Pojęcia nie miała, ile czasu jej na tym zeszło, gdy zadzwonił telefon.
Christa drgnęła i starała się jakoś wrócić do rzeczywistości. Telefon dzwonił raz po raz, długo i natarczywie.
Nareszcie opanowała się na tyle, że była w stanie podnieść słuchawkę.
– Tak, słucham – powiedziała cicho.
– Mówi Benedikte – usłyszała stłumiony głos. – Imre się ze mną skontaktował. Powiedział, że potrzebujesz pomocy.
– Tak, ale…
– On sam nie może przybyć, zbyt dużo ludzi zamieszanych jest w tę sprawę. Wiesz, że on nie lubi rozmów z obcymi. Poprosił mnie, żebym do ciebie pojechała. Jestem teraz w Oslo i wkrótce będę u ciebie. Andre przywiezie mnie samochodem.
– Dziękuję – szepnęła Christa.
– Dziecko kochane! – zawołała Benedikte. – Jakie to wszystko straszne. Nie wpuszczaj nikogo do domu, dopóki nie przyjedziemy!
Christa odłożyła słuchawkę i opadła na fotel. A więc Benedikte przyjedzie w zastępstwie Imrego? Czuła się trochę rozczarowana, ale też rozumiała Imrego. Potrzebny będzie przecież i lensman, i proboszcz, i lekarz, a pewnie wielu jeszcze innych ludzi zostanie zamieszanych w sprawę. Imre zawsze wolał trzymać się na uboczu. Musiał być ostrożny, żeby Tengel Zły nie odkrył, gdzie się znajduje. Dlatego też nie może się tutaj pokazać.
Benedikte natomiast pod wieloma aspektami ma niezwykłe umiejętności. Wprawdzie postanowiła nie posługiwać się nimi, więc przyjazd do Christy jest z jej strony wielkim poświęceniem.
Telefon zadzwonił znowu, ale teraz Christa miała już więcej siły i więcej odwagi, odebrała więc niezwłocznie. Tym razem dzwonił Abel.
– Czy możemy teraz zrobić wycieczkę do tych grobów w lesie? – zapytał zwykłym, pełnym szacunku dla niej głosem.
– Abel, ja w tej chwili nie bardzo mogę. Dzwoniła właśnie ciotka Benedikte, ona jedzie tutaj, muszę być w domu, żeby ją przyjąć. A jak się ma Joachim?
– Dziękuję, bardzo dobrze.
Słyszała rozczarowanie w głosie Abla, ale nie znajdowała nic, co mogłaby mu powiedzieć na pociechę.
– Christo, muszę cię poinformować o czymś, co zdarzyło się dzisiaj rano. Rybacy znaleźli topielca.
Christa skamieniała.
– Zdaje mi się, że wiem, kto to jest – szepnęła. – On leżał w wodzie jakieś pięć lat, prawda?
– Prawda.
– W takim razie… nie chcę wiedzieć nic więcej. Zadzwonię do ciebie, kiedy będę mogła, Abel.
Gdy odłożyła słuchawkę, uświadomiła sobie, że Abel powinien o tej porze być w pracy. Widocznie wziął wolne ze względu na nią.
Męczyło ją to. Abel robił dla niej tak wiele, a ona nie miała dla niego nic w zamian.
Andre przywiózł Benedikte i Christa musiała im szczegółowo o wszystkim opowiedzieć. Pokazała im pieśni za szylinga, a oni czytali w milczeniu.
– I to wszystko wydarzyło się naprawdę? – zapytał Andre.
– Tak – westchnęła Christa. – Linde-Lou mi powiedział. Ale nie do końca, bo szczerze mówiąc, wiele o tym nie rozmawialiśmy.
Wstrząsnął nią szloch, prawdopodobnie wywołany w tym samym stopniu rozpaczą, co uczuciem ulgi, że nareszcie mogła się komuś zwierzyć.
– Ale kim on jest? – pytała. – Wiem tylko, że pochodzi z Ludzi Lodu.
– Imre się dowiadywał – odparła Benedikte. – On ma swoje sposoby, którymi czasami się posługuje. Imre ustalił, kto… kto był ojcem Linde-Lou.
Christa czekała, lecz żadne nazwisko nie padło. A ona nie chciała pytać, to było ponad jej siły.
– Czy myślicie, że Linde-Lou wie, kto jest jego ojcem?
– Myślę, że tak – odparła Benedikte. – Jego zachowanie na to wskazuje.
Christa nie bardzo to zrozumiała, ale nie miała czasu zapytać, bowiem Benedikte wstała i powiedziała pospiesznie:
– Teraz musimy zacząć działać. Przede wszystkim powinnaś nam pokazać groby.
– Nie, ja tam z wami nie mogę iść – wykrztusiła.
– Kto w takim razie mógłby nam wskazać drogę?
W tej chwili rozległo się stukanie do drzwi i wszedł lensman.
Przywitał się z Andre i Benedikte, po czym rzekł:
– Christo, chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o tym, co twój ojciec mówił już po wylewie. On wspominał coś o Nygaardzie, prawda?
– Tak. – Christa westchnęła ciężko. – Skoro sprawy zaszły tak daleko, to myślę, że możemy wszyscy tam pójść i obejrzeć groby!
Zaczęła płakać, cicho i rozpaczliwie.
Jeszcze wielu innych ludzi towarzyszyło im do tego niewymownie smutnego miejsca w lesie nad jeziorem. Szedł z nimi lekarz, ludzie lensmana, dwaj grabarze i proboszcz, a także Abel, który pojawił się w domu Christy, zanim zdążyli wyjść.
Nieszczęsna dziewczyna zdecydowała się w końcu spojrzeć prawdzie w oczy. Zabrała ze sobą pierwszy zapis ballady, żeby go pokazać lensmanowi.
Kiedy weszli na polanę, zobaczyła też i jego. Stał wysoko w lesie i patrzył na zbliżających się ludzi. Już z daleka widziała biały lok nad jego czołem.
Poczuła ukłucie w sercu. Podbiegła, jakby chciała pójść tam do niego, ale Benedikte ją powstrzymała. Obie szły nieco z tyłu za całą grupą. Christa dyskretnie pomachała dłonią postaci na górze.
Wtedy on zaczął schodzić w dół. Początkowo widziały go tylko one, Christa i Benedikte. Gdy był już blisko, przystanął. Jego piękne oczy pełne były smutku. Christa podeszła do niego i tym razem Benedikte jej nie zatrzymywała. Gdy inni oglądali groby, Christa szepnęła tak cicho, by nikt oprócz Linde-Lou nie mógł jej usłyszeć:
– Kocham cię, Linde-Lou. Cokolwiek się stanie, zawsze będę cię kochać.
– I ja ciebie, Christo. Na zawsze!
Po czym odwrócił się i odszedł, zanim ktokolwiek zauważył jego obecność. Zebrani zbyt byli zajęci oglądaniem grobów. Linde-Lou zniknął wśród drzew na ścieżce wiodącej do komorniczej zagrody. Christa pozwoliła mu odejść, lecz w oczach miała łzy.
– Tak, no to wygląda, że tutaj mamy dwa groby – stwierdził lensman. – A gdzie trzeci?
– To właściwie nie jest grób – wyjaśniła Christa. – Ale to tam.
Wszyscy podeszli do stosu gałęzi i lensman podniósł kilka leżących na wierzchu.
– Aha – bąknął. – Christo, Abel Gard powiedział mi, że twoim zdaniem to tutaj leży Per Nygaard. I że on wstaje z grobu, żeby zemścić się na ludziach, którzy jakoby wyrządzili mu krzywdę. Tylko że my dzisiaj znaleźliśmy Pera Nygaarda. W jeziorze. Od pięciu lat leżał na dnie. A ponieważ zaginął przed pięcioma laty, więc musimy przyjąć, że właśnie wtedy utonął. Kim, w takim razie, jest ten tutaj?
Christa drżącymi rękami podała mu arkusz.
– Cała historia została tutaj opisana.
Wziął od niej papier i długo obracał go w rękach.
– To przecież pieśń za szylinga. „Ballada o Lindelo”. Chyba wszyscy słyszeliśmy to niezliczoną ilość razy. Miał ją jakoby napisać Lars Sevaldsen, choć, jak się okazało, to nie on.
– To niedokładnie ta sama wersja, którą ludzie śpiewają. Proszę przeczytać tę. To jest oryginał.
Lensman pospiesznie przejrzał pierwsze zwrotki. O Lindelo, który pracował w pocie czoła we dworze pana Pedera, i o tym, że spotykały go nieustannie wyzwiska i razy.
– Pan Peder to by miał być Per Nygaard, tak? – mruczał lensman.
– Tak, to on.
– Ale żadnego Lindelo to ja nie pamiętam.
– Proszę czytać dalej!
Lensman czytał głośno o rodzeństwie Lindelo, o tym, jak pan Peder pohańbił jego siostrę, a potem zamordował i ją, i małego brata. O tym, jak Lindelo wrócił do domu i znalazł pomordowane dzieci, o tym, jak osiwiał w ciągu jednej nocy i jak sam pragnął śmierci.
Читать дальше