– No i nie doszliśmy do proboszcza.
– Proboszcz może poczekać – mruknęła bez szacunku dla duchownej osoby. – Ty jesteś ważniejszy.
Wtedy Heike ją pocałował. Czy to Vinga odwróciła się ku niemu, tak że nie mógł przestać, czy też on sam tego pragnął, nigdy się nie dowiedział. Ale czynił to długo i tak jak mężczyzna powinien, tak jak Vinga od wielu miesięcy niecierpliwie pragnęła. Kiedy się to jednak dość nieoczekiwanie stało, doznała odmiennych uczuć, niż się spodziewała. Pocałunek był taki delikatny, taki serdeczny. Dostrzegła jednak, że pod czułością skrywa się wielka rozpacz. Oboje byli tak samo przejęci, oboje czuli ten sam głęboki smutek i tę samą potrzebę czułości. I tyle było w tym szczerości, takiej cudownej, takiej aż do bólu rozkosznej!
Kiedy po drugiej chwili uwolniła się z jego objęć, zapytała:
– Czy teraz cienie zniknęły?
– Cienie były wokół mnie zawsze! Ja nie miałem na myśli szarego ludku. Błąkałem się po krainie cieni przez całe życie, choć nigdy nie pragnąłem tam być.
Vinga w niemym zdumieniu stwierdziła, że ręce Heikego zaczęły zdejmować z niej ubranie, starały się rozpiąć suknię. Ale nie była pewna, czy Heike czyni to w pełni świadomie.
Ostrożnie mu pomagała, bardzo ostrożnie, żeby w nim tej świadomości nie zbudzić. Wtedy na pewno znowu wróciłyby te jego przesadne wyobrażenia o potrzebie zachowania szacunku wobec niej, skrupuły i te wszystkie głupstwa. W tej chwili jego myśli zajęte były tylko jednym: żeby wyjść z ciemnej otchłani złego dziedzictwa i znaleźć się z Vingą w jasnym świetle dnia. A że to jego dążenie do Vingi znajdowało także fizyczny wyraz, akurat teraz nie wydawało się wcale dziwne.
W ich zachowaniu nie było gorączkowej niecierpliwości. Jedyne o czym myśleli, to okazywać sobie nawzajem czułość i być razem. Jeśli Heike w ogóle o czymkolwiek myślał. On zdolny był teraz tylko do uczuć, zawsze przecież był człowiekiem głęboko uczuciowym. I odnosił się do niej z cudowną delikatnością. Vinga szeptała mu do ucha cichutkie słowa, niosące pociechę, a on tulił ją, instynktownie odnajdywał do niej drogę. Drżeli oboje przejęci podniosłością tej chwili.
Vinga poczuła jego skórę przy swojej, dotyk jego owłosionych nagich ud, Heike oddychał głęboko, drżącymi wargami dotykał jej ust i wtedy uświadomiła sobie, że bardzo pragnie właśnie jej, a nie pożąda po prostu kobiecego ciała. Jej, Vingi, szukał, swojej drugiej, połowy w tym życiu, skoro więc mogła dać spokój także jego ciału, to czyniła to z radością.
O, tak. Z największą radością!
Mocno objęła ramionami jego szyję, opasała nogami jego uda, zamknęła oczy, dała się unieść słodkiemu pożądaniu, jakie w niej rozgorzało z całą gwałtownością, i…
Nie!
Dojmujący ból przeniknął jej ciało. Jak to boli, jak okropnie boli! Była oczywiście przygotowana, że musi cierpieć, ale nie aż tak!
Normalna Vinga zerwałaby się na równe nogi i uciekła, nie godziłaby się na ból. Ale nie teraz. Zacisnęła zęby i stłumiła lęk. Bo Heike był tak delikatny, jak to tylko możliwe. Ból miał naturalną przyczynę i żadne z nich nie mogło mu zapobiec. Vinga pocieszała się, że z czasem jej ciało ukształtuje się, dostosuje do budowy Heikego.
Dla Heikego to ich pierwsze miłosne doświadczenie było źródłem zupełnie innych przeżyć.
To prawda, że przedtem błądził jak nocny wędrowiec po ciemnym lesie. Fakt, że spowodował śmierć napastnika, stał się kroplą, która przepełniła czarę. Jakby cała gorycz minionych lat zebrała się – nie w nim, lecz wokół niego. Jakby go otoczyła niczym gęsta ciemność z szarymi smugami światła to tu, to tam, akurat na tyle jasnego, by mógł zobaczyć cienie tych wszystkich, którzy stanęli mu na drodze, wszystkich, którzy ze złej woli chcieli go powstrzymać w jego dążeniu do lepszego życia, tych, których on zranił, bo inaczej nie umiał. I wszystkich, którzy stracili życie z jego powodu…
Dławił go niewypowiedziany żal i ból. Był tak zakleszczony w tej ciemności, że teraźniejszość wydawała mu się nierzeczywista. Gdzieś istniało światło; promienny elf imieniem Vinga, migał mu w oddali i zdawało się, że słyszy jej najłagodniejszy na świecie, najbardziej wyrozumiały głos. Czyż i on nie odpowiadał? Miał wrażenie, że tak właśnie jest, zdawało mu się, że słyszy, jak jej opowiada o mrocznych cieniach, że ją woła, a ona wyciągnęła do niego ramiona i wzięła go w objęcia.
To niebiańskie uczucie, znaleźć się w tych objęciach. Jej przyjazne ciepło ogrzewało jego przemarzniętą duszę. Poraniona twarz paliła boleśnie, lecz ona dotykała ran wargami i uśmierzała ból. W rozpaczliwym dążeniu do wszystkiego, co piękne i dobre w życiu, odszukał te wargi i przywarł do nich swoimi ustami, a cudowna błogość ogarnęła jego ciało, rozpaliła je, skłaniała, by dążyło dalej. Mrok, wszelkie zło krążyło wokół niego, obciążało jego myśli, ale był z Vingą i tylko to miało jakiekolwiek znaczenie. Heike niezupełnie był świadomy tego, co się dzieje, pod tym względem Vinga się nie myliła: Czuł się jakby we śnie, gdzie istnieje tylko to, co dobre. Miłość Vingi i jej czułość mogły stać się ratunkiem i oparciem dla jego udręczonej duszy. To, że ciało także pragnęło jej do granic wytrzymałości, stanowiło już tylko konsekwencję i nie było nic pospolitego ani odpychającego w tym, że takie pragnienie pojawiło się akurat teraz.
Odnalazł do niej drogę, to przecież natura zawsze, we wszystkich czasach potrafiła, ich dusze i ciała stały się jednym, w tym miłosnym akcie dokonało się najwyższe, ostateczne zespolenie.
Vinga tak dobrze ukryła nieznośny ból, że Heike niczego nie zauważył. Instynktownie jednak wyczuwał, że ona cierpi, i mimo oszołomienia, w jakim trwał, starał się to nieuniknione uczynić dla niej lżejszym. W ten sposób oboje sprawili, że ta trudna chwila stała się piękna, każde z nich, w trosce przede wszystkim o drugą osobę, złożyło część swoich doznań w ofierze.
Kiedy Heike dotarł do najwyższego punktu wszechogarniającej rozkoszy, dokąd Vinga ze względu na ból towarzyszyć mu nie mogła, mrok i cienie zniknęły, Heike ocknął się zdyszany i wyczerpany u jej boku, próbując pojąć, co zrobił. Wiedział jednak, że było to najsłuszniejsze i najpiękniejsze, co wydarzyło się w jego życiu.
Po chwili, kiedy oboje uspokoili się trochę, Heike wstał, zmoczył nieduży ręcznik i troskliwie obmył Vingę. Podskoczyła z bólu, kiedy ją dotknął, choć robił to jak najostrożniej, mógł sobie więc wyobrazić, jakiego cierpienia jej przysporzył. Zresztą było to wyraźnie widoczne. Vanga leżała spokojnie, zasłaniając twarz dłońmi, żeby stłumić płacz, ale kiedy Pochylił się nad nią ponownie, zarzuciła mu ręce na szyję i pozwoliła, by ją podniósł z posłania.
– Domownicy zastanawiają się pewnie, co się z nami dzieje – rzekł z czułością.
Vinga wiedziała, że stali się sobie teraz tak bliscy, iż naprawdę nic nie mogłoby ich rozdzielić.
– To było nieuchronne – powiedziała zdławionym głosem.
– Co masz na myśli? – zapytał Heike, pomagając jej się ubrać.
– To napięcie, jakie między nami istniało. Ta ostrożność, jakby się chciało powiedzieć: „Ja przecież ciebie nie znam”, wszystko to minęło. Teraz możemy rozmawiać spokojnie, bo udało nam się przejść wspólnie ten etap.
Heike uśmiechnął się słysząc takie określenie.
– Rozumiem, o co ci chodzi. Sprawy erotyczne znaczą dla dwojga ludzi bardzo wiele, ale nie można ślepo dać się ponieść tylko temu. Jakby to był jedyny cel. To prawda, że dzięki temu rozładowuje się długo narastające pragnienie, ale tak wiele innych spraw nabiera innego znaczenia… Teraz odczuwam jeszcze silniejszą i serdeczniejszą więź z tobą.
Читать дальше