– Kochany Natanielu – westchnęła Benedikte zmartwiona. – Twoją słabą stroną jest to, że brak ci pewności siebie i jesteś za bardzo powściągliwy, zbyt nieśmiały. Dlaczego nigdy nie próbowałeś wezwać naszych przodków? Albo Ganda czy Imrego?
– Nie wiem. Ja myślałem…
– A właściwie to czy ty zdajesz sobie sprawę, jaką posiadasz siłę?
– Nie, szczerze mówiąc, nie wiem. Mam to chyba po mamie. Ona powiada, że nie powinniśmy się specjalnie afiszować naszymi możliwościami.
– No tak, Christa musi uważać i zachowywać się ostrożnie ze względu na Abla. Ale ty… Nic dziwnego, że Tova kręci tobą jak chce i bawi się twoim kosztem. Ach, naprawdę nie mogę pojąć, dlaczego każdy ze szczególnie wybranych musi być taki sympatyczny i niemal przeprasza, że żyje! Z Tarjeim było tak samo. Z pewnością pamiętasz, że przed tobą Tarjei był tym specjalnym pośród wybranych. On zresztą nie zdążył przeciwstawić się złu właśnie dlatego, że nawet nie odkrył w sobie tej szczególnej siły, jaką został obdarzony. To się nie może powtórzyć w twoim przypadku, Natanielu. Nie wolno do tego dopuścić!
– Czy twoim zdaniem nie jest ważne zachowanie, że tak powiem, czystości serca, żeby skuteczniej przeciwstawić się Tengelowi Złemu?
– Owszem, owszem, to jest ważne, ale może nie w tym stopniu. Teraz jednak zapomnisz o swojej nieśmiałości i zdobędziesz się na odwagę przywołania Ganda! Albo jeszcze lepiej: przywołasz przodków Ludzi Lodu. Zacznij od Linde-Lou, on się dotychczas specjalnie nie przemęczał jako twój opiekun.
– Czy Tova mogłaby mi towarzyszyć?
Benedikte zastanawiała się przez chwilę.
– Tak, myślę, że tak. Może nawet da jej to trochę do myślenia, spotkanie z prastarymi dobrymi siłami Ludzi Lodu mogłoby ją skłonić do opamiętania. Ale strzeż się! Ona jedną nogą, jeśli nie obiema, stoi po przeciwnej stronie!
– Dobrze, spróbuję to zrobić. Tylko gdzie? I kiedy?
– Poczekaj no… na dworze nie jest jeszcze specjalnie zimno… Ubierzcie się dobrze i idźcie na cmentarz, tam na pewno ich spotkacie! Jutro wieczorem, kiedy na cmentarzu nikogo już nie będzie.
– Poszłabyś z nami, Benedikte?
– Ja? Nie, ja jestem już za stara na takie wycieczki w jesienne wieczory.
– Ale Linde-Lou nie zastał przecież pochowany na naszym cmentarzu.
– Linde-Lou z pewnością cię znajdzie. Myślę, że on już od dawna z niecierpliwością czeka na wezwanie. I wiesz co…
– Tak? – Nataniel czekał zaciekawiony.
– Myślę o tym artykule, o którym mi opowiadałeś… Pomysł nie był wcale taki głupi. Napisz to od nowa, ale przedstaw swoje poglądy, a nie Tovy! Samotni opiekunowie chorych i starych w całym kraju potrzebują trochę wsparcia. Tylko sformułuj to tak, żeby nie ranić pacjentów, na pewno to potrafisz!
Nataniel zastanawiał się przez chwilę nad propozycją.
– Mam wszystkie notatki – powiedział w końcu. – Zrobię, jak radzisz. Naprawdę trzeba, żeby ktoś trochę potrząsnął władzami, nie robią przecież nic, żeby pomóc tym ofiarnym ludziom, przerzucają na ich barki obowiązki, które spoczywają na gminach. Napiszę artykuł, który dopiecze do żywego wszystkim, którzy na to zasłużyli!
– Znakomicie! A zatem jutra wieczorem idziesz na cmentarz? Bogu dzięki, że znowu coś się zacznie dziać! Od tak dawna już na wszystkich frontach panuje nieznośny spokój. Dzwonię do Tovy.
Tova była bardzo poruszona tym, że ma spotkać na cmentarzu duchy przodków.
– Pomyśleć, ile kawałów można by z nimi zrobić! – wykrzykiwała zachwycona.
– Tylko spróbuj! – upominał ją Nataniel i czuł się znowu jak zrzędliwy mentor. Dlaczego to właśnie on musiał nieustannie powtarzać te wszystkie nudne uwagi?
Znaleźli się na miejscu, gdy wczesny jesienny zmierzch zapadł nad kościołem otoczonym czarnymi, pozbawionymi już liści drzewami. Tova, która sięgała Natanielowi ledwie do pasa, mruczała przejęta:
– Czy obciążeni też leżą na tym cmentarzu? Na przykład Ulvar, on tu chyba został pochowany?
– Jego raczej nie uda ci się przywołać – odparł Nataniel. – A teraz bądź tak dobra i milcz! Pozwól mi wezwać przodków. Naprawdę nie wiem, jakie ty masz z nimi stosunki.
– Jak najgorsze, mam nadzieję.
Miał ochotę zawołać: „Tova, czy naprawdę zawsze musisz być taka okropna?”, ale zrezygnował.
Człowiek może się czasem zirytować sam na siebie. Nataniel wiedział przecież, że nikt nie wymaga od niego takiej skromności w życiu, jaką się odznaczał, w każdym razie nie potrzebował zachowywać się tak jak Shira, która musiała przejść przez bardzo trudne próby. Nataniel mógł sobie pozwolić na to i owo. Powinien na przykład umieć okazywać gniew i niezadowolenie ludziom, którzy chcieliby stanąć mu na drodze i przeszkodzić w jego przyszłej walce. Jak dotąd jednak na nic takiego się nie zdobył. Było w jego charakterze coś łagodnego, jakaś serdeczność, która powstrzymywała go przed ostrymi reakcjami.
Pod tym względem bardzo przypominał Tarjeia. No i Tarjei został zamordowany przez zwolennika Tengela Złego, przez Kolgrima.
Natanielowi nie wolno było o tym zapominać. I wciąż musiał się mieć na baczności, by owa łagodność w jego charakterze nie spłatała mu nieprzyjemnego figla.
Zatrzymali się w pobliżu grobu Tengela Dobrego i Silje. Nataniel odczuwał, że to bardzo uroczysta chwila, gdy mówił cicho:
– Linde-Lou, bardzo bym chciał cię teraz spotkać. A jeśli któreś z was, naszych przodków, życzyłoby sobie zobaczyć Tovę i mnie, to dla nas obojga byłby to wielki zaszczyt.
Wokół kościoła panowała zupełna cisza. Nawet najmniejszy podmuch wiatru nie poruszał gałęziami drzew.
Tova szturchnęła Nataniela w bok.
– I poproś też Imrego – szepnęła.
– Tova prosi też o spotkanie z Imrem, jeśli on może nas usłyszeć. Wiem, że to dosyć trudne, bo Imrego zastąpił Gand, należący do żywych, a poza tym my nie wiemy nawet, czy Imre jeszcze żyje…
Potem czekali w milczeniu. Groby znajdowały się tam, gdzie były od setek lat. Miejsce pochówku Ludzi Lodu nigdy nie zostało zniszczone.
– Nie zdołamy ich przywołać – powiedziała po chwili Tova. – Nie przyjdą. To dlatego, że ja tu jestem. Nie chcą mnie widzieć. Oni też tego nie chcą. Nawet oni…
– Przestań się nad sobą użalać! – syknął Nataniel. – Może jednak powinniśmy sprowadzić Benedikte?
– Machnij ręką na wszystko! – burknęła Tova. – Zresztą dlaczego miałabym spotykać tych umarlaków, którzy się już pewnie dawno rozsypali w proch? Dotychczas radziłam sobie bez nich, to i teraz się obejdzie. Niech sobie tkwią w tych swoich grobach. Do niczego ich nie potrzebuję. Ulvar! – wrzasnęła nieoczekiwanie. – Słyszysz mnie? Może ty byś przyszedł zamiast…
Nataniel zakrył jej usta dłonią, więc reszta zdania zamieniła się w niezrozumiały, zdławiony bełkot.
– Oszalałaś? Chcesz wszystko zaprzepaścić? – syknął znowu i puścił ją wolno. – Nie powinienem był cię ze sobą zabierać. Ty nie masz dobrze w głowie!
Nagle Tova zamarła.
– Nataniel…
A więc przyszli! Przodkowie Ludzi Lodu wyłaniali się z nicości i wkrótce stanęli tuż przed nim i przed Tovą równie żywi jak każdy współczesny człowiek. Ulvara, oczywiście, wśród nich nie było, zresztą Nataniel wcale się go nie spodziewał. Nikt nie wiedział, gdzie się po śmierci podziewają obciążeni dziedzictwem zła, ale żadne z nich nigdy nie ukazało się żyjącym członkom rodu.
– Linde-Lou – powiedział Nataniel z promiennym uśmiechem do młodego, jasnowłosego chłopca o ciepłym spojrzeniu. – Dziękuję, że przyszedłeś!
Читать дальше