Odwrócił głowę, bo Alv wybiegł na dziedziniec.
– Ulvhedinie! Skarb zniknął!
Olbrzymem owładnęły rozczarowanie i gniew.
– To nie może być prawda!
– Wygląda, że stało się to całkiem niedawno, byłem tu przedwczoraj po maść dla konia, i…
Twarz Alva zrobiła się biała.
– Boże! Dobry Boże!
Ulvhedin domyślił się, o co chodzi: Ingrid. Czy ona naprawdę jeszcze śpi?
Chyba nigdy przedtem dwóch mężczyzn nie pokonało tak szybko drogi z Lipowej Alei do Grastensholm.
Ich obawy się potwierdziły: łóżko było puste. Zniknęły różne podręczne przybory Ingrid, a także ciepłe rzeczy podróżne i buty. Dziewczęta w kuchni skarżyły się, że w nocy ktoś ukradł sporo jedzenia. Brakowało też jednego konia.
Ulvhedin, Alv i Berit stali przez chwilę zbici z tropu, nie wiedząc, co począć.
– Natychmiast ruszam za nią – powiedział w końcu Ulvhedin z twarzą tak ściągniętą, że pojawiły się na niej białe plamy.
– Nie! – krzyknął Alv. – Ja sam pojadę.
– Ty nie możesz jechać – wtrąciła się Berit. – Przecież wiesz, że dzisiaj przyjedzie asesor, żeby ci pomóc z tymi papierami. Nie możesz go obrażać.
– Ale Ulvhedin nie może jechać za Ingrid, to chyba rozumiesz?
– O co ty mnie podejrzewasz? – spytał Ulvhedin dziwnie urywając słowa. – Gwarantuję moim życiem, że Ingrid wróci do domu, nie martw się o nią!
Alv patrzył na niego i przypomniał sobie ten moment na dziedzińcu w Lipowej Alei, gdy twarz Ulvhedina się wykrzywiła, a on ze strasznym grymasem wysyczał coś, co Alv zrozumiał jako: „on jest mój!” Nie, nie o Ingrid się martwił. Ale jeśli dwie silne wole toczą walkę o tę samą rzecz, to nikt nie wie, co się może stać. Obciążeni dziedzictwem potomkowie Ludzi Lodu nie panowali nad sobą, kiedy znaleźli się w pobliżu skarbu.
– Pozwól Ulvhedinowi jechać – powiedziała Berit, która nie do końca rozumiała sytuację. – Ona wyruszyła za Danem, prawda?
– Ukryła się gdzieś po drodze i czeka na niego – rzekł Alv. – Wiedziała przecież, którędy pojedzie. Och, że też ten Dan wspomniał o Dolinie Ludzi Lodu!
Ulvhedin nie odpowiedział.
W końcu Alv głęboko odetchnął i rzekł:
– Dobrze, jedź za nimi, skoro tak. Jedź w imię Boże! I natychmiast wracaj z dziewczyną do domu.
Olbrzym milczał. Alv zrozumiał, o co chodzi.
– Chciałeś wyruszyć na północ wraz z Danem, wiem, że myślałeś o tym. Ale Ingrid nie wolno, pod żadnym pozorem, wziąć udziału w tej wyprawie.
– Spróbuję ją przekonać, żeby wróciła do domu. Ale nie sądzę, bym tego dokonał nie zadając jej bólu. Wiesz, ona ma teraz skarb, a jest tak samo obciążona jak ja. Chciałbym ją zmusić do powrotu, ale w tej sytuacji będzie to bardzo trudne. Wiem o tym z własnego doświadczenia.
Alv jęknął, niezdecydowany.
– Żebym chociaż wiedział, jakim sposobem dostała się do skarbu! To niepojęte, bo nawet gdybym wszystkim ludziom we dworze polecił go szukać, to nikt by go nie znalazł.
Nawet gdyby przechodzili koło niego dziesiątki razy!
Słowa Ulvhedina płynęły wolno, jakby wbrew jego woli, bo przecież słuchała Berit, matka Ingrid.
– Zapominasz, że już kiedyś ktoś inny znalazł skarb, choć był on równie dobrze ukryty jak teraz. A Kolgrim otrzymał pomoc.
– Czy Sol miałaby…?
– Jeśli się czegoś naprawdę pragnie, to się otrzyma pomoc, możesz być pewien.
Berit chwyciła męża za rękę. Zawsze, w każdej sprawie, stała nieugięcie po stronie swojej małej rodziny. W oczach miała łzy. Ta prosta chłopska córka tragedię z Ingrid odbierała na swój własny sposób. Należało jej jednak wybaczyć, bo nie miała podstaw, tak jak obaj mężczyźni, domyślać się udziału Sol w ostatnich wydarzeniach albo rozumieć, jaką przyciągającą moc ma skarb wobec dotkniętych dziedzictwem.
– Jedź, Ulvhedinie – powiedziała, ocierając łzy. – Jedź i odszukaj naszą małą dziewczynkę! Zrób, co będziesz musiał, i poświęć na to tyle czasu, ile będzie trzeba, ale przywieź ją zdrową do domu!
– Obiecuję ci to – oświadczył Ulvhedin z głęboką powagą w głosie. – Żeby nie wiem co się stało, żebyśmy szli nie wiem dokąd, zawsze moją pierwszą i ostatnią myślą będzie jej bezpieczeństwo. Ani jeden włos nie może spaść jej z głowy.
Alv zapytał zgnębiony:
– Czy musicie jechać na północ?
– Ja, oczywiście, zrobię co będę mógł, żeby odesłać Ingrid do domu. Wątpię jednak, czy rozmowa z nią będzie teraz możliwa.
– Może Jon mógłby z tobą pojechać i potem wrócić z Ingrid do domu, a ty pojechałbyś dalej sam?
– Mój syn? – krzyknął Ulvhedin gwałtownie. – Zabraniam ci mieszać go do tego!
– Ingrid jest moją córką – rzekł Alv cicho.
– Wiem – powiedział Ulvhedin pojednawczo i położył mu na ramionach ciężkie niczym kilofy ręce. – Zaufajcie mi. Oboje. Dan wzniecił niebezpieczny płomień w moich zmysłach. Dla mnie teraz istnieje tylko jedna droga, a Ingrid żywi prawdopodobnie takie samo pragnienie jak ja: zobaczyć Dolinę Ludzi Lodu! Nic więcej, tylko zobaczyć. I jeśli odczuwa ona tę samą palącą tęsknotę, to nic nie zdoła zawrócić jej z drogi.
Alv i Berit podejrzewali w głębi duszy, że nie chodzi tylko o to, by zobaczyć dolinę. Jedyne, co teraz mogli zrobić, to zaufać Ulvhedinowi, tę prawdę czytali w twarzy olbrzyma.
Była to zresztą dla rodziców Ingrid wielka pociecha.
Długo patrzyli w ślad za Ulvhedinem, gdy oddalał się od nich szybkim, zdecydowanym krokiem.
– Pojadę za nim – oświadczył Alv zgnębiony. – Asesor może sobie mówić, co chce.
– Och, Alv, wiesz dobrze, że tu chodzi o coś znacznie ważniejszego niż tylko obraza wysoko postawionego pana. Tak się przecież staramy, żeby dystrykt ani korona nie przejęły Grastensholm. Bo jeśli Grastensholm wymknie się nam z rąk, to Lipowa Aleja i Elistrand pójdą za nim. Nic mamy już żadnego Alexandra Paladina, który mieszka w Danii i rozwiązuje wszystkie nasze finansowe kłopoty.
– Nie możemy oddać Elistrand – mruknął Alv.
– Grastensholm jest nasze i jeżeli je stracimy, to Ludzie Lodu stracą część duszy rodu. W Elistrand mieszka Ulvhedin ze swoją rodziną i Tristan ze swoją. Nie możemy pozwolić, by i oni zostali bez dachu nad głową.
– A gdybyśmy napisali do Villemo i Dominika i poprosili ich o pomoc?
Im także jest trudno w tych ciężkich czasach. Ich syn, Tengel, pracuje jak wół, żeby utrzymać dom. Zaczęli już nawet wyprzedawać kosztowności, Dan mi o tym opowiadał. Nie, masz rację, nie mogę po prostu pojechać i zlekceważyć asesora, zanim nie będę pewien, że zdołamy utrzymać Grastensholm. Teraz tylko jego pomoc może nas uratować. – Alv przetarł oczy i westchnął zrezygnowany. – Poczekam więc, aż przyjedzie, co mi pewnie zajmie kilka dni. Potem jednak ruszę za nimi. Wiem przecież, dokąd zmierzają.
– Tak – potwierdziła Berit. – Wtedy pojedziesz, Alv.
– Wiem, że Dan przepisał sobie z książki Mikaela opowiadanie Kaleba o drodze do Doliny Ludzi Lodu. Kaleb tam kiedyś był, wiesz o tym.
– Tak. Posłuchaj, czarny dzięcioł krzyczy, wróży deszcz.
Przysłuchiwali się głośnym, żałosnym nawoływaniom.
– Albo nieszczęście – mruknął Alv.
– Deszcz! – ucięła Betit zdecydowanie.
Ulvhedin odnalazł swego konia i jak wicher pomknął do Elistrand. Kopyta dudniły o ziemię.
– Boże, pomóż naszej małej dziewczynce – szepnął Alv. – Boże, pomóż im wszystkim trojgu! Ulvhedinowi także!
– Zwłaszcza jemu – rzekła Berit cicho.
Читать дальше