– Zostawmy go na razie, niech tu leży – powiedziała Villemo. – Krwawe ślady prowadzą dalej. Musimy się spieszyć, żeby nie mieć jeszcze jednego życia na sumieniu.
– Na sumieniu? To przecież nie nasza wina, śmierć tego tutaj – obruszył się Niklas.
– Oczywiście, że nie – potwierdziła Irmelin, gdy szli już dalej. – Ale ci dwaj nasi ludzie za bardzo lubią strzelać. Dostali już ostrą reprymendę, że się tak pospieszyli, a pewnie dojdzie i do sądu.
– Bronili przecież majątku – próbował ich usprawiedliwiać Niklas. – Chociaż masz rację, nie można przesadzać.
Szli przez gęsty las sosnowy o wilgotnym podłożu, przedzierając się wśród rosochatych gałęzi. Ich przyciszone głosy dudniły głucho. Jedyne co do nich poza tym docierało, to jakiś szelest od czasu do czasu. Jakby spłoszona wiewiórka albo ptak…
Villemo spoglądała ukradkiem na wypatrującego śladów Niklasa. Z niewyraźnym uśmiechem wspominała ostatnią noc świętojańską. Jak stała przy ognisku na wzgórzu pomiędzy Grastensholm a Lipową Aleją i wpatrzona w płomienie obserwowała niezwykłą grę barw. I jak ją nagle jakiś diabeł podkusił, że spytała Niklasa, czy by ją odprowadził do domu, bo ona boi się ciemności.
Już wtedy spojrzał na nią zdziwiony, bo Villemo raczej nie była znana jako ktoś, kto boi się sam chodzić po nocy. Jeszcze bardziej się zdumiał, gdy weszli w jałowcowe zarośla niedaleko Elistrand.
„Pocałuj mnie, Niklas” – zawołała roześmiana. „Dlaczego, na Boga, miałbym to zrobić?” – spytał zaskoczony. „Bez żadnego specjalnego powodu – odparła. – Tylko dlatego, że chciałabym zobaczyć, jak to jest”. „Ty nie jesteś całkiem mądra, Villemo!” – brzmiała odpowiedź. Odwróciła się więc na pięcie i poszła. „Nie, to nie”. „Villemo, poczekaj!” „Taak?” – odparła przeciągle i wyczekująco. On zaczął się jąkać. „Może… może ja też miałbym ochotę zobaczyć, jak to jest…” „Świetnie!” „Ale to nic nie znaczy, pamiętaj!” „Oczywiście, że nie, Niklas!”
Ostrożnie odnaleźli się w mroku jak młodzi ludzie wszystkich czasów, którzy podejmują eksperyment pierwszego pocałunku. To była gra, udawali, że są w sobie zakochani, dotykali się nawzajem wargami. „Mmm… kocham cię, kocham cię” – mruczała Villemo w kark Niklasa. Spojrzał na nią przestraszony. „Naprawdę tak myślisz?” „Ech, ty głuptasie, teraz wszystko popsułeś! – prychnęła. – Ja się tylko na tobie wprawiam, nie rozumiesz tego?” Przez chwilę robił wrażenie naburmuszonego, po czym znowu podjął zabawę. A gdy teraz on szeptał do niej „kocham cię”, pojęła, dlaczego poprzednio tak zareagował. Bo tym razem prawie uwierzyła, że on naprawdę myśli to, co mówi. Poczuła gniew, że Niklas nadużywa takich świętych słów, a jednocześnie zawód, że to tylko zabawa. Mimo to przeniknął ją leciutki dreszcz podniecenia. „Ile serca wkładasz w tę zabawę… – szepnęła. – Kogo masz na myśli?” „Nic cię to nie powinno obchodzić. A ty? Ty sama też jesteś bardzo przejęta. O kim ty myślisz?” „Nie, ja… – odparła Villemo niepewnie. – O nikim nie myślę. Jest mi po prostu przyjemnie.” „Mmm – potwierdził Niklas. I nagle oświadczył: – To okropnie głupia zabawa! Nigdy więcej nie będziemy tego robić!” Puścił ją tak gwałtownie, że się zatoczyła. „Ale było przyjemnie!” – parsknęła. „Diablo przyjemnie – potwierdził. – Ale teraz koniec. I wracaj sobie sama do domu!” – zawołał i zniknął.
Villemo poszła, przepełniona jakąś nową, buzującą radością.
– Tutaj widzę świeży ślad – powiedziała Irmelin i Villemo wróciła do rzeczywistości.
Zaledwie po paru krokach napotkali drugiego zbiega. Leżał na ziemi z pobladłą twarzą, włosami pozlepianymi potem i zaciskał zęby z bólu.
– O Boże, to Eldar – mruknął Niklas. – Źle trafiliśmy!
– Wygląda na to, że on trafił jeszcze gorzej – powiedziała Villemo.
To był ten sam chłopiec ze Svanskogen, którego kiedyś, przed wieloma laty, spotkali na drodze niedaleko Grastensholm. Wiedzieli, że on i jego siostra Gudrun zioną zapiekłą nienawiścią do Ludzi Lodu. Zwłaszcza siostra. Tamten zabity był kuzynem ich ojca czy coś w tym rodzaju. Stosunki pokrewieństwa w Svartskogen były niebywale skomplikowane, ale agresywność cechowała wszystkich.
Villemo nie spotykała Eldara od kilku lat, a zresztą nigdy nie widziała go z tak bliska.
I taka jestem chuda, pomyślała zakłopotana całkiem bez powodu.
Teraz Eldar był muskularnym dorosłym mężczyzną lat około dwudziestu pięciu, o popielatoblond włosach i wąskich, lodowato patrzących jasnych oczach. Wszyscy ze Svartskogen mieli w sobie coś dzikiego i Eldar nie stanowił pod tym względem wyjątku. W jego wzroku dawał się dostrzec jakiś niepokojący błysk, jak u dzikiego zwierza, i Villemo wpatrywała się weń zafascynowana, choć tego nie chciała. Uważała, że jest wprost nieprzyzwoicie przystojny, z naciskiem na nieprzyzwoicie.
Gdy Eldar zobaczył nadchodzących, próbował odwrócić się do nich plecami. Na jego pełnej nienawiści twarzy teraz odmalowała się gorycz.
Łagodna Irmelin zapytała:
– Dlaczego to zrobiliście? Mogliśmy wam pomóc, wystarczyło tylko powiedzieć!
– Myślicie, że przyjmiemy pomoc od jakiegoś diabelskiego pomiotu? – syknął przez zęby.
– Ale kraść możecie? – odcięła się Villemo.
– Nasi krewni konają z głodu – rzucił w odpowiedzi. – A wy pochowaliście jedzenie dla siebie.
– Nie zrobiliśmy tego – odparł Niklas. – Wiesz o tym bardzo dobrze. Zapytaj którego chcesz komornika. Tylko że wy jesteście piekielnie uparci i nie chcecie przyjąć tego, co się wam należy. Przecież Svartskogen jest częścią Grastensholm.
Ranny ledwo był w stanie mówić z powodu bólu i utraty krwi, lecz z jego oczu sypały się skry.
Jakim sposobem macie jeszcze jedzenie? Chyba zawarliście pakt z diabłem, co? Ale za takie rzeczy się płaci. Po śmierci.
– Głupstwa wygadujesz – odparł Niklas i przykucnął, by go zbadać.
Eldar szarpnął się gwałtownie do tyłu.
– Wystarczy popatrzeć na wasze oczy – powiedział z nienawiścią. – Na jej – dodał, wskazując Villemo. – Czy to normalne mieć takie oczy?
– W naszym rodzie, tak.
– O, tak! Wszyscy wiedzą, skąd wzięli się Ludzie Lodu!
Villemo w ogóle tego nie słuchała. Przejęta wpatrywała się w to muskularne ciało, napinające się w udręce.
– Wygląda na to, że kość została uszkodzona. But jest przestrzelony.
– Trzymajcie przy sobie te wasze brudne łapy! Sam dam sobie radę.
– Tak, właśnie widzę – rzekła Villemo spokojnie: Czy sytuacja u was w domu jest bardzo poważna?
– Idźcie do diabła!
– Czy nie mógłbyś porzucić na chwilę swojej niezłomnej dumy i pomyśleć trochę o innych? Ty nas mało obchodzisz, ale chcielibyśmy wiedzieć, jak mają się sprawy w Svanskogen.
Znowu zapłonął gniewem.
– Czy to nie wasza wina, że musieliśmy zrobić to, co zrobiliśmy?
– Tak? Nic nam o tym nie wiadomo – prowokowała Villemo.
Przymknął oczy.
– Już mówiłem, leżą i konają z głodu. Zeskrobują korę z drzew i jedzą. Larwy spod kory także zjadają.
– Nie wy jedni w okolicy – odparła Villemo. – Irmelin i ty, Niklasie, weźcie koszyk z jedzeniem i zanieście do Svartskogen. Ja tymczasem zajmę się tym krzykaczem.
Eldar próbował wstać.
– Nie chodźcie tam! Nie macie tam czego szukać!
– W porządku; wobec tego zaczekamy na ciebie. Leż spokojnie, tak… spróbujemy zdjąć ten but!
Читать дальше