Tymczasem wiedzieli jedynie, że matka Vendela, Christiana, mieszka samotnie w Skanii, rozpaczając nad nieznanym losem jedynaka. Babcia Lena dzieliła jej żałobę.
Wśród zebranych w Elistrand zniknięcie Vendela najboleśniej przeżył Tristan. Christiana była jego siostrzenicą, a Lena siostrą.
Rozmowa skupiała się teraz na codziennych sprawach, lecz dwoje z obecnych nie brało w niej udziału. Zaczęli już snuć plany…
Ku wielkiej radości Ingrid młody Dan spędził w Grastensholm kilka dni. Przez cały czas dotrzymywała mu towarzystwa, chłonęła jego wiedzę i umiejętności jak wyschnięta roślina wodę. Nikt by nie zliczył, ile razy prosiła ojca o pozwolenie uczestniczenia w górskiej wyprawie Dana, za każdym razem jednak słyszała zdecydowane „nie”.
Ostatniego wieczora siedziała milcząca. Otoczenie przyjmowało to jako swego rodzaju demonstrację cierpienia biednej duszy, która w ten sposób apelowała do ich sumień.
Rodzice pozostali nieubłagani. Podróż Dana była zbyt niebezpieczna, by mogła mu towarzyszyć młoda dziewczyna, na dodatek osoba tak nieopanowana i lekkomyślna jak ona. On sam obiecał, oczywiście, że nie będzie podejmował prób odszukania grobu Tengela Złego, lecz całkiem nie zrezygnował z podróży w tamtą stronę – jeśli znajdzie dostatecznie interesujące rośliny, usprawiedliwiał się sam przed sobą, to czemu nie?
Ingrid nie mogła zasnąć tego wieczora.
Przez cały rok prowadziła życie statecznej panienki, ponieważ ojciec powiedział jej, że musi stać się godna posiadania skarbu. Był to długi i trudny rok. Nie wolno jej było życzyć nagłej choroby wstrętnej babie z sąsiedniej wsi, nie wolno drażnić chłopców stajennych, którzy na jej widok aż się ślinili z podniecenia, nie mogła wyczarować dobrych żniw dla Grastensholm ani więcej zdrowia i siły dla sympatycznej Branji z Elistrand. W ogóle nie mogła ćwiczyć i doskonalić swoich magicznych zdolności!
Skarb Ludzi Lodu…
Słyszała historię Kolgrima, który za pomocą czarów odnalazł skarb ukryty pod portretem Sol. To oczywiste, że ojciec nie umieścił na powrót właśnie tam czarodziejskich przyborów i środków leczniczych, mówiono jednak, że Kolgrirnowi pomogła je znaleźć jego dawno zmarła babka, właśnie Sol.
Ingrid była z nią spokrewniona tak daleko, że naprawdę nie mogła na nic takiego liczyć. Szeptano jednak, że Sol w dalszym ciągu gotowa jest przyłożyć ręki do różnych spraw, kiedy jest potrzebna. A Ingrid miała być jakoby bardzo do tamtej podobna. Czy nie można założyć, że Sol i tym razem by pomogła?
Ingrid wstała z łóżka i podeszła do okna. Przesłonięty mgłą sierp księżyca co prawda nie rozpraszał mroku, lecz teraz, latem, noce nie były zbyt ciemne i mimo wszystko widać było uśpioną osadę. To znaczy całej wsi nie widziała, dostrzegała za to wyraźnie sąsiedztwo dworu w Grastensholm: las, łąki, pola na tle wzgórz.
Czyż nie mówiono, że Sol wiele czasu spędzała w tamtym lesie? Że miała w nim swoje tajemne kryjówki? Ktoś kiedyś wyczuwał tam jej obecność… Cecylia, zdaje się.
Ingrid wiedziała, że Sol nadal jest obecna wśród Ludzi Lodu. Villemo, babka Dana, odczuwała wyraźnie jej bliskość, a nawet ją widziała. Wiele razy.
– Sol – wyszeptała Ingrid w kierunku lasu. – Sol, moja dusza jest taka jak twoja. Rozedrgana, niespokojna. Pałająca wieczną tęsknotą za wiedzą o tym, co ukryte przed ludzkim wzrokiem. Chcę nauczyć się więcej, Sol, chcę wiedzieć!
Las stał ciemny i milczący. Migotliwe, błękitne światło otulało ziemię, żyzne pola i pokryte nocną rosą łąki. Wąski sierp księżyca obwiedziony był ogromnym, jaśniejącym kręgiem. To zapowiadało zmianę pogody, lecz Ingrid zapomniała jaką. Pogorszenie chyba…
– Sol – powtarzała wciąż szeptem. – Dan zamierzał pojechać do Lodowej Doliny, lecz nie dostał pozwolenia. Oni są tacy głupi, wszyscy, nie rozumieją nic a nic! Jest coś w tej dolinie, co mami i przyzywa, ale co to jest, Sol? Czy ty to wiesz? Ja nie wierzę, że to kociołek Tengela Złego. Czy my tak naprawdę chcemy go odnaleźć? Ty i ja, i wszyscy do nas podobni?
Świat jakby wstrzymał oddech w tę cichą letnią noc.
– To oczywiste, że powinni nam pozwolić pojechać do Lodowej Doliny teraz, kiedy Dan i tak wybiera się na północ! Gdybym tylko mogła mu towarzyszyć! I zabrać tam ze sobą czarodziejski skarb!
Sierp księżyca stał się prawie niewidoczny, przesłoniła go gęsta chmura.
– Noszę w sobie tyle uczuć, Sol, które nie mają prawa wydostać się na zewnątrz. Ja wiem o tym, umiem przecież trochę czarować, w drobnych sprawach. Tak jak wtedy, kiedy miałam układać siano nad stajnią, a tak okropnie mi się nie chciało. Nikt nie widział, co wtedy robiłam. A ty widziałaś? Poruszałam tylko ramionami i wymawiałam słowa, które nie wiem skąd mi się brały, a całe siano, jakby unoszone wichrem, wpływało na strych. To było rozkoszne uczucie, Sol! Byłam taka przejęta przez cały dzień, że nie mogłam usiedzieć na miejscu.
Ingrid stała i z rozmarzeniem wpatrywała się w noc. Wspomnienia pojawiały się i znikały.
Nagle drgnęła. Porusza się tam jakiś cień, czy jej się tylko zdawało?
Daleko, na skraju lasu… Z lasu przez łąki zbliżało się coś albo ktoś…
Jakieś duże zwierzę?
Za duże jak na łosia, nie, to nie jest zwierzę. Bardzo przypomina ludzką postać to coś rozpływającego się, co tak szybko sunie po mokrej od rosy trawie. Zbliża się, idzie prosto do dworu w Grastensholm.
W innym pokoju we dworze Dan Lind z Ludzi Lodu szykował się do podróży.
Sprawdził swoje wyposażenie, przejrzał, czy wszystko jest na miejscu, i jeszcze raz przeczytał długą listę zadań, jakie miał wykonać.
Dan, jedyny wnuk Villemo i Dominika, był człowiekiem systematycznym, czego nauczył się u Olofa Rudbecka młodszego. Jako dziecko Dan, ku zgryzocie swoich rodziców, Tengela Młodszego i Sigrid, był rozpieszczany przez dziadków. Villemo traciła wszelki rozsądek, gdy chodziło o jej ukochanego wnuczka. „Chodź do mnie, Dan – mawiała – bo twoi rodzice są głupi. Zaraz wszystko urządzimy jak trzeba, ty i ja”.
Z czasem Dan się od tego uwolnił. Doszła do głosu jego właściwa, cechująca się powagą i poczuciem obowiązku osobowość. Stało się to widoczne, zwłaszcza kiedy podjął studia. Wtedy zaczęło się nowe życie, jak sam mówił.
Teraz w tym starym domu w Grastensholm podszedł do lustra. Mieszkał w pokoju Liv, ale nie zdawał sobie z tego sprawy, Liv bowiem zmarła pięćdziesiąt lat temu. W pokoju panował półmrok, a lustro było zamglone i zmatowiałe ze starości, ale przy odrobinie wysiłku mógł rozróżnić swoje rysy,
Dostrzegał, oczywiście, ciemne barwy, Zdecydowaną linię brwi, które odziedziczył po dziadku Dominiku. W tym mroku nie można było natomiast dostrzec blizny w kąciku ust, która nadawała jego twarzy ironiczny wyraz. Wiedział, że ten wyraz drażni wielu ludzi, którzy nazywają go arogantem, ponieważ nie wiedzą, skąd się to bierze.
A to nieprawda. Arogantem nie był w żadnym razie. Czyż nie widzieli niepewności w jego wzroku? Potrzeby życzliwości ze strony innych ludzi? Dan miał wielu przyjaciół, należał jednak do tych utopistów, którzy pragną przyjaznych związków z każdą żywą duszą na ziemi. Każdy niechętny gest czynił go nieszczęśliwym na wiele dni.
Właściwie wyglądam nieźle, stwierdził uśmiechając się do siebie w bladym świetle brzasku, które wygładzało wszelkie kanty. Jestem też miły i łagodny, no, może nie zawsze – to musiał przyznać. Ingrid na przykład była w stanie wprawić go w okropną irytację swoimi irracjonalnymi pomysłami. Zdumiewające, że mając tyle rozumu, można się tak wygłupiać, jak ona to często robi, drażnić go a to jakimś przesyłanym w powietrzu pocałunkiem, a to uwodzicielskim spojrzeniem. Co to za zachowanie? Jeśli się rozmawia o sprawach naukowych, to się rozmawia, a nie zajmuje głupstwami. Nie chciał nawet słyszeć o żadnych afektach!
Читать дальше