Heike uśmiechnął się ciepło.
– Ingrid wie – powiedział. – I bardzo się cieszy, możesz mi wierzyć. Ingrid jest jedną z tych, którzy są tu z nami i pomagają nam.
– Oj! – zawołała Vinga, otwierając oczy ze zdumienia. – Ciocia Ingrid jest tutaj? Hej, ciociu Ingrid! – wykrzyknęła, a Heike roześmiał się. – I kto jeszcze oprócz niej?
Heike wyjaśniał, ruszając znowu w drogę:
– Jest, oczywiście, twój przodek Ulvhedin!
– Naprawdę? Mój stary dziadek? Ja go nie pamiętam i bardzo nad tym boleję. Umarł wiele lat temu. Czy jest jeszcze ktoś?
– Tak, jeszcze kilkoro. Ale ty ich nie znasz.
– A może znam? Powiedz.
– Jest ktoś imieniem Trond.
– O, ja wiem, kto to. Był całkiem normalnym młodym chłopcem, a potem nagle wszystko poszło źle, oczy zrobiły mu się żółte i chciał zabić swego brata Tarjeia. To było dawno temu, w czasie wojny trzydziestoletniej.
– Tak – potwierdził Heike cicho. – Z nim było dokładnie tak jak z Solvem. On też był normalny i nagle przekleństwo się w nim ocknęło.
– W Solvem? Twoim ojcu, ale…
– Opowiem ci o tym kiedy indziej, Vingo. To sprawia mi ból, rozumiesz chyba.
– Tak, oczywiście. Ale mówiłeś, że jest ich tu kilkoro. Kto jeszcze nam pomaga?
– Pewna kobieta, która żyła w bardzo dawnych czasach, na długo przed Tengelem Dobrym, jest to dosyć dziwna istota. Pojawia się często, kiedy któryś z potomków rodu potrzebuje pomocy.
– A jak ma na imię?
– Dida. Ja myślę, że ona żyła już w czasach Tengela Złego. W każdym razie bardzo dużo o nim wie. Bardzo bym chciał poznać kiedyś historię jej życia.
– To ty z nimi rozmawiasz?
– O, tak! Bo dla mnie oni są jak żywi. Wielu z nich spotykałem już dawniej. Sol, na przykład, i to wielokrotnie, Tengela Dobrego i kogoś, kto ma na imię Mar…
– Tak, ja wiem. Mieszkał daleko stąd, na Wschodzie.
– Otóż to. I spotykałem też, ale tylko ja, człowieka z pradawnych czasów. Nazywano go Wędrowcem w Mroku, wielokrotnie ratował mi życie. Ale on przebywa gdzie indziej, nie pojawia się w Skandynawii.
– Masz chyba wiele do opowiadania – rzekła Vinga wolno.
Heike nie mógł się powstrzymać i spróbował zaimponować jej jeszcze bardziej – teraz, kiedy spotkał istotę, która go rozumie.
– O, mam parę tajemnic! A największą z nich noszę zawsze przy sobie.
Przystanęli znowu. Teraz znajdowali się już w lesie, otaczającym zagrodę komornika.
– Masz przy sobie? – spytała Vinga zaciekawiona. – Czy mogłabym zobaczyć?
– Naturalnie! To jest alrauna, jeśli wiesz, o czym mówię – powiedział, rozwiązując koszulę na piersi. – Zapewne słyszałaś o niej.
– O, tak! – szepnęła Vinga drżącym głosem. – Masz ją przy sobie? Wszyscy myśleli, że ona zaginęła, przepadła na zawsze.
W rozświcie wiosennego poranka Vinga wpatrywała się z przejęciem w ów talizman, o którym tyle słyszała od najwcześniejszego dzieciństwa i o którym myślała, że jest tylko legendą. A jaki wielki… i taki… żywy! No, nie dosłownie żywy, rzecz jasna, ale patrząc na niego można było sobie niemal wyobrazić, że w każdej chwili mógłby się poruszyć.
Vinga wyciągnęła rękę i z wahaniem dotknęła amuletu. Heike zauważył, że alrauna przyjęła to dobrze więc nie protestował. Dziewczyna ujęła ją w dłonie i ostrożnie głaskała wskazującym palcem. Nie odzywała się.
Nagle uświadomiła sobie, że palcami dotknęła piersi Heikego, poczuła ciepło jego skóry i delikatne łaskotanie włosów. Gwałtownie cofnęła rękę.
Heike spojrzał na nią pytająco, ale ona nie umiałaby mu odpowiedzieć. Nie byłaby w stanie powiedzieć mu o tym tajemniczym dreszczu, jaki przeniknął jej ciało, kiedy go dotknęła. Jeszcze nie wiedziała, co to znaczy, a mimo to przeczuwała, że są to sprawy, o których się nie mówi.
Ale ów dreszcz wydał jej się i rozkoszny, i straszny zarazem!
Musi o tym zapomnieć, i to natychmiast!
Heike zawiązał koszulę pod szyją i poszli w stronę domu. Po wschodniej stronie nieba zapalały się już poranne zorze, wkrótce wzejdzie słońce. A wtedy nie powinno ich tutaj być.
– Jesteśmy niczym trolle – roześmiała się głośno.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
Wytłumaczyła mu, co ma na myśli.
– Tak, rzeczywiście, masz rację – roześmiał się i on.
Vinga spojrzała na niego spod oka. Przyszła jej do głowy szalona myśl: A gdyby tak on naprawdę był górskim trollem? Istotą, która musi kryć się przed słońcem, spieszyć przed świtaniem do wnętrza góry?
I zaraz potem pojawiły się pomysły jeszcze bardziej szalone: W takim razie ona poszłaby za nim do podziemi! Bez wahania!
Powróciła myślami do baśni z dzieciństwa. Zawsze zastanawiało ją to, że uprowadzone do wnętrza gór dziewczyny miały potem bardzo dużo dzieci. Skąd one je brały?
Teraz była już niemal dorosła. I jakoś nie miała pewności, czy naprawdę tak bardzo jeszcze ją te misteria interesują.
Heike pomógł jej wybrać rzeczy, które powinna ze sobą zabrać, i szybko je zapakowali. Wózek, z którym tu przyszła, nadawał się jeszcze do użytku, a poza tym koza musiała się zgodzić na dźwiganie juków, ale, oczywiście, nie było to nic ciężkiego.
Wkrótce byli gotowi.
Vinga po raz ostatni rozejrzała się po izbie.
– Nie mogłabym powiedzieć, że będę tęsknić do tego domu – mruknęła.
– Trudno pojąć, jak mogłaś tu żyć całkiem sama – powiedział Heike. – A jeszcze na dodatek uczynić tę ruinę miejscem nadającym się do zamieszkania. Lepiej nie dotykać tych palików, którymi podparłaś sufit. W każdej chwili wszystko może nam runąć na głowy. Chodź, musimy iść! Nie mamy czasu do stracenia, zaraz pojawią się tu ludzie!
W chwilę potem byli w drodze na drugi kraniec parafii Grastensholm. Nie schodzili w dół, trzymali się łańcucha wzgórz, bo stąd nikt nie mógł ich zobaczyć.
– Co zamierzasz zrobić, żeby odzyskać Grastensholm?
– Tak, masz rację, że mówisz tylko o Grastensholm – odparł Heike. – Najpierw musimy skoncentrować się na tym. Nie dlatego, że to mój majątek, takim egoistą nie jestem, lecz dlatego, że oni mają najmniej praw właśnie do Grastensholm. No więc myślałem, żeby poszukać jakiegoś godnego zaufania urzędnika, jeśli tacy w ogóle istnieją.
– Asesora?
– Tak by było najlepiej. Z pewnością wiesz, że jeden z naszych przodków był asesorem? Dag Meiden. Ale to było niewiarygodnie dawno temu, więc nie możemy powoływać się na pokrewieństwo z nim, nikt by się dzisiaj i tak tym nie przejmował. Chociaż ci, którzy teraz rządzą, z pewnością nie raz o nim słyszeli. Ale najbardziej denerwujące jest to, że ów pan Snivel sam jest wysokim urzędnikiem. Eirik powiada, że on ma duże wpływy, tak że nie będzie z nim łatwo.
– Nie brzmi to zbyt dobrze – przyznała Vinga.
– No, ale nie traćmy nadziei. Nie możemy rezygnować, zanim jeszcze zaczęliśmy działać!
Vinga z radością przyjęła to jego „my”. To znaczy, że ona też się liczy!
Było to niezwykle przyjemne uczucie dla kogoś, kto od tak dawna żył poza obrębem społeczeństwa.
Droga wiodła skrajem lasu. W którymś momencie pojawiły się na niej jakieś dwie kobiety.
Kiedy Vinga je spostrzegła, uskoczyła w bok i instynktownie skuliła się wśród zarośli.
Heike podniósł ją.
– One przecież nie mogą nas tu zobaczyć – roześmiał się. – Poza tym powinnaś zapomnieć, że musiałaś się ukrywać jak zwierzę. Teraz znowu możesz być człowiekiem.
Читать дальше