Margit Sandemo - Kwiat Wisielców

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Kwiat Wisielców» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kwiat Wisielców: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kwiat Wisielców»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Troje potomków Ludzi Lodu wyrusza w daleką podróż na północ, do starej Lodowej Doliny. Jedzie tam młody Dan Lind w towarzystwie "dotkniętych" krewnych: Ingrid Lind i Ulvhedina Paladina. Oboje oni obdarzeni są ponad naturalnymi zdolnościami. Wyprawa Dana ma charakter naukowy, dwoje pozostałych natomiast pragnie zdobyć korzeń obdarzonej wielką siłą magicznej rośliny, który – jak sądzą – tam się właśnie znajduje: korzeń alrauny, zwany także kwiatem wisielców, bo krążą legendy, że wyrasta ona pod szubienicami.

Kwiat Wisielców — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kwiat Wisielców», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

ROZDZIAŁ III

Dan zabrał ze sobą jucznego konia, co okazało się niezbędne, wyposażenie naukowe bowiem miał bogate i nieporęczne w transporcie.

Zamierzał jechać na Dovre. Tam powinien napotkać bogatą, a nie zbadaną jeszcze florę. A potem zobaczy, czy i kiedy wyruszy na północ.

Gdyby tak mieć jakieś towarzystwo!

Ale mężczyźni z Ludzi Lodu często bywali samotnikami. W pojedynkę pokonywali konno olbrzymie przestrzenie.

Ach, żeby tak Ingrid mogła z nim jechać! Jak przyjemnie było z nią rozmawiać! Ta dziewczyna myśli jak mężczyzna.

Chyba dobrze się stało, że Ingrid nie poznała tej ostatniej myśli! Kobiety z Ludzi Lodu, jeśli można sobie pozwolić na uogólnienie, zawsze miały głęboką świadomość swojej kobiecej wartości. Wysoko ją sobie ceniły i stawały dęba niczym uparte konie, kiedy ktoś to lekceważył.

Dan jednak nie zastanawiał się specjalnie nad swoimi myślami, po prostu taki stereotypowy pogląd, nic więcej.

Bo naprawdę żywił największy szacunek dla intelektualnych możliwości ślicznej i trochę nieokiełznanej Ingrid.

Juczny koń wlókł się melancholijnie za wierzchowcem Dana. Deszcz wisiał w powietrzu.

Dan odjechał już spory kawałek od Grastensholm i znalazł się na głównej drodze wiodącej na północ. Ponieważ podróżował sam, z wielkim bagażem, stanowił ogromną pokusę dla rozbójników i wszelakiego rodzaju włóczęgów, toteż był dobrze uzbrojony, z dużym pistoletem pod ręką, zawsze naładowanym, gotowym do użycia.

Kiedy na tle zachmurzonego nieba po drugiej stronie doliny zobaczył sylwetkę jakiegoś jeźdźca, mimo woli powściągnął konie, by zwolniły kroku. W postaci tamtego czaiła się jakaś groźba, być może dlatego, że ustawił swojego wierzchowca w poprzek drogi, jakby czekając na Dana.

A może co innego przepełniało Dana lękiem?

Tylko co by to mogło być? Dan nie należał do tych Ludzi Lodu, którzy posiadali zdolność jasnowidzenia. Mimo to serce zaczęło mu tak mocno bić w przeczuciu nieszczęścia czy innych gwałtownych przeżyć, że o mało go nie zadławiło.

Nawet nie zauważył, że ręka sama sięgnęła po pistolet.

Potem zdecydowanie ruszył naprzód. Nie było innej drogi, obcy jeździec wybrał dobry punkt.

Ale dlaczego stał tak, wyraźnie widoczny ze wszystkich stron? Czy nie lepiej było czekać w ukryciu?

Był najwyraźniej niewielkiego wzrostu, ten rozbójnik czy kto tam. Z drobnej jego postaci jednak emanowały upór i zdecydowanie.

Widok właściwie straszny nie był, mimo to niepokoił Dana w najwyższym stopniu.

Kiedy dotarł do dna doliny, dokonał zdumiewającego odkrycia. Jeźdźcem była kobieta.

Kobieta, która czuła się samotna i przestraszona i chciała mieć towarzystwa w drodze przez las?

Dan znowu powściągnął konie; doznał niemal szoku.

Na zboczu wzgórza stała Ingrid!

Wbił ostrogi w koński brzuch, by opanować gniew.

Naprawdę? Gniew? W głębi duszy nie mógł zaprzeczyć, że jest także zadowolony. Zadowolony i przejęty, lecz zarazem zmartwiony. Co powinien teraz uczynić?

Pierwsze słowa pojawiły się same.

– Na Boga, co ty tu robisz? Czyś ty rozum postradała?

Ingrid jaśniała niczym słońce. Bez cienia wyrzutów sumienia oświadczyła bezczelnie:

– Zamierzam jechać z tobą i pomagać przy zbieraniu tych twoich kwiatów i liści.

– Nie wolno ci tego robić! Co by powiedzieli twoi rodzice? Natychmiast wracaj do domu!

– Za daleko – westchnęła z udanym żalem. – Nie zdążę do domu przed nocą.

Miała rację. Dan patrzył na nią zbity z tropu, nie wiedząc co począć, zafascynowany wspaniałą barwą jej bezwstydnych oczu. Musiała z niej być niepospolita uwodzicielka, zwłaszcza wobec kogoś, kto się nią interesował, a nie był jej krewnym.

– Wobec tego odprowadzę cię do domu – syknął.

– Spróbuj mnie do tego zmusić, jeżeli potrafisz!

Wbiła pięty w końskie boki i jak wicher ruszyła przed siebie, na północ. Dan nie mógł zrobić nic innego, jak próbować ją dogonić, ale czyż mógł tego dokonać, prowadząc za sobą ciężko objuczonego konia?

– Stój! Wygrałaś! – zawołał w końcu, gdy stwierdził, że w ten sposób nigdy się do niej nie zbliży.

Łagodna i przymilna siedziała na grzbiecie swojego wierzchowca i czekała na kuzyna. Jej rude włosy lśniły w przedwieczornym słońcu, a żółte oczy przypominały wypolerowaną miedź, usta miała wilgotne, czerwone w lekkim uśmiechu pokazywała pyszne białe zęby.

Ładniejszym już chyba nie można być, pomyślał Dan.

Tego dnia co innego jednak zwracało uwagę w zachowaniu Ingrid. Bezgraniczna, dumna pewność siebie. Nie mógł się opędzić od myśli, że tak musi wyglądać kobieta, która właśnie zdobyła ukochanego mężczyznę.

Tylko że takie przypuszczenie nie bardzo pasowało do Ingrid. Ona chyba nie musiała walczyć o mężczyzn. Wystarczy, że na nich spojrzy, a padają jak muchy, myślał.

– Wyglądasz na bardzo z siebie zadowoloną – mruknął ponuro.

– Bo jestem zadowolona – odparła z bezwstydnym uśmiechem. – Teraz jestem silna. Niepokonana! Nieśmiertelna!

Zaraz jednak triumf zgasł na jej twarzy, ustępując miejsca bezradności.

– Prawie – dodała cicho.

– A czego ci brakuje? – zapytał z ledwo wyczuwalną ironią.

Jasny blask w oczach Ingrid zgasł.

– Nie wiem – odparła, ale myślami była jakby gdzie indziej. Zaraz jednak otrząsnęła się: – Jadę z tobą.

– Nie wolno ci!

– Jestem ci potrzebna. Jedźmy, szkoda czasu!

Dan ze swoimi końmi zastawił jej drogę.

– Co ty tam schowałaś w sakwie przy siodle? Gładzisz to bez przerwy, jakbyś tam miała jakiś skarb.

– Bo to jest skarb!

– To znaczy co?

– Ciebie to nie dotyczy. Zejdź mi z drogi, bo jak nie, to cię przemienię w chorego z miłości samca ropuchy, który zakochał się w krowie, ale do niej nie dorasta.

Z trudem powstrzymał uśmiech.

– Nie potrafisz tego zrobić.

Ingrid zmrużyła oczy:

– A chcesz zobaczyć?

– Nie wygłupiaj się, moja mała. Marsz do domu, do mamy!

Dyskusja trwała jeszcze przez chwilę, coraz ostrzejsza i coraz bardziej zajadła.

Wreszcie uznali, że trzeba jechać.

Na północ…

– Zamierzasz się ożenić, jak słyszałam? – zapytała po pewnym czasie Ingrid słodkim głosikiem, jakim zazwyczaj mówi kobieta, która dopiero co odniosła zwycięstwo.

Głos Dana brzmiał bardziej ponuro.

– Tak. Po powrocie z wyprawy.

– Czy twoja narzeczona jest ładna?

– Nie wiem – odparł Dan i pomyślał o Madeleine jak o anemicznym chudzielcu. A przecież dawniej uważał, że jest i ładna, i wartościowa. – Owszem, wystarczająco.

– Ale zakochany nie jesteś?

– Nie, zakochany… – wykrzywił usta. – A co to takiego? Zabawa dla młodych chłopców, którzy chcą się ośmieszyć.

Ingrid chichotała zadowolona.

– Ja też tak myślę. Boże, jacy wy jesteście śmieszni, kiedy obskakujecie jakąś pannę i stroszycie pióra niczym pawie.

– O, ty znasz chyba wielu, którzy stroszą przed tobą pióra.

– Trochę znam.

– Ty też masz wychodzić za mąż, słyszałem.

Wzruszyła ramionami.

– Wyjdę, kiedy sama zechcę.

– Naprawdę? A jak on się nazywa?

– Thor Egil Frederik Seved Francke.

– Rany boskie! A kto to taki? Gospodarz?

– Nie. Oficer i młodszy brat właściciela ziemskiego, więc chce mnie poślubić ze względu na Grastensholm.

– Nie sądzę. W każdym razie nie tylko dlatego.

– No, tym razem byłeś miły! – powiedziała Ingrid, pochylając się kokieteryjnie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kwiat Wisielców»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kwiat Wisielców» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Wiosenna Ofiara
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Kwiat Wisielców»

Обсуждение, отзывы о книге «Kwiat Wisielców» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x