Abel? Abel Gard obraził się na mnie?
W końcu jednak list przyszedł. Abel wyjeżdżał na kilka dni w interesach. A list był dokładnie tak samo przyjazny jak zawsze i jak zawsze zaczynał się od słów: „Najdroższa Przyjaciółko!”
Christa siedziała na krawędzi łóżka i ściskała list w rękach, a ciepły uśmiech rozjaśniał jej twarz. Rozsadzała ją wewnętrzna radość. Abel jej nie porzucił, nie zapomniał o niej!
Ostatnio niepokoiła ją też inna sprawa. To prawda, że płaciła w Lipowej Alei za swoje utrzymanie, ale choć oni zapewniali, że o niczym takim mowy być nie może, Christa czuła, że chyba już zbyt długo tkwi w ich rodzinnym życiu. Uważała, że najwyższy czas pomyśleć o swojej przyszłości, a przede wszystkim znaleźć dla siebie jakiś dom.
I tak to pewnego jesiennego dnia roku 1930 stała w progu własnego domu i przyglądała mu się dokładnie, poważnie przygnębiona. Strasznie go zaniedbała, teraz widać to było wyraźnie. Pusty dom niszczeje zazwyczaj dużo szybciej niż zamieszkany, nawet jeśli nic szczególnego mu się nie przytrafiło. Gdyby chciała sprzedać swój dom, będzie musiała przeprowadzić poważny remont.
Wspomnienia popłynęły szerokim strumieniem. Pokorny, jękliwy głos Franka, który ją wołał. Zarośla na tyłach domu, gdzie uczyła się „latać”. Nigdy się tego naprawdę nie nauczyła, a później postarała się całkiem zapomnieć o swoich niezwykłych zdolnościach.
Najbardziej przykry był dla niej widok starej mleczarskiej rampy na skrzyżowaniu dróg i przypomnienie lasu na wzgórzu, gdzie spotykała się z Linde-Lou. Teraz po prostu nie wiedziała, co myśleć o tamtych wydarzeniach; wspomnienia zbladły, zwłaszcza że przez ostatnie lata starała się nie myśleć o tych wspaniałych dniach, które z nim spędziła. Może właśnie fakt, że nigdy między nimi nie było prawdziwej miłości, ten krótki romans wydawał jej się taki piękny i smutny, a to, czego się na końcu dowiedziała o jego pochodzeniu, sprawiało, że zawsze czuła się trochę niepewnie, gdy zaczynała myśleć o Linde-Lou.
I bardzo prawdopodobne, że właśnie wspomnienie o nim powstrzymywało ją od powrotu w rodzinne strony.
Całkiem nieoczekiwanie do domu wszedł Abel Gard.
Najpierw prawie go nie poznała. Skronie mu posiwiały, twarz spoważniała, zrobiła się szczuplejsza, a rysy bardziej wyraziste.
– Christo! – powiedział.
Nigdy potem nie wiedziała, co sprawiło, że tak się zachowała. Może to melancholijny, ujawniający wzruszenie ton jego głosu, w każdym razie podeszła do niego i znalazła się w jego objęciach.
Poczuła rozkoszną ulgę, uznała to za naturalne, jakby wróciła do domu.
W przeciwieństwie do większości młodych panien z Ludzi Lodu w ostatnich czasach Christa miała prawdziwe, huczne wesele i bardzo uroczysty ślub. Wszyscy chłopcy Abla stali na chórze, cała siódemka w nowych ubrankach, wymyci i uczesani, uroczyści, z roześmianymi buziami, Z radości, że ukochana Christa do nich wraca, a co więcej, teraz zostanie ich matką, więc mieli pewność, że mogli zachować ją na zawsze. Wydawało im się to nawet zbyt piękne, by było prawdziwe. Ze względu na młody wiek Christy czekano ze ślubem jeszcze rok, chłopcy byli więc teraz o cztery lata starsi, niż w czasach kiedy się nimi zajmowała, i wszystko wskazywało, że będą równie wysocy i tak samo przystojni jak ojciec. Wszyscy jak jeden.
Na wesele przyjechała cała rodzina Christy. Henning, liczący teraz osiemdziesiąt jeden lat, choć naprawdę nic nie wskazywało na taki budzący respekt sędziwy wiek. Benedikte i coraz bardziej chudy Sander Brink. Wszyscy się obawiali, że Sander długo już z nimi nie zostanie, miał bowiem poważne kłopoty z sercem. Andre i Mali ze swoim osiemnastoletnim synem Rikardem, wyrośniętym i potężnym jak bokser wagi ciężkiej, ale łagodnym i serdecznym niczym anioł. Przybyli też Marit i Christoffer Voldenowie oraz ich syn, Vetle, ze swoją francuską żoną Hanną i trojgiem dzieci, Mari, Jonathanem i Kasine; dzieci miały odpowiednio dziewięć, siedem i pięć lat. Zachowywały się do tego stopnia nienagannie, że Christa zaczęła się zastanawiać, czym Vetle je postraszył.
Brakowało tylko jednego członka rodu: Imrego.
Ale i on w końcu przyszedł. Późno wieczorem, kiedy liczna gromada dzieci poszła już spać, i obiecał zostać jakąś godzinę, dłużej nie miał odwagi.
Jakby w wielkiej sali zapalono jeszcze jeden żyrandol, tak pojaśniało, kiedy Imre wszedł do środka. Wszyscy czuli się niebywale szczęśliwi i spokojni o przyszłość.
Imre odbył długą rozmowę z Christą, w której inni nie mogli uczestniczyć. Domyślali się jednak, czego ona dotyczy. Imre chciał rozmawiać o dziecku, które Christa teraz urodzi. Musiał jej powiedzieć, jakie warunki powinna wypełnić, jak je wychowywać.
Christa powiedziała z wahaniem:
– Kiedy widzieliśmy się ostatnio, powiedziałeś, że być może ktoś stanie pomiędzy mną a Ablem, ale nie wiedziałeś, kto to będzie. A to był Linde-Lou, prawda?
– Tak. Wtedy nie wiedziałem, kim on jest. Był jakiś taki… nieuchwytny. Teraz już wiemy, dlaczego.
– No właśnie. Ale powiedziałeś też, że może mogłoby to być z korzyścią dla mojego dziecka, gdybym miała je z tym nieznajomym, a nie z Ablem.
– To dlatego, że wyczuwałem, iż ów obcy ma dla nas duże znaczenie. Ale, rzecz jasna, w żadnym razie nie mogłabyś go wybrać.
– Czy on wiedział, że jest bratem mojej matki?
– Oczywiście! I od początku wiedział, że nigdy nie będzie mógł się z tobą połączyć, zresztą wcale nie próbował. Ale nie mógł się ciebie wyrzec. A twoje uczucia też mu sprawy nie ułatwiały. No, nic, teraz wszystko minęło i mogliśmy odetchnąć z ulgą.
Christa nie zdobyła się na odwagę, by zapytać, kim są ci „my”.
Imre życzył jej szczęścia i powodzenia, a gdy przestraszona prosiła, by został i pomógł jej wypełnić zadanie, jakie ród Ludzi Lodu na nią składa, mianowicie wychować to wybrane dziecko, Imre uśmiechnął się i odparł, że taką pomoc Christa z pewnością otrzyma. Miał przy tym bardzo tajemniczą minę.
To dziwne, ale właśnie ta tajemniczość uspokoiła Christę bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Christa siedziała i przeglądała Biblię.
Szukała imienia dla dziecka, którego oboje z Ablem oczekiwali.
– Jeśli to będzie dziewczynka… – zaczęła.
– Myślę, że nie będzie – odparł Abel z ponurym uśmiechem.
– Nie możesz tego wiedzieć. Więc jeśli to będzie dziewczynka, to chciałabym, żeby miała na imię Rebeka.
– To bardzo ładne imię – skinął głową Abel. – A jeżeli będzie chłopiec?
Christa zastanawiała się nad Jonathanem, ale jeden Jonathan już w rodzinie był.
Westchnęła ciężko.
– Najchętniej ochrzciłabym go Henning, po moim kochanym przybranym dziadku. On ma teraz prawie osiemdziesiąt trzy lata i na pewno bardzo by się ucieszył.
– Henning to imię staronordyckie albo niemieckie, w każdym razie to nie jest imię biblijne.
– No tak – westchnęła przyszła matka i szukała dalej. – Zorobabel, czyż to nie dostojne imię? Albo Magpias, nie uważasz? O, Bakbuk! Takie imię nosić, to musi być ciekawie!
– Christa, proszę cię!
– Nie, ale pomyśl, gdybyśmy tak mieli trojaczki, to moglibyśmy je ochrzcić Chupim, Mupim i Ared. Tak jest w Pierwszej Księdze Mojżeszowej. O, teraz znalazłam coś odpowiedniego! Zabulon! Co ty na to?
– Christa! Ja moją religię traktuję z szacunkiem!
Spoważniała.
– Przecież ja także. Ale coś mi się wydaje, że nasz Pan ma poczucie humoru.
Abel uśmiechnął się niepewnie. Zastanawiał się mianowicie, czy Pan byłby zadowolony z żartów na temat ojców jego ludu wybranego.
Читать дальше