Obecność pastora w czerni znacznie przyczyniła się do uspokojenia strwożonych serc.
– Śpieszno ci było opuścić kościół, Heike – rzekł Arv. – Zapomniałem, że przeklęci z Ludzi Lodu nie lubią odwiedzać świątyni.
Popatrzyli na straszliwego jeźdźca.
Heike uśmiechnął się ze smutkiem.
– Jestem jak trolle. Odcięty od łaski Bożej, choć tak bardzo jej pragnę.
Współczucie ścisnęło im gardła.
Wreszcie kolumna wozów, jeźdźców i pieszych ruszyła.
Dopiero późnym popołudniem dotarli na piaski. Diabelski Jar leżał dalej, niż to się wydawało większości. Styczeń popisał się jednym ze swych wspaniałych zachodów słońca, niebo w południowo-zachodniej stronie płonęło czerwienią, gdzieniegdzie przerywaną niebieskofioletowymi chmurami obrzeżonymi połyskującym srebrem.
Powietrze było bardzo ostre. Gunilla zdjęła większość ślubnych ozdób z sukni i siedziała otulona w czarną pelerynę z kapturem, którą Ebba uszyła jej ze starych ubrań. Gunilla z krwawiącym sercem myślała o troskliwości matki…
Dzień jej ślubu… Boże, cóż za ironia!
Wszystko w jej głowie wirowało. Troska o Erlanda i wyrzuty sumienia z jego powodu mieszały się z myślami o nieprawdopodobnym przypuszczeniu Heikego! Ona miałaby być córką Arva Gripa!
Nie mogła tego pojąć, przecież zawsze wiedziała, że jej rodzice to Karl i Ebba z Knapahult.
Musi minąć trochę czasu, zanim będzie w stanie to zrozumieć, teraz nie była zdolna ogarnąć wszystkiego.
Miała wrażenie, że zdrętwiała, zesztywniała od środka.
Jasno myśleć mogła jedynie o tym, że Erland zachował się, jak gdyby brakowało mu piątej klepki. I to z jej winy.
W końcu dalej nie mogli już jechać, musieli wyjść z powozu.
A ona miała na nogach najlepsze trzewiczki! Okropnie zmarznie.
No cóż, to bagatelka, nie było rady. Tak bardzo chciała jak najprędzej ujrzeć Erlanda, upewnić się, że nie stała mu się żadna krzywda, i powiedzieć mu, że…
Co miała mu powiedzieć?
Że będą razem?
Na czyich warunkach? Jego… czy jej?
Boże, a więc znów wróciła do punktu wyjścia!
Jedno natomiast wiedziała na pewno: nigdy nie poślubi nikogo innego. Już raczej zostanie zakonnicą.
Z ust mężczyzn, kiedy rozmawiali, unosiła się mroźna para. Na ogół jednak panowało milczenie, głosy były stłumione. Nawet Heike nie wiedział, w którym dokładnie miejscu leży szczelina.
Nikt nie pamiętał, kto pierwszy wpadł na pomysł, by nazwać szczelinę Diabelskim Jarem. Ktoś musiał ją oglądać, skąd inaczej wzięłaby się nazwa?
Zamyśliła się, ostrożnie stąpając po zamarzniętym, trzeszczącym pod stopami poszyciu. Czy to nie mężczyzna, którego goniły włochate istoty i który w ostatniej chwili zdołał dotrzeć do domu?
Tak, tak właśnie było! Człowiek ten już nie żył, a nikt inny później nie zbliżył się do szczeliny. Dopiero Heike, ale Heike sam w sobie był dziwnym stworzeniem.
Popatrzyła na górującą nad nią sylwetkę. Poczuła lodowaty dreszcz, gdy pomyślała, że być może jest on jej krewniakiem. Dalekim, to prawda, ale Arv Grip opowiadał o przekleństwie, ciążącym na rodzie. Czy ona mogła być jedną z Ludzi Lodu? Trudno to było pojąć. W takim razie istniało ryzyko, że urodzi podobne, monstrualne dzieci.
Teraz była pewna! Nigdy nie wyjdzie za mąż. Nigdy!
Z tego bowiem, co powiedział pan Grip, wynikało, że niezwykle rzadko zdarzało się, by ciężko dotknięty przekleństwem obdarzony był taką dobrocią, taką wrażliwością jak Heike. Większość z nich była zwykle potworami, także duchem.
Pan Grip…
Nadal nazywała panem Gripem człowieka, którego miała poślubić, człowieka, który twierdził, że jest jej ojcem! Choć mówili już sobie po imieniu, to jednak w myślach, w swych uczuciach dla niego, nie zdołała zajść dalej.
Ach, jakże skomplikowane jest życie! jęknęła w duchu. I sama jeszcze bardziej je sobie utrudniała.
Źródło duchowych udręk Gunilli, Karl z Knapahult, leżał w łóżku i użalał się nad sobą.
Ebba pobiegła na ślub, nie poświęcając ani jednej myśli biedakowi złożonemu niemocą, umierającemu jak ostatni nędzarz. Ebba ostatnio zrobiła się nieznośna.
– Ty o tym wiesz, Panie – szepnął. – Wiesz, jak ta grzesznica mnie obiła! Rzuciła się na mnie z łopatą do chleba, a jeszcze dołożyła pogrzebaczem. Ale do Ciebie należy pomsta, Panie, wiem, że mogę Ci zaufać! W dniu sądu dojrzysz swego pokornego sługę Karla z Knapahult i pokażesz wszystkim ludziom, jak mnie wywyższasz, pozwalając zasiąść u swego boku. A moja żona Ebba… ją strącisz w piekielny ogień, prawda, Panie? Aż wszyscy w wiosce zobaczą, jak ją karzesz za to, że ośmieliła się podnieść rękę na Twoją owieczkę! Niech słyszą jej krzyki strachu, Panie! Niech woła o zmiłowanie. Niech prosi: „Drogi, kochany Karlu! Drogi Karlu, wiem, że źle i niewłaściwie postąpiłam i błagam cię o wybaczenie wszystkich krzywd, jakich ode mnie doznałeś. Uratuj mnie teraz, zbaw od zatracenia!”
Karla tak porwały jego wizje, że aż usiadł w łóżku.
– Ale my jej nie uratujemy, Panie, o nie! Niech ona i wszyscy inni zobaczą, czyją stronę trzyma Bóg. Weźmy na przykład takiego Larsa z Forshaven… Twierdził, że moje owce weszły na jego łąkę. No i co z tego? W tamtym roku trawa na moich łąkach nie wyrosła, co to komu szkodziło, że wypuściłem owieczki na jego pole?
Ale dostanie za swoje, Panie! Skarzemy go na piekielne ognie, prawda? I jeszcze tego dumnego zadzierającego nosa dziedzica, który nigdy mi się nie kłania. I lensmanna, za to, że się dopytywał, skąd mam te pieniądze. Powiedziałem, tak jak było: że dała mi je bogata wdowa, ale on w to nie uwierzył.
Co w zamian dostała? zapytał lensmann, bezczelny typ! Nie było przecież o czym mówić, chciała po prostu, żebym pogłaskał ją trochę pod spódnicą. Nic mu, rzecz jasna, nie powiedziałem, spełniłem tylko dobry uczynek. Kobietom trudno jest poskromić swoje żądze, zwłaszcza gdy są samotne. Dobrze jej to zrobiło, że pogładziłem ją trochę po udach, słyszałem to i widziałem. Ty wiesz, że to nie moja wina, że pociągnęła mnie za rękę i prosiła o jeszcze? Rozprawimy się także ze starą Agatą, bo opowiadała o mnie paskudne rzeczy. Niech diabliki rozszarpią ją na kawałki. No i, oczywiście, Kjersti-Sowa, ale ona już dawno temu zrezygnowała z Twojej łaski. Pozbędziesz się jej od razu, żeby nie miała czasu donieść nikomu o pieniądzach, jakie ostatnio zapłaciłem jej, kiedy przycisnęła mnie choroba? Niech umrze w jednej chwili i cierpi zasłużoną karę za to, że odwróciła się od Ciebie, Panie, zajmując się bezbożnie czarną magią!
Opadł na poduszki. Przeklęta Ebba, kiedyż ona wróci! On leży taki głodny, zapadł już zmrok, a ona ciągle ucztuje! Jest późna noc, a ta latawica nie wraca do domu! Wesele dawno już powinno się skończyć, gdzie się więc podziewa? Nie ma już wcale litości dla swego męża, biedaka? Jeśli jej się wydaje, że on posili się tym, co wystawiła na stół, to bardzo się myli. Przecież on jest chory, trzeba go karmić. I nie może podać mu zimnego jedzenia, to przekracza już granice przyzwoitości!
Obrażony odwrócił się plecami do miski z kaszą, której bez trudu mógłby dosięgnąć. Gdyby chciał.
Do diabła, że też nie mógł być na ślubie! Siedziałby na honorowym miejscu, to przecież jego dzień! Wydał córkę za mąż! A teraz wszelka chwała dostanie się Ebbie, a ona wcale na to nie zasłużyła, ta wstrętna ladacznica! Kolejny raz obmacał swe rany i jęknął żałośnie, choć ból ustał już dawno temu.
Читать дальше