż wyrzucił ją z domu. Holzensternowie wyrzucili ją z majątku. Dlaczego?
– Ona… nie była dobra – odparła Molly ze wzrokiem wbitym w ziemię.
Wójt odpowiedział z wyraźną niechęcią:
– Mieliśmy na nią skargi. Od rozgniewanych gospodyń z okolicy. Wydaje się… żeby nie być zbyt wulgarnym… nie potrafiła trzymać się z dala od mężczyzn.
– O, jest chyba wiele kobiet, które…
– Ale nie tak jak ona. Ona musiała ich mieć ciągle.
– Ach, tak – mruknął Alexander. – Biedna kobieta.
– Być może. Ale nie była zbyt przyjemna. Lubiła bawić się ludźmi, męczyć ich, poniżać. Myślała tylko o sobie.
Cecylia patrzyła na martwe ciało, na powrót przykrywane skórami.
– Musiała być bardzo pociągająca.
– To prawda – przyznał wójt. – Niezwykle uwodzicielska.
Tancred przytaknął.
– I przerażająca! Bałem się jej jak ognia.
– Wyjdźmy stąd – wzdrygnęła się Molly.
– Tak – zgodził się wójt. – Spróbujmy zabarykadować drzwi do czasu, nim ja i moi ludzie nie zbadamy bliżej okoliczności zbrodni. A teraz złożymy wizytę w Nowym Askinge.
Zabrzmiało to groźnie. Cecylia nie mogła nic poradzić na to, że odczuła ogromną ulgę, bo, jak się wydawało, wójt odwrócił uwagę od jej ukochanego syna i skierował ją na innych.
I ona, i Alexander byli pewni, że Tancred nigdy nie byłby w stanie dokonać zbrodni nawet pod wpływem silnych środków oszałamiających. Ale wiedzieli, jak trudno może być przekonać o tym innych.
Molly wskazała im teraz inną drogę – główną ścieżkę prowadzącą do zamku, którą Tancred dostrzegł w nocy. Dziewczyna wyglądała jednak tak źle, że Cecylia zapytała:
– Czy wolno mi będzie zabrać Molly do domu i położyć ją do łóżka? Nie powinniśmy tak męczyć dziewczyny!
Mężczyźni wyrazili zgodę i Molly pokazała im, którędy mają jechać do Askinge. Twierdziła z całym przekonaniem, że nie zabłądzą, gdyż ścieżka wiedzie wprost do dworu.
Ona i Cecylia wróciły tą samą drogą, którą przyjechali. Tancred długo machał im ręką. Był bardzo przygnębiony faktem, że przez cały czas robił z siebie pośmiewisko. Chciał stać się w oczach Molly bohaterem, ale rzeczywistość daleka była od jego marzeń.
Читать дальше