Młodzi mężczyźni poszli z nimi, Mattias opowiadał z przejęciem, co postanowili. Gabriella próbowała okazywać zainteresowanie, ale dość umiarkowanie cieszył ją fakt, że dom pełen jest obcych dzieci, kiedy ona potrzebuje odpoczynku.
Dwaj malcy bawili się już razem zabawkami Kolgrima i Mattiasa, ledwo więc mieli czas się przywitać. Gabriella uznała, że wyglądają biednie i głupio. Nie widziała powodu, żeby się dla nich poświęcać. I przeklinali. Coś okropnego! Zupełnie nie mogła zrozumieć babki.
Mała dziewczynka natomiast przyjęła pozbawione radości spojrzenie Gabrielli ze zdziwieniem i lękiem. Próbowała dygnąć w łóżku, ale jej się to nie udało.
– Dlaczego ona leży? – spytała krótko Gabriella?
– Głodowała przez dłuższy czas – odpowiedziała Liv. – Ale wydaje mi się, że dzisiaj wygląda już lepiej. Prawda, chłopcy?
– Tak, zdecydowanie.
Tego nie mogę zrozumieć, pomyślała Gabriella i natychmiast zapomniała o Eli. Obojętnie poszła ku drzwiom.
O, Simon, jak mogłeś?
On jednak, oczywiście, mógł! Było sprawą całkowicie naturalną, że wybrał pulchną, pełną życia kobietę zamiast takiej beznadziejnej Gabrielli. Co ona sobie właściwie wyobrażała? Że ktoś ją zechce? Nawet fortuna Paladinów nie zwabiła Simona, skoro mógł ją dostać tylko razem z Gabriellą. Dobra wola kochanego ojca… Kupił dla nich dom, dał jej książęcy posag. I wszystko to Simon odrzucił. Ponieważ nie zniósł myśli, że będzie musiał spędzić z nią życie!
Mattias, który towarzyszył Liv do jadalni, zawołał wesoło przez ramię:
– Jak więc widzisz, Gabriello, będziesz tu miała mnóstwo roboty!
– Nie przypuszczam – burknął Kaleb za jej plecami. – Odwróciła się gwałtownie, a on mówił dalej z tym swoim Lodowatym wzrokiem: – Nie mamy zajęcia dla ludzi, którzy zamierzają pielęgnować swój miłosny zawód po to tylko, by uczucie nieszczęścia przetrwało jak najdłużej.
W oczach Gabrielli pojawiły się łzy.
– A ty możesz zajmować się dziećmi? Ty, który nie masz w ogóle współczucia dla innych?
Kaleb patrzył na nią z niechęcią i nie od razu odpowiedział.
– Pragnę po prostu umrzeć – dodała Gabriella.
– Uważam, że tak powinna jaśnie panienka zrobić. Teraz i tak nikt nie ma z pani żadnego pożytku.
– To prawda – poskarżyła się. – Nikt mnie nie chce.
– Ach, tak? No to dlaczego pani babcia zaprosiła panią tutaj?
– To nie ona, to moi rodzice chcieli się mnie pozbyć.
– Wcale mnie to nie dziwi, choć pamiętam panią jako miłą dziewczynkę, troszczącą się o innych.
I poszedł sobie.
Głos Gabrielli łamał się z rozgoryczenia.
– A ja patrzyłam wtedy na ciebie z podziwem – zawołała za nim, lecz Kaleb się nawet nie obejrzał.
Po obiedzie przyszedł Are z Brandem, Matyldą i Andreasem, by się przywitać, ale Gabriella pozostawała w swoim smutnym świecie i na ich pytania odpowiadała bladym uśmiechem. Sama też nie pytała ani o ich życie, ani o troski.
Słowa Kaleba ją poruszyły. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się źle, ale nie umiała się zmienić, zbyt była rozbita.
Kiedy usłyszała o zdradzie Simona, poczuła, jakby ją owinęła jakaś obezwładniająca mgła. I nie była w stanie się z niej wydostać.
Nie to uważała za zdradę, że porzucił ją dla innej kobiety, nad tego rodzaju uczuciami człowiek przecież nie panuje. Sama zresztą nie chciałaby wyjść za niego, wiedząc, że myślami jest przy innej. Nie, tu chodziło o sposób, w jaki to zrobił. To okrutne, brutalne tchórzostwo. Tego wybaczyć nie mogła.
Szczerze mówiąc, ledwie go znała. Rozmawiali ze sobą uprzejmie jak dobrze wychowani ludzie na spotkaniach, które aranżowali rodzice. Ona była nieśmiałą, spłoszoną panną, bo matka mówiła, że tak należy się zachowywać. Ale w samotności snuła marzenia… Pełna lęku, to prawda, bo jakoś nie mogła uwierzyć w aż takie szczęście, by ten przystojny oficer mógł znajdować przyjemność w obcowaniu z nią.
Jak się okazało, nie znajdował.
Nagle stwierdziła, że goście zbierają się do wyjścia. Więc siedziała przez cały czas pogrążona we własnych myślach!
Serdecznie pożegnała się Andreasem, który pięknie wpisywał się w szereg właścicieli Lipowej Alei. Tengel był, oczywiście, wyjątkową osobowością, lecz jego syn Are, wnuk Brand i prawnuk Andreas stanowili znakomity przykład przywiązanych do ziemi, przyciężkawych, ale dzielnych gospodarzy. Nigdy niczym nie zaskakiwali, budzili zaufanie i poczucie bezpieczeństwa.
Andreas był o rok starszy od Gabrielli. Jeśli rozmawiali ze sobą, to o sprawach najbardziej powszednich. Nerwy, zranione uczucia i temu podobne sprawy znajdowały się poza obrębem zainteresowań Andreasa.
O tym można było rozmawiać z Mattiasem, ale jeszcze nie teraz. Teraz chciała być sama.
Dano jej pokój na drugim piętrze, na samym końcu korytarza. Mieszkała tam także babcia i troje obcych dzieci; Eli w pokoju obok Gabrielli. Kaleb natomiast sąsiadował z Mattiasem w części domu należącej do Taralda.
Gabriella kręciła się niespokojnie w łóżku. Ogarniał ją jakiś niepokój, którego nie pojmowała… Nie na tyle jednak głęboki, by nie pozwalał jej spać twardo jak kamień tej pierwszej nocy. Chociaż wieczorem była przekonana, że ktoś tak nieszczęśliwy jak ona, oka nie zmruży.
Następnego dnia nie pytana o zgodę została brutalnie włączona do pracy z dziećmi.
– Ale ja potrzebuję wypoczynku – jęknęła żałośnie.
– Po to, by pielęgnować zranione uczucia? – zapytał Kaleb. – O, nie!
Liv, nie zwracając na nic uwagi, powiedziała pogodnie:
– Weź tę owsiankę, Gabriello. I postaraj się, by Eli trochę zjadła!
– Ale jeśli nie będzie chciała jeść, to ją zostawię – burknęła Gabriella. – Nie zniosę żadnych kaprysów.
– To nie o to chodzi – powiedziała Liv cierpliwie. – Po prostu spróbuj, bądź tak dobra!
Z bolesnym westchnieniem Gabriella poszła do pokoju małej, która leżała jak przedtem i tylko czubek nosa wystawał jej spod kołdry.
– Masz tu zupę mleczną – powiedziała Gabriella z grymasem, który zapewne miał być uśmiechem. – Jedz!
Dziewczynka ani drgnęła. Patrzyła tylko na nią przerażonymi oczyma.
– O, Boże – zniecierpliwiła się Gabriella. – Ja nie mam czasu, by stać tu przez cały dzień. Usiądź!
Eli leciutko poruszyła głową, jakby chciała ją unieść, ale zaraz opadła znowu na poduszkę.
– No, już…! – Gabriella chwyciła dziewczynkę, chcąc ją podnieść, przesunęła ręką po jej ramieniu i zamarła. – Boże drogi! – szepnęła.
Ramię było chudziutkie jak wiórek. Tylko skóra i kości. Łopatki sterczały niczym ptasie skrzydła.
– O, dziecko kochane! – Gabriella położyła dziewczynkę z powrotem. – Tak, zaraz cię nakarmimy, zobaczysz. Tylko leż spokojnie, ja wszystko zrobię.
Otoczona największą troskliwością rodziców Gabriella nigdy w życiu nie miała do czynienia z dziećmi. Teraz jedną ręką wspierała ostrożnie głowę Eli, a łyżką trzymaną w drugiej próbowała wlać w jej usta trochę owsianki. Dziewczynka przełykała posłusznie, ale z wysiłkiem. Widać było, że obecność Gabrielli śmiertelnie ją przeraża.
– Nie mam zamiaru cię uderzyć, jeśli tego się boisz – powiedziała Gabriella krótko. – Ale jak twoja matka mogła dopuścić do takiego stanu?
Eli wpatrywała się w nią cielęcym wzrokiem.
– A może ty w ogóle nie masz matki?
Dziewczynka potwierdziła skinieniem głowy.
Читать дальше