– Teoretyzujesz – skrzywił się starszy o dziesięć lat Jonathan. – Ale ja, który mam pewne doświadczenie w sprawach wojny, przyznaję, że to, co mówisz, wydaje się prawdopodobne. Nie zaszkodziłoby spróbować.
– Naprawdę? – Nataniel uśmiechnął się złośliwie. – Tym razem to ty posługujesz się schematem, nie zastanawiając się, jak jest naprawdę.
– Chyba masz rację – przyznał Jonathan zawstydzony.
– Doktorze Sorensen, jestem gotów – oświadczył Nataniel.
– Boże, Boże, miej mnie w opiece! Jak ja sobie z tym poradzę – narzekał doktor. – Niczego podobnego nigdy nie próbowałem.
– Musi nam się udać! – powtarzał Nataniel. – Bo jeśli nie, to jakim sposobem zdołamy przywrócić Tovę do normalnego stanu? Proszę mnie ulokować przy Dan-no-uxa nad zatoką Shimonoseki w Japonii dwudziestego czwartego dnia trzeciego miesiąca roku 1185. Powiedzmy jakieś pół godziny przed śmiercią Setsuko. Muszę mieć odrobinę czasu, żeby się trochę rozejrzeć. Proszę mnie wcielić w Minamoto-no Yorimoto, najstarszego syna Minamoto-no Yoshitomo i wodza sił Genji!
– Boże, jak ty dużo wiesz! – Jonathan westchnął z podziwu.
– Muszę być pewien, że trafię właściwie – odparł Nataniel i położył się na kanapie. W alkowie, gdzie leżała Tova, było za mało miejsca. Ten seans zaś wymagał pełnej koncentracji i całkowitego spokoju. Widok na pół martwej dziewczyny był tak przygnębiający, że z pewnością by im przeszkadzał.
Jonathan spojrzał dyskretnie na zegarek. Była już późna noc, ale żaden z nich nie miał czasu ani jeść, ani spać. Całkowicie pochłonęło ich zadanie, jakie mieli do spełnienia. Rano bowiem Rikard i Vinnie będą z pewnością już tak zaniepokojeni nieobecnością córki, że zaczną jej szukać. Rikard może włączyć do akcji policję, Vinnie będzie rozpytywać rodzinę i Voldenowae na pewno poinformują, co się dzieje. Nie wolno do tego dopuścić!
Doktor Sorensen koncentrował się na najtrudniejszym przedsięwzięciu w całej swojej karierze zawodowej. Był całkowicie wyzbyty wiary w jego powodzenie.
Tylko że doktor nie wiedział jeszcze wszystkiego na temat Nataniela. A przecież był on wybranym potomkiem Ludzi Lodu. Był krewnym czarnych aniołów, Demonów Nocy, Demonów Burzy, a także siódmym synem siódmego syna.
Niedoskonałość Nataniela wyrażała się jak dotychczas w tym, że nie dowierzał własnym zdolnościom. Teraz musiał pokazać, na co go stać!
Słyszał szemrzący głos doktora Sorensena, który oddalał się nieustannie.
– Opadasz w dół – mówił głos. – Opadasz i opada z coraz bardziej w głąb… ale nie w głąb własnej duszy. Tym razem musisz przejść do ciała innej istoty ludzkiej. Opadasz, płyniesz poprzez przestrzeń i poprzez czas… Stulecie za stuleciem… Wiek dziewiętnasty… osiemnasty… mijasz je nie zauważony. Teraz jesteś w wieku siedemnastym, ale podążasz dalej, do wieku szesnastego, piętnastego…
Nataniel wyczuwał niewiarę doktora w powodzenie eksperymentu.
– Mów dalej – mruknął. – Nie zatrzymuj się. To się uda, naprawdę! Mów dalej!
– Wiek czternasty – ciągnął swoją wyliczankę Sorensen, teraz jakby z większym przekonaniem. – I oto jesteś w wieku trzynastym. Idziesz dalej, ale wolno, coraz wolniej…
Myśli Nataniela stawały się coraz bardziej leniwe, ospałe, jakby mózg otaczała mgła, w końcu całkiem przestał myśleć, docierały do niego jedynie daty:
– 1190…1189… 88… 87… 86… 1185, jesteś u celu!
Głos doktora był cichutki, powolny, usypiający.
– A teraz przeniesiesz się w przestrzeni. Kieruj się na wschód. Żeglujesz ponad ziemią.
Aż do tej chwili Nataniel posługiwał się swoją niezwykłą wyobraźnią. Nie miał najmniejszych problemów z wczuwaniem się w nastrój kolejnych stuleci, do których się przenosił, dostrzegał dokonujące się przemiany, coraz prymitywniejszy i coraz niższy poziom życia ludzi, obserwował różne epoki…
Teraz trzeba było zmienić metodę rejestrowania różnic i zmian. Zabrało mu to sporo czasu i bardzo wiele psychicznej siły. Wreszcie jednak dał doktorowi znak, że jest gotów. Wkrótce stwierdził, że przesuwa się wysoko ponad ziemią.
– Spójrz w dół – powiedział Sorensen monotonnym głosem hipnotyzera. – Szwecja, widzisz?
– Tak.
– Przenosimy się powolutku dalej. Morze Bałtyckie, Finlandia, bezkresne obszary Rosji.
Długie przerwy dzieliły kolejne polecenia doktora, żeby spojrzał w dół. Nataniel miał dość czasu, by wyobrażać sobie kolejne kraje.
– A oto Syberia, całkiem niedawno tu byłeś, więc pewnie rozpoznajesz te postacie. Teraz znajdujesz się nad północnymi Chinami, nieco dalej Mongolia… Korea. A teraz cieśnina, tam… musisz zmierzać ku japońskiej wyspie Honshiu. Do cieśniny Shimonoseki. Już tam jesteś. W pobliżu Dan-no-ura. Nataniel? Co się dzieje?
Doktor i Jonathan, przestraszeni pochylili się nad Natanielem. A on wciągnął powietrze z przejmującym świstem, po czym wstrzymał oddech i zamarł w bezruchu.
– Nataniel! – krzyknął Jonathan.
Coś złapało go z całej siły za ramię i ściągało, półprzytomnego, na ziemię. Jakby wsysała go jakaś nieludzka siła, kręcił się wokół własnej osi i opadał w dół. Szamotał się, chciał się wyrwać, to śmiertelnie niebezpieczne, krzyczał w jego duszy jakiś głos, on jednak nie miał dość sił, by się przeciwstawić. Znalazł się z własnej woli na takich drogach, gdzie panują nieznane moce.
Serce tłukło się w piersi jak oszalałe, bał się i chciał o tym powiedzieć doktorowi, ale nie był w stanie. Znalazł się w mocy jakiejś potężnej, dławiącej siły i był całkowicie bezradny. Nie można bezkarnie igrać w ten sposób z czasem i przestrzenią, myślał zrozpaczony. Mój Boże, co ja zrobiłem?
Nagle wszystko się wokół niego uspokoiło, przynajmniej na chwilę. Odetchnął i dał doktorowi znak, że nic złego się nie dzieje.
– O co chodzi? – zapytał Jonathan.
Nataniel potrząsnął niecierpliwie głową.
– Proszę kontynuować – szepnął.
Doktor westchnął, wciąż przestraszony, ale zaczął mówić dalej:
– Teraz jesteś na brzegu przy Dan-no-ura…
– Mhmm… Tak. Teraz jestem tutaj.
– A co widzisz?
– Okręty – szepnął Nataniel ledwie dosłyszalnie. – Tumany mgły, a może to obłoki dymu, wszędzie dookoła. Krzykliwe kolory flag i proporców na masztach i na takielunku. Stare, bardzo piękne łodzie. Wojownicy z łukami i strzałami, krzyki, zgiełk, krew… Huk okrętów uderzających o siebie nawzajem. Tutaj trwa okropna bitwa. Na brzegu także pełno jest wojowników…
Doktor Sorensen był tak podniecony, że ledwo mógł mówić, z trudem nadawał swemu głosowi właściwe, usypiające brzmienie. Udało im się! Udało! Nataniel dotarł do celu!
Przynajmniej na jakiś czas.
Teraz pozostawało dokonać reszty. Sprawić, by Nataniel Gard wcielił się w kogoś innego.
Jakim sposobem można coś takiego osiągnąć?
– Walka weszła w końcową fazę. Za pół godziny mały cesarz umrze. Znajdujesz się na pokładzie okrętu dowódcy floty Genji. Zorientowałeś się już w sytuacji?
Nataniel mówił z wysiłkiem, zacinał się i szeptał tak cicho, że musieli się pochylać, by go zrozumieć. Starał się uwolnić od okropnego uczucia strachu, uczucia, że jakieś potworne zagrożenie czai się gdzieś w pobliżu, ale nie był w stanie. Miał wrażenie, że coś strzeże jego myśli, że wyczekuje…
– Tak – wykrztusił. – Odnalazłem okręt dowódcy. Jesteśmy teraz… To jest Godzina Zająca, to krwawe popołudnie… Ten czas… oznacza… katastrofę dla Tairy…
Читать дальше