Chłopcy, Nikodemus i Drozd, zostali oddani na naukę do pewnego rzemieślnika, a wszyscy dbali, by nie działa im się żadna krzywda. Gorzej miały się sprawy z dwoma nieposkromionymi siostrami. Ani Liv, ani nikt nie zdobył się na odwagę, by wypuścić je z domu. Mieszkały więc nadal w Grastensholm, teraz jako służące. To znaczy Oline. Freda była jeszcze za mała, powierzano jej tylko jakieś drobniejsze prace, głównie po to, żeby ją zająć. Ponieważ w ogóle służbie w Grastensholm żyło się dużo lepiej niż w innych dworach, dziewczęta chciały tu zostać. Oline wywołała co prawda skandal, sprowadzając na złą drogę syna woźnicy, tak że czym prędzej trzeba było urządzać wesele, ale chłopak był zakochany po uszy i nie dostrzegał u swej oblubienicy żadnych wad.
Stała się zresztą bardzo zręczną, choć może zbyt dużego temperamentu gospodynią. Starała się zachowywać jak dobrze wychowana osoba, ale gdy tylko wpadała w złość, zapominała o nabytych u Liv manierach i soczyste przekleństwa fruwały pośród dworskich zabudowań.
Mała Eli także pozostała z nimi, ponieważ dziadek, jej jedyny opiekun, zmarł. Nadal była to cichutka mała dziewczynka, pomagająca w różnych drobnych pracach. Nigdy nie sprawiała kłopotu, starała się natomiast zawsze być pożyteczna, żywa i ruchliwa niczym leśna myszka.
Długo nic nie wskazywało na to, że Gabriella i Kaleb doczekają się potomstwa. Trzy lata minęły, nim nareszcie los ich pobłogosławił. I wtedy zaczęli budować własny dom, niedaleko Grastensholm. To, oczywiście, Alexander Paladin łożył na tę budowę, ale babcia Liv także pomagała.
Tymczasem młodzi nadal mieszkali w Grastensholm i tutaj miało przyjść na świat ich dziecko.
Pewnego jesiennego popołudnia Liv, Are i Gabriella siedzieli w salonie i rozmawiali. Kaleb pomagał pasterzom sprowadzić przed zimą stada do domu, Mattias był z wizytą u chorego. Irja i Tarald poszli do Eikeby, a służba do kościoła na nieszpory.
Byli w domu sami.
I wtedy Gabriellę nieoczekiwanie chwyciły bóle.
– Och, kochanie – przestraszyła się Liv. – Wszystko dzieje się tak szybko! Nie zdążymy sprowadzić akuszerki! To chyba z powodu tej miednicy, którą dzisiaj dźwigałaś, ty głuptasie!
Gabriella spodziewała się rozwiązania znacznie później, ale teraz nie było rady, musieli jej pomagać. Wyglądało na to, że żadna pomoc z zewnątrz nie zdąży nadejść. Are przygotował balię z wodą, Liv w pośpiechu urządzała dla rodzącej sypialnię, żeby jak najprędzej położyć wnuczkę do łóżka.
Wszystko odbyło się przeraźliwie szybko i dramatycznie. Liv zbladła jak ściana, gdy sobie uświadomiła, co się właściwie dzieje.
– Are! Na pomoc! – krzyczała, oszalała ze strachu.
Gabriella, która nigdy do silnych nie należała, pod wpływem przejmującego bólu straciła świadomość.
I Bogu dzięki!
Liv wpatrywała się w noworodka, który tak nieoczekiwanie pojawił się na świecie. Zacisnęła powieki.
– Nie! – szeptała przybita. – Nie! Nie! Nie!
Gdy do pokoju wbiegł Are, zobaczył siostrę bez ruchu, jak skamieniałą, z zaciśniętymi powiekami.
– Liv! Oszalałaś? Daj dziecku klapsa! Jeszcze nie zaczęło oddychać!
– Are – wykrztusiła ledwie dosłyszalnie.
Spojrzał na maleńką dziewczynkę, bezwładną, jakby pozbawioną życia.
– O, Boże – szepnął. – Więc przekleństwo znowu uderzyło!
– To jest odrodzona wiedźma Hanna, Are – szepnęła Liv całkowicie załamana. – Teraz przypominam sobie zatrważająco wyraźnie, jak tamta wyglądała. Że też to spotyka Kaleba i Gabriellę! – jęknęła. – Tak długo czekali! I tak się teraz cieszyli!
– Nie, oni naprawdę sobie na to nie zasłużyli! – zawołał Are z goryczą.
Liv ledwie była w stanie mówić:
– Pamiętasz, jak prosiliśmy ojca o życie Kolgrima? Kiedy był zdecydowany uśmiercić noworodka? To my… To wobec naszych próśb ojciec ustąpił. A Kolgrim próbował zabić Mattiasa, on zamordował naszego ukochanego Tarjei i wpędził mojego Daga do grobu: – Szeptała wciąż nie otwierając oczu: – To się nie może powtórzyć, Are. Nie może! O Boże, co ja mam robić?
Are patrzył na to nieruchome, potworne, groźne małe ciałko, leżące przed nim.
– Ona jest nie donoszona, prawda? Wyjdź teraz, Liv. To jest dziecko twojej wnuczki, nie mojej. Wyjdź! Ja się tym zajmę, nim Gabriella odzyska przytomność.
Gdyby się bardzo postarali, być może udałaby im się zmusić tę małą do oddychania. Przy czułej opiece dziecko mogłoby przeżyć…
– Are… – powiedziała Liv ze łzami w oczach. Odwróciła się i wyszła z pokoju.
Gabriella ani Kaleb nigdy nie zobaczyli córeczki. Dziecko zostało jednak włożone do trumienki i otrzymało swoje miejsce na cmentarzu. Cała rodzina dowiedziała się, że mała przyszła na świat martwa oraz że była jedną z dotkniętych potomków Ludzi Lodu. Było obowiązkiem Liv i Arego poinformować o tym, tak by inni w pokoleniu Gabrielli mieli pewność, że urodzą im się normalne, chciane dzieci.
Minęło wiele czasu, nim Gabriella otrząsnęła się z rozpaczy. Przez pierwsze dni widywała tylko Kaleba. To była ich osobista tragedia. Pocieszali się jedynie tym, że skoro dziecko urodziło się takie nieszczęśliwe, to może lepiej, iż nie danym mu było żyć. Wciąż sobie te słowa powtarzali.
Gdy Gabriella doszła już trochę do siebie, mogła rozmawiać z mężem nieco bardziej otwarcie.
– Wierz mi, Kalebie. Najlepiej, że stało się właśnie tak. Wiem, co mówię. Dotknięci w naszej rodzinie nie tylko ściągają nieszczęście na innych. Oni sami także są głęboko nieszczęśliwi. Naszej małej dziewczynce jest teraz dobrze, jest u Boga, który nie wybiera pomiędzy dobrem a złem.
Tym razem Kaleb nie protestował, że ktoś odwołuje się do wyższej, litościwej siły, szukając pocieszenia.
Tymczasem Are i Liv chodzili do kościoła i modlili się długo i żarliwie, na kolanach. Musieli dokonać nieludzkiego wyboru, a teraz do końca swoich dni będą żyć ze świadomością tego, co zrobili, czy – mówiąc ściślej – czego nie zrobili. Mogli przecież próbować tchnąć życie w nowo narodzoną dziewczynkę. Oni jednak nie podjęli tej próby.
I tylko z Bogiem mogli o tym rozmawiać, z nikim innym. Nikt bowiem nie wiedział, jaką decyzję podjęli tamtego wieczora…
Kiedyś szli powoli do domu lipową aleją. W nagich, jesiennych koronach drzew wiatr grał swoje rekwiem. Are westchnął ciężko.
– Chociaż tyle dobrego, że całe pokolenie będzie mogło teraz żyć spokojnie.
– Owszem – potwierdziła Liv i nareszcie trochę pocieszona wyprostowała plecy. – Sądzę, że powinniśmy być wdzięczni losowi, że tak się ta wszystko ułożyło, że byliśmy tam sami i nikt nie musi o niczym wiedzieć.
– O, tak. Boże, to się przecież mogło przydarzyć Mattiasowi! Mogło jeszcze raz dotknąć rodzinę Taralda! A on wycierpiał już naprawdę dość! Popatrz, tym razem trafiło w rodzinę Cecylii, która dotychczas pozostawała nietknięta.
– To prawda. I mogło się też przydarzyć Andreasowi, a to by już było najbardziej niesprawiedliwe, bo nikt nie odczuł boleśniej tego przekleństwa niż ty, Are, i twoja rodzina.
Are skinął głową.
– I Tancredowi mogło się urodzić dotknięte dziecko. Ale największym przerażeniem napełnia mnie myśl, że mogło to spotkać Mikaela, który o niczym nie wie. Ach, Mikaelu, mój wnuku! Synu mojego ukochanego Tarjei, gdzie ty jesteś? Jest tyle spraw, o których powinieneś się dowiedzieć! Poznać prawdę o Ludziach Lodu!
Liv przeniknął dreszcz.
– Jak ten wiatr zawodzi, Are! Idzie zima.
Читать дальше