– Nie, myślałam… on jest przecież mały.
– Jest i większy, i silniejszy od ciebie.
– Ale taki młody.
– Szczerze mówiąc, Villemo, ty też nie jesteś jeszcze taka dorosła.
Przez cały czas Dominik przyglądał jej się tymi swoimi jasnymi, przenikliwymi oczami, a kąciki ust drgały mu od powstrzymywanego śmiechu.
– Wynoś się! – krzyknęła nagle i wbiegła po schodach na górę.
– Villemo! – zawołał za nią ojciec, ale ona się nie zatrzymała.
Pobiegł za córką i dogonił ją przed drzwiami sypialni. Złapał ją za ucho.
– Teraz zejdziesz na dół i przeprosisz Dominika. Co to znowu za głupie zachowanie?
– Dobrze, zejdę – syknęła ze złością. – Ale nie trzymaj mnie za to ucho. Upokarzasz mnie.
– Twoje zachowanie, Villemo, przekracza ostatnio wszelkie granice – powiedział jeszcze Kaleb, gdy schodzili na dół. – Czy nie mogłabyś bardziej nad sobą panować, zwłaszcza teraz, kiedy mamy nie ma?
– Wybacz mi, kochany ojcze – szepnęła z poczuciem winy. – Sama nie wiem, co się ze mną dzieje.
Na dole z pokorą poprosiła Dominika a wybaczenie, a on przyjął to z takim wyrozumiałym uśmiechem, że o mało znowu nie wybuchnęła.
– Muszę wyjść, ba mam spotkać się z kilkoma gospodarzami – powiedział Kaleb. – Ale to nie potrwa długo. Villemo, czy tymczasem mogłabyś pokazać Dominikowi, jak urządziłaś swój pokój?
– Oczywiście, bardzo chętnie – zgodziła się bez entuzjazmu.
Kaleb wyjaśnił Dominikowi:
– Villemo uznała niedawno, że jej pokój jest beznadziejnie staromodny, i przez całe lato pracowała tam ze stolarzami a innymi rzemieślnikami. Pozwalałem jej na to, bo przecież rzemieślnicy też muszą mieć pracę. Idź i sam zobacz. Ja uważam, że wypadło to naprawdę bardzo ładnie.
Dominik zwrócił się do Villemo:
– Pójdę z radością, jeśli będzie mi wolno przekroczyć próg dziewiczej komnaty.
– Dominiku, bądź tak dobry i zaniechaj tych insynuacji! To naprawdę jest dziewiczy pokój!
– Nie mam co do tego żadnych wątpliwości!
– Sam słyszysz, ojcze – zawołała rozżalona. – On to mówi takim tonem, jakby żaden konkurent nawet pomyśleć nie mógł, by do mnie przyjść.
Kaleb roześmiał się.
– Och, po kim mi się wzięła taka pyskata córka? W każdym razie nie po Gabrielli ani nie po mnie.
– Po babci Cecylii – zawołała Villemo pospiesznie. – I ludzie mówią, że po wiedźmie Sol.
– Boże, wybacz mi – zawołał nagle Kaleb. – Pokój zobaczycie później. Villemo, Dominik jest przecież głodny, poproś go do stołu!
– O, nie! – zaprotestował Dominik. – Odkąd przyjechałem, nic innego nie robię, tylko jem. Jak tak dalej pójdzie, koń nie zechce mnie nieść na grzbiecie.
Villemo z dumą pokazywała kuzynowi swój odnowiony pokój. Elistrand zostało urządzone według najlepszego gustu Alexandra Paladina, który też nie szczędził pieniędzy. Dom utrzymany był w stylu barokowym, ze wspaniale rzeźbionymi poręczami schodów, pełen ciężkich mebli i pulchnych cherubinów szybujących pod sufitami, taki wystrój bowiem najbardziej Alexandrowi odpowiadał.
Villemo wyrzuciła ze swego pokoju ciężkie, przytłaczające łoże z baldachimem, a na jego miejsce wstawiła łóżko wbudowane w ścianę. Dominik nie uważał, że jest szczególnie nowoczesne, przeciwnie, to był stary chłopski styl – bogaty chłopski styl, należy dodać – musiał jednak przyznać, że pokój urządzony jest ze smakiem. Bazarne, tkane w domu dywany znakomicie pasowały do jasnego drewna ścian, krzesła zaś były stare, wyprosiła je w Grastensholm.
Łoże zostało zbudowane solidnie i ozdobione pięknymi rzeźbami. Wskutek tych wszystkich dekoracji wejście było może trochę zbyt wąskie, ale za to całość sprawiała bardzo przytulne wrażenie. Tylko pokojówki skarżyły się, że trudno je ścielić.
Villemo pokazała wysokie oparcie łoża.
– Tutaj chciałabym mieć inskrypcję – rzekła z przejęciem. – Jakiś ornament i napis. Myślę, że to by mogło być coś w rodzaju: „Tu sypia najszczęśliwszy człowiek na świecie”.
– O Boże! – westchnął Dominik, z trudem zachowując powagę. – Naprawdę uważasz, że to nie przesada? Pomyśl o tych, którzy będą tu spali po tobie! To mogą być okropnie nieszczęśliwi ludzie. A wtedy te słowa brzmieć będą jak szyderstwo.
Villemo z zakłopotaniem gryzła wskazujący palec. Nagle rozpromieniła się.
– Nie, już wiem. Napiszę tak: „Tu sypia najszczęśliwszy człowiek na świecie, Villemo córka Kaleba Elistrand, z rodu Paladinów, Meidenów i Ludzi Lodu”.
On jednak nie uważał, że ten dodatek cokolwiek zmienia.
– Ty sama możesz być w życiu nieszczęśliwa – upomniał ją.
– Ja nigdy nie będę nieszczęśliwa – odparła z przekonaniem.
– Masz na to wszelkie zadatki.
– Co masz na myśli? – zapytała zgnębiona.
– Twój charakter. Teraz jesteś szczęśliwa. Ale tak bardzo angażujesz się we wszystko, co robisz. A to sprawi, że twoje smutki będą równie wielkie jak twoje radości.
Villemo spoważniała.
– Prababcia Liv też tak mówiła. Ale ty, skąd ty jesteś taki strasznie mądry…? Kraczesz jak złe ptaszysko – dodała oskarżycielsko. – No to co powinnam tu napisać?
– Och, nie wiem. Może jakąś sentencję? Tak się zwykle robi.
– Sentencję? A na co mi to?
– No, jest kilka niezłych. Na przykład taka: „Miłość ponad wszystko”.
– O! – zawołała entuzjastycznie. – To piękne! Tak właśnie napiszę! – Zaraz jednak przygasła. – Ale czy to nie brzmi jakoś bezwstydnie? Taki napis? Na łóżku?
– Sądzę, że autor powiedzenia nie ten rodzaj miłości miał na myśli – rzekł Dominik z błyskiem w swoich złocistych oczach, a Villemo aż się gorąco zrobiło z zawstydzenia.
– No to może zejdźmy już na dół – powiedziała przesadnie swobodnym tonem. – Ojciec pewnie zaraz wróci.
Boże, spraw, żeby już przyszedł, prosiła w myśli. Może wtedy znowu zacznę się zachowywać normalnie.
Młody Tristan wpatrywał się jak zauroczony w stojącą przed nim tak niezwykle pociągającą dziewczynę. Gudrun podała mu sweter ze słodkim uśmiechem i cofnęła szybko swoje pokryte świerzbem dłonie, by nie zdążył ich zobaczyć.
– Znalazłam go w spichrzu – powiedziała. – Ale nie byłam pewna, do kogo należy.
Tak naprawdę to ona sama schowała sweter, bo chciała, żeby Tristan po niego wrócił.
– Odprowadzę pana kawałek, wasza wysokość – rzekła grzecznie i poszła wolno tuż przy końskim boku. Tristan musiał prowadzić wierzchowca, ale wzroku nie mógł oderwać od Gudrun. Ona trzymała ręce głęboko w kieszeniach spódnicy, a idąc kołysała się lekko. W białej bluzce i czarnej spódnicy, z kolorową przepaską w bujnych włosach, sprawiała wrażenie osoby niezwykle delikatnej.
W głębi duszy jednak płonęła najgłębszą nienawiścią.
– Och – westchnęła. – Dziś wieczorem muszę pójść do szałasu na górskim pastwisku po różne rzeczy, które przed zimą trzeba przynieść do domu. A tak się baję ciemności.
– Czy tamto pastwisko należy do Svartskogen? – zapytał zdumiony Tristan. – To najwyżej położone?
– Szczyt jest jeszcze wyżej – odparła z dźwięcznym śmiechem. – Do pastwiska nie jest tak daleko.
– Ale dlaczego nie pójdzie pani za dnia?
– Wtedy muszę pracować, wasza wysokość. Och, jak się boję nadejścia wieczoru!
Tristan zastanawiał się długo i gruntownie. Myśli płynęły powoli.
– Ja… eee… może ja mógłbym tam z panią pójść? – Czy nie posunął się za daleko? Teraz ta wdzięczna leśna istota na pewno odwróci się plecami, za nic mając jego propozycje.
Читать дальше