Abel powrócił do przerwanego wątku.
– A w ogóle to nikt stamtąd nie przychodzi, wiesz o tym dobrze! Przesądy, Christo, pochodzą od złego.
Zirytowało ją to.
– Nie bądź taki przemądrzały! – odcięła się. – Próbuję zrozumieć, o co tu chodzi, a twoje pouczania wcale mi nie pomagają! Dzieją się tu rzeczy niepojęte, nie można tego nie dostrzegać!
Abel bardzo się przejął jej krytyką i szczerze żałował swego mentorskiego tonu. Ruszyli w dalszą drogę, żwir chrzęścił pod podeszwami.
– A kto przychodzi, żeby straszyć? Czy to duch? – zapytał Joachim cieniutkim głosikiem.
Oboje przerażeni wstrzymali dech. Ależ byli nieostrożni rozmawiając o takich sprawach przy dziecku!
– Jakie duchy, Joachim? My mówimy o czymś zupełnie innym – uspokajała go Christa. – Zaraz wrócimy do domu i odpoczniemy. Bo nie masz już chyba zamiaru więcej uciekać?
– Nie. Już zawsze chcę być w domu – jęknął malec żałośnie.
– To wspaniale, Joachimie! W takim razie ja pójdę z wami i przygotuję wam coś smakowitego na kolację. Bo w moim domu zrobiło się okropnie pusto.
– Uważam, że powinnaś zostać u nas na noc – powiedział Abel. – Nie mogę myśleć o tym, że miałabyś spędzić noc sama.
Ona też sobie tego nie umiała wyobrazić.
– Kusząca propozycja, choć nie chciałabym narazić nas wszystkich na plotki. Ale…
– Tak? Co chciałaś powiedzieć?
Christa już podjęła decyzję. Wiedziała, że na Ablu można polegać.
– Chciałabym porozmawiać z tobą dziś wieczorem. Widzisz… Ja wiem różne rzeczy o starym Perze Nygaardzie i muszę z kimś to przedyskutować. Myślisz, że mogłabym zaufać tobie? – zapytała półżartem.
Uznała, że powinna opowiedzieć Ablowi co nieco, nie wspominając o Linde-Lou. O nim opowie później. Najpierw poczeka, co mu doradzą Ludzie Lodu, jaką wybiorą dla niego linię obrony.
Abel przyglądał jej się z niedowierzaniem.
– O Perze Nygaardzie? Ty coś wiesz? Och, oczywiście, że możesz mi zaufać! Położymy chłopców i będziemy mogli rozmawiać w spokoju.
Christa odczuła ulgę. Jakby część odpowiedzialności już złożyła na Abla. On tymczasem cieszył się, że będzie mógł nareszcie spędzić wieczór na rozmowie z Christą.
Czasami Christa jest jak kostka mydła w wannie, myślał sobie. Już, już zdaje mi się, że ją złapię, a ona wyślizguje mi się i zostaję z pustymi rękami. I nic nie można na to poradzić. Cóż mógł jej zaproponować on, ojciec siedmiorga dzieci? A teraz żywił przykre podejrzenia, że Christa ma zamiar się stąd wyprowadzić, żeby przenieść się do krewnych po tamtej stronie Oslo.
I były to słuszne podejrzenia.
Choć Abel niczego jeszcze nie wiedział o Linde-Lou.
Chłopcy byli w łóżkach, stara ciotka również udała się na spoczynek, pożegnawszy wymownym spojrzeniem tych dwoje w salonie. Nie podobało jej się, że Abel bezcześcił dom swojej zmarłej małżonki takim zachowaniem, jak przesiadywanie wieczorem sam na sam z jakąś obcą panną.
Abel i Christa starali się nie zwracać uwagi na zachowanie starej kobiety. Christa sumienie miała czyste; jak było z Ablem, wiedział tylko on sam.
Na początku rozmowa kulała. Dość trudno było rozmawiać o pokutujących duszach i upiorach, popijając jednocześnie kawę i zajadając domowe bułeczki.
– Bardzo się ucieszyłem, że… Rada odpowiedziała pozytywnie na moją prośbę – zaczął Abel.
Christa próbowała sobie przypomnieć, o co to chodzi.
– Ja nie bardzo wiem, o co ich prosiłeś – powiedziała zakłopotana. Nie wiedziała, czy powinna się mieszać w jego prywatne sprawy.
Abel poprawił się na krześle.
– Prosiłem o znaczną pożyczkę, bo moje finanse nie są w najlepszym stanie. Utrzymanie siedmiu ciągle głodnych chłopców jest dosyć kosztowne. Chciałem, żebyś wiedziała o tych pieniądzach, bo to dotyczy również ciebie.
– Naprawdę?
– Tak. Nie chciałbym, żeby ludzie gadali, że staram się o ciebie ze względu na pieniądze. A tak, to nasza sytuacja będzie mniej więcej taka sama, rozwinę własne interesy i nie będę musiał żyć na twój koszt.
Christa pochyliła głowę. Rozmowa zaczynała przybierać niepożądany obrót.
– Wybacz mi – szepnął Abel. – Nie oświadczyłem ci się ani ty mi nie odmówiłaś. Nic się na razie nie stało, chciałem tylko, żeby od początku wszystko było jasne.
– Abel, ja…
– Nic nie mów… – wtrącił przestraszony. – Akurat teraz w twoim życiu tyle się wydarzyło, musisz mieć czas, żeby się uspokoić, zastanowić…
– Dziękuję ci – szepnęła. – Rzeczywiście potrzebuję czasu.
Napięcie ustąpiło na tyle, że Abel zdobył się na odwagę, by zapytać:
– O czym to chciałaś ze mną rozmawiać?
Trudno było zacząć od najważniejszego. Christa wahała się.
– Wspominałaś o Perze Nygaardzie – podpowiedział Abel.
– Tak. Musisz wysłuchać mnie cierpliwie. Nie przerywaj mi żadnymi kategorycznymi sądami. Zacznijmy może od tego, że ktoś czy coś śmiertelnie straszy ludzi w naszej parafii.
Abel milczał, czekając na dalszy ciąg.
– O ile nam wiadomo, co najmniej kilku ludzi przeżyło ostatnio coś przerażającego, choć nie mamy pojęcia, co to było. Jakaś nagła ciemność, jakaś upiorna postać. Przeżył to z pewnością parobek Nygaarda, potem Lars Sevaldsen, młody Petrus Nygaard, Frank i dzisiaj ten zboczeniec z Oslo. Może ktoś jeszcze, ale nic o tym nie wiemy. No i właśnie chciałam ci powiedzieć, że stary Per Nygaard to nie utonął. Jego kości leżą w lesie po tamtej stronie jeziora. Sama go widziałam. Nygaard leży tam obok grobów dwojga dzieci.
– O czym ty mówisz?
– Tak, tak. O grobach dzieci wiedziałam już dawno. Ale starego Nygaarda… znalazłam przedwczoraj. On nie został porządnie pochowany. Został tylko przykryty gałęziami.
– Ale jakim sposobem…?
Wyjaśniała mu pospiesznie:
– To Nygaard zamordował dzieci, tego jestem pewna. A potem on sam został zabity przez przyrodniego brata tych dzieci, który w panice ukrył zwłoki.
– Christo, cóż to za rozbójnicze historie ty mi tu opowiadasz? Czy to wszystko miałoby się stać w naszej parafii?
– Nie w naszej. Rodzeństwo mieszkało w sąsiedniej parafii. No i ja myślę, że stary Nygaard straszy. Nawet mogłabym wskazać powody do zemsty w stosunku do kilku tych, którzy umarli z przerażenia. Ale nie wszystkie przypadki są takie oczywiste.
Abel przyglądał jej się sceptycznie.
– Wybacz mi, Christo, ale moja religia zabrania mi wiary w duchy. Bardzo bym jednak chciał, żebyś mi pokazała te groby. Ja nigdy o niczym takim nie słyszałem.
– Możemy tam iść jutro rano. Wierzę, że jeśli uda nam się złożyć Nygaarda w poświęconej ziemi, to owe potworne wydarzenia w naszej parafii się skończą.
– Warto spróbować. Ale musimy najpierw porozmawiać z lensmanem. I z proboszczem, oczywiście.
– Jasne. Wolałabym jednak, żebyśmy najpierw poszli tam tylko my. Ty i ja.
– Jak chcesz.
Spoglądał na swoją towarzyszkę ukradkiem, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że mówi ona poważnie. Christa nie chciała wspominać ballady o Linde-Lou, choć pieśń zawierała wszystkie elementy historii, którą starała się opowiedzieć Ablowi. Nie chciała jeszcze wymieniać jego nazwiska. Najpierw Linde-Lou musi pójść do lensmana.
Abel powtórzył zaproszenie, żeby Christa przenocowała w jego domu, lecz ona odmówiła. Gdy zaś sprzeciwiał się temu, by spała sama w swoim pustym mieszkaniu, zdecydowała się zadzwonić do nauczycielki i poprosić ją o gościnę.
Читать дальше