Skuliła się na dźwięk jego głosu, on zaś, zirytowany, nie zastanawiał się nad słowami.
– Przez wiele lat żyłem obok najbardziej nieszczęśliwych mieszkańców wielkiego miasta, widziałem ich straszną nędzę. Znałem aż do najdrobniejszych szczegółów ich problemy i byłem chory z bezsilności, bo nie mogłem im pomóc! I oto przychodzę tutaj i okazuje się, że powinienem zacząć się rozczulać nad drobną nieprzyjemnością, jakiej doznała pewna dama, mająca poza tym w życiu wszystko, o czym tylko można marzyć. Która przy jednym posiłku zjada więcej niż tamci biedacy przez cały tydzień! Nie, na mnie proszę nie liczyć!
Gabriella pochyliła głowę, zgaszona i przybita.
– Gabriello, co ty! – zawołał Mattias. – Chyba nie boisz się Kaleba? Nie masz nic na swoją obronę?
– Nie chciałabym, żeby on się na mnie złościł – szepnęła i z irytacją stwierdziła, że zbiera jej się na płacz. A przecież nie uroniła ani jednej łzy od chwili, kiedy stało się to okropne z Simonem. – Przepraszam – szepnęła i wybiegła z pokoju.
– Ja chyba nie… – zaczął Kaleb zdenerwowany.
– Jej zdaniem jesteś zły – powiedziała Liv spokojnie. – Ja wiem, że chcesz jej pomóc, żeby się otrząsnęła, ale byłeś naprawdę dosyć ostry! Uważasz, zdaje się, że ona jest strasznie zajęta sobą, prawda? A ja myślę, że po prostu nie rozumiesz, co ona czuje, co to znaczy być tak potraktowanym jak ona. To nie samolubstwo, lecz człowiek jest taki rozbity, że każdy nerw sprawia ból, więc ze strachem oczekuje, że wszyscy teraz mają prawo mówić: „Zabieraj się stąd!”. Wierz mi, ja wiem, co mówię, sama kiedyś przeszłam przez to samo, zostałam niemal dosłownie zmiażdżona przez mojego pierwszego męża. Trzeba było bardzo długiego czasu i nieskończonej cierpliwości Daga, bym jakoś doszła do siebie. Gabriella nie jest teraz sobą. Bo w ogóle to miła, troskliwa dziewczyna, nie zajmuje się sobą bardziej, niż zwykle robią to dziewczęta w jej wieku. Jest raczej odwrotnie.
– Bardzo żałuję – rzekł Kaleb zgnębiony. – Czy powinienem…
– Nie, teraz zostaw ją w spokoju – powiedziała Liv. – Myślę, że nie chciałaby, żeby ktoś widział, jak płacze. O, już wraca, już się opanowała.
Później rozmawiali już tylko o nieważnych, zabawnych sprawach.
Tego wieczora również Gabriella stwierdziła, że W Grastensholm dzieją się jakieś dziwne rzeczy. Późno wróciła do swojego pokoju, a kiedy się kładła, usłyszała na korytarzu jakby szepty i skradające się kroki.
W końcu ktoś ostrożnie zapukał do drzwi.
– Gabriello – usłyszała szept przez dziurkę od klucza. – Nie śpisz?
Wstała, zapaliła świecę i otworzyła.
W blasku światła zobaczyła cztery pary przestraszonych oczu.
– Słyszeliśmy jakieś dźwięki – szepnął Nikodemus.
– Wejdźcie. – Gabriella otworzyła szerzej drzwi.
Wszyscy wsunęli się do środka.
– O, jak tu ślicznie pachnie! – zachwyciła się Eli.
– Ech – skrzywił się Per, zwany Drozdem. – Tu pachnie damą. Perfumami!
Gabriella roześmiała się.
– No, co takiego słyszeliście?
– Ktoś chodzi ponad naszymi głowami – oświadczył Nikodemus.
– Ciężkie, szurające kroki – dodała Freda dramatycznie.
– E, tam – Per był innego zdania. – Nie takie ciężkie. Raczej skradające się. Jak potępiona dusza.
Gabriellę przeniknął dreszcz.
– Za nic nie wrócimy do łóżek – szepnęła Eli.
– To wskakujcie do mojego, dziewczęta! A chłopcy do tego drugiego. Ja posiedzę trochę i posłucham.
Błyskawicznie znaleźli się w pościeli.
– A nie możesz zawołać Kaleba i Mattiasa? – zastanawiała się Freda.
– Nie trzeba, tak w środku nocy – odparła Gabriella pospiesznie, nie chcąc przyznać, jak bardzo ten pomysł ją przeraził. Musiałaby sama przebyć długą drogę przez ciemne schody i korytarze.
Dzieci leżały, szepcząc coś do siebie od czasu do czasu. a Gabriella nasłuchiwała.
– Jak mam coś usłyszeć, skoro tak hałasujecie? – powiedziała w końcu.
Umilkli natychmiast.
Za nic nie chciała przyjąć do wiadomości, że w Grastensholm może straszyć.
Nie znała tutejszego wielkiego strychu. Zajrzała tam kiedyś przed paroma laty, ale nie spodobało jej się.
Jak się tam wchodzi? Są jakieś schody?
Dzieci w końcu zasnęły. Gabriella, pozbawiona łóżka skuliła się w głębokim fotelu i także próbowała się zdrzemnąć.
Nie mogła znaleźć wygodnej pozycji, kręciła się i wierciła, ale obok dziewczynek kłaść się nie chciała.
Tchórz, myślała o sobie.
Nagle drgnęła, fala gorąca zalała jej twarz.
Na strychu coś się poruszało. Nie odnosiła wrażenia, że to człowiek. To brzmiało inaczej, jakby… Uf, Gabriella była wściekła na siebie za te makabryczne skojarzenia, ale odgłos był jakiś głuchy, jakby coś ciężkiego, może zwłoki lub coś nieokreślonego, przesuwało się po podłodze, ku schodom, żeby zejść na dół…
Paniczny strach chwycił ją za gardło. Drzwi? Czy drzwi są zamknięte na klucz? Czy one się w ogóle zamykają?
Boże, co ja mam robić? myślała przerażona. Wezwać Kaleba? Dlaczego akurat Kaleba? Bo on jest najwyższy i najsilniejszy, rzecz jasna. Nie, nie odważy się wyjść na korytarz. Nigdy w życiu?
Co to mówiła babcia? Dziwne dźwięki? Babcia musiała słyszeć właśnie to.
Ale nagle odgłosy umilkły równie szybko, jak się pojawiły.
Na strychu zaległa cisza.
Śmiertelna cisza.
O, żeby można się jakoś uwolnić od tych koszmarnych skojarzeń!
Tej nocy Gabriella nie zdołała zasnąć. Kiedy rano spotkała pozostałą trójkę przy śniadaniu, sama wyglądała jak dusza potępiona, przeraźliwie blada, z podkrążonymi oczyma, zmęczona.
Kaleb spojrzał na nią badawczo, ale nic nie powiedział.
Zrobił to Mattias:
– Wyglądasz, jakbyś noc spędziła na hulance.
– Można to i tak nazwać. Wszystkie dzieci spały dziś u mnie, a ja próbowałam się zdrzemnąć w fotelu.
Liv spojrzała zaniepokojona.
– Słyszałaś coś?
Gabriella przytaknęła.
– I dzieci także. Brzmiało to bardzo nieprzyjemnie.
– Musimy to wyjaśnić, zanim zjawią się nasze niewinne baranki – rzekł Kaleb. – Co to były za dźwięki?
Próbowała spokojnie spojrzeć mu w oczy, nie uciekać wzrokiem w bok.
– Dzieci słyszały kroki – powiedziała. – Od skradających się, jakby jakiś upiór tłukł się po strychu, do ciężkich, prawie dzwoniących kajdanami, zależnie od wyobraźni.
– A pani, margrabianko?
Opisała swoje wrażenia. Że coś jakby próbowało zejść na dół.
– Nie brzmi to zabawnie – współczuł jej Mattias, ale wzrok błyszczał mu z podniecenia.
– A babcia co słyszała?
– Dzisiejszej nocy nic. Dziś spałam. Ale słyszałam wczoraj, i to były różne dźwięki, trudne do określenia, jak już mówiłam.
– Wygląda, że przez cały czas coś się dzieje po waszej stronie strychu, bo my nic nie słyszeliśmy. Co tam jest?
– Różne graty. Grastensholm jest dosyć stare, jak wiecie. Od wielu pokoleń należy do rodziny Meidenów. Nie wiem o niczym… specjalnym…
Umilkła, pogrążona w myślach.
– Nad czym się babcia zastanawia?
– Nie, nic, to głupstwo.
– Ale prosimy powiedzieć – zawołali wszyscy troje niemal równocześnie.
– Nie, to oczywiście nie może mieć z tą sprawą nic wspólnego, ale czy pamiętacie tamten rok, kiedy Tarjei i Kolgrim umarli?
– Dziesięć lat temu – rzekł Kaleb. – Tak. Nikt, kto miał z tym do czynienia, nigdy tego nie zapomni.
Читать дальше