Bolało go całe ciało. Leżał mocno związany w bardzo niewygodnej pozycji na czymś nierównym, jak gdyby ciśnięto go w kąt z rupieciami. Wyczuł ręką, że kordzik, jego ukochany kordzik, z którego posiadania kiedyś, jeszcze w świecie ludzi, był taki dumny, ten kordzik zniknął.
Ktoś inny bezprawnie przejął jego kord. Gorzko by nad tym zapłakał, gdyby dostawało mu sił.
Co się teraz stanie? Czy powinien się cieszyć, że zachował życie?
I tak pewnie nie potrwa długo. Z pewnością oprawcy toczą teraz spory, w jaki sposób zgładzić więźnia.
Erland otworzył oczy. W pomieszczeniu panowała niemal gęsta ciemność. Na palenisku na ziemi żarzyły się resztki węgli, ot i całe światło.
Po palenisku sądząc, było to domostwo. Wytężał wzrok, by dostrzec cokolwiek.
Jedyne małe okienko zdradzało, że zapadł już zmrok. Światło księżyca wpadało do wewnątrz wąziutkimi smużkami i Erland bardziej domyślił się niż zobaczył, że okno zostało zabite gęsto umieszczonymi palikami.
Więzienie? I ono było im potrzebne? Przecież nie przygotowano go specjalnie dla niego, ale wobec tego dla kogo? Może dla buntowników wywodzących się spośród nich samych? Nie wiedział, czy stwory podejmują wyprawy do świata ludzi i porywają jeńców. Chyba że… Tak, może tak!
Nagle usłyszał, że nie jest sam w pomieszczeniu. Czy to jeden z nich? Wyobraził sobie pokrytą szczeciną istotę z ogonem, nie miał przecież pojęcia, jak wyglądają demony z Diabelskiego Jaru. Tego nie wiedział chyba nikt.
Jęknął, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Jeśli zakneblują mu usta, okaże się, że postąpił niemądrze, ale nie mógł leżeć tak przez całą wieczność. Spróbował się poruszyć i przeszył go straszliwy ból. W głowie, plecach i w boku. Czyżby złamał żebro? Zapiekły go nadgarstki i kostki które skrępowano mu z brutalną siłą.
Nie tak wyobrażał sobie swój bohaterski czyn, zupełnie nie tak! Jaką chwałę mogło mu przynieść to, co się stało?
Z legowiska, którego przedtem nie zauważył, ktoś się podniósł i kucnął przy nim. Długie falujące włosy oraz delikatne dłonie wskazywały na kobietę. Istota nie wydawała się wrogo nastawiona.
– Czy ty…jesteś jedną z nich? – szeptem zapytał Erland. – Czy zwykłą śmiertelnicą?
– Kiedyś, kiedyś dawno temu, byłam człowiekiem – odparła głucho. – Teraz jestem wstydem ludzkiego rodzaju.
– Czy może masz na imię Siri? Z Młyńskiego Potoku?
– Kiedyś nią byłam. Ale kim jesteś ty, co znasz moje imię?
– Nie pamiętasz chłopca, z którego wyśmiewała się cała wioska? Erlanda z Backa?
– Erland? Mały Erland! – rzekła wzruszona. – Jakże miałabym cię poznać, jesteś taki wysoki i przystojny!
Nie pojmował, jak mogła cokolwiek dojrzeć w takich warunkach. Ale oczy z czasem przyzwyczajają się do mroku, a ona być może przebywa już od dawna w zamknięciu.
– Musimy się stąd wydostać – szepnął.
– Próbowałam przez dwa lata. Nie da się. Powinieneś zobaczyć blizny na moim ciele. Kara za próby ucieczki.
– Ale dlaczego cię tutaj trzymają?
W jej głosie zabrzmiało bezgraniczne zmęczenie.
– Trzej z nich znaleźli w moim ciele zadowolenie. Od czasu do czasu tu przychodzą.
– Aż trzech? – przeraził się Erland.
– Wszyscy pozostali także byli tu przynajmniej raz.
– Czy nie ma wśród nich zazdrości? – dopytywał się.
– Tak. Z początku były kłótnie, ale teraz służę im tylko do zaspakajania żądz.
Erland milczał. Usiłował wczuć się w położenie kobiety.
– Ilu ich jest?
– Osiem. Osiem diabłów.
– Mówisz dosłownie, czy to tylko takie wyrażenie?
– Ciii… – szepnęła i rzuciła się na legowisko.
Na zewnątrz rozległy się kroki. Ktoś zatrzymał się przy drzwiach, jak gdyby miał zamiar wejść do środka, ale zrezygnował i poszedł dalej.
Dlaczego wrzucili mnie do pomieszczenia, w którym znajduje się już jeden ich przeciwnik? zastanawiał się Erland. Doszedł do wniosku, że można to tłumaczyć na dwa sposoby. Po pierwsze – to jedyne pewne więzienie, po drugie – nie uważają, by im w czymkolwiek zagrażał, gdyż i tak mają zamiar go zabić.
Ale dlaczego w takim razie nie został zgładzony od razu? Może będą go przesłuchiwać, torturować…
Nie, nie wolno mu wpadać w taki ton. Jeśli nie przestanie sam się straszyć, niepotrzebnie straci siły, otuchę i chęć życia.
Znów przyszła do niego Siri i zaczęła rozwiązywać mu pęta, pomogła mu też wygodniej się ułożyć.
– Nie zdradzaj, że jednym ruchem możesz się teraz pozbyć więzów – szepnęła. – Jest ich zbyt wielu i jeśli nawet zdołasz obezwładnić jednego, to donikąd nas nie zaprowadzi. Poczekaj, aż twoja sytuacja stanie się tak rozpaczliwa, że nie będziesz miał innego wyjścia. O, już, czy teraz lepiej?
– Wspaniale! Dziękuję!
Głowa bolała go niemiłosiernie, każde uderzenie pulsu wprost rozsadzało czaszkę. Ale wiedział, że narzekanie niczego nie polepszy, milczał więc.
– Są tu poza mną dwie kobiety – powiedziała Siri cicho. – Była jeszcze jedna, ale kiedy urodziła dziecko, odeszła, nie chciała ryzykować życia małego. Nie wiem, dokąd uciekła. Ale te dwie, które zostały, są takie same jak te diabły, z własnej woli tu siedzą. Ja także parę razy zaszłam w ciążę, ale traciłam płód, i cieszę się z tego. Nie chcę mieć dziecka z tymi potworami! Ach, Boże, Erlandzie, nie wiesz, jak cudownie jest móc rozmawiać z prawdziwym człowiekiem! Tak mi przykro z twojego powodu! Nie zasłużyłeś na taki los! Ale powiedz mi, co się dzieje w Bergqvara?
– Nic ciekawego – odparł Erland z goryczą, wracając myślą do ślubu Gunilli. – W Młyńskim Potoku wszystko w porządku, twoja matka trochę niedomagała jesienią, ale choroba ustąpiła. Wszyscy myślą, że już nie żyjesz, Siri, dlatego nikt cię nie szukał.
– Czy nie znaleźli śladów, które zostawiałam, gdy musiałam wychodzić z nimi po chrust?
– Tak. Zastanawiano się, czy to nie mogłaś być ty, a i Ebba z Knapahult twierdziła, że słyszała twój płacz.
– Tak, to prawda. Często siadywałam na wzgórzu i marzyłam o powrocie do domu, ale moi strażnicy nakazywali mi milczenie.
Erland zacisnął zęby.
– Musisz pamiętać, że wszyscy w wiosce straszliwie boją się Diabelskiego Jaru. Może woleli więc myśleć, że to nie ciebie słyszeli?
– Zaiste mają powody do strachu. A dlaczego ty tu przyszedłeś?
Szeptem opowiedział o ślubie ukochanej dziewczyny z pisarzem na dworze Bergqvara.
Siri uniosła głowę.
– Arv? – szepnęła z tęsknotą w głosie. – A więc dzisiaj się żeni! Z małą Gunillą, to ona tak wyrosła? Ale jest chyba dwa razy młodsza od niego.
– No właśnie.
Umilkli, pogrążeni każde w swoich myślach. Osamotnieni, odrzuceni.
– Wydostaniemy się stąd, Siri – stanowczo rzekł wreszcie Erland, chcąc ją pokrzepić. Znalazł bowiem nowy cel w życiu: uratować tę nieszczęśliwą kobietę.
– Nie jestem nawet przekonana, czy tego chcę – rzekła ze smutkiem. – Nie, nie mogę wrócić do domu, jestem pohańbiona, zbrukana, nie będę umiała spojrzeć ludziom w oczy. Nie pozwalają mi się nawet myć. Brzydzę się sama sobą, Erlandzie! Ale upadek na ciele nie jest tak trudny do zniesienia. Najgorsze, że tak zniszczyli moją duszę. Przez ostatni rok pragnęłam śmierci.
– Głupstwa! – oburzył się Erland.
– Chyba masz rację. W głębi serca wcale nie chcę rozstać się z życiem, inaczej nie siedziałabym tak, zdjęta bolesną tęsknotą… Ale jak zdołam znów spotkać się z ludźmi? Nie wiem…
Читать дальше